W przychodni jak u faraona

REKLAMA

Z dr. ADAMEM SANDAUEREM, prezesem Stowarzyszenia Pacjentów Primum non nocere rozmawia Tomasz Teluk:

TT: Uczestnicząc w wielu konferencjach dotyczących problematyki ochrony zdrowia, trudno nie zauważyć, że pacjenci są traktowani przez państwowy monopol w służbie zdrowia jak piąte koło u wozu. Czy podziela Pan tę opinię?

REKLAMA

AS: Zgadzam się. Trzeba jednak zaznaczyć, że sytuacja staje się patologiczna już na poziomie planowania opieki zdrowotnej. Złem jest monopol płatnika-ubezpieczyciela. Monopol Narodowego Funduszu Zdrowia jest jedną z przyczyn patologii, które obserwujemy w służbie zdrowia. Wyłączność jednego państwowego płatnika przy ubezpieczeniach zdrowotnych uniemożliwia wprowadzenie zmian w tym sektorze. Kolejną patologią jest przekazanie przez państwo pełnego nadzoru nad systemem korporacji usługodawców.

TT: Czy na prywatyzacji służby zdrowia zyskaliby pacjenci?

AS: Na pewno należy stworzyć makroekonomiczne warunki dla powstawania bardzo silnego sektora prywatnego. Natomiast nie występuję przeciwko częściowemu istnieniu państwowych placówek zdrowotnych. Sama ewentualna prywatyzacja istniejącego majątku jest sprawą drugorzędną. Istotne jest wprowadzenie wielu ubezpieczycieli i konkurencja pomiędzy nimi, w tym wieloma prywatnymi. Pogląd, iż da się sprywatyzować całą służbę zdrowia, może być złudny. Nie tylko dlatego, że to zbyt skostniały sektor. Proszę wyobrazić sobie prywatyzację szpitali zakaźnych. Przecież one muszą istnieć jako zabezpieczenie, nie przynosząc zysków, a działają na „pełnych obrotach“ tylko w czasie epidemii.

TT: Czy państwowa służba zdrowia staje się niebezpieczna dla zdrowia pacjenta? W jaki sposób pacjenci mogą walczyć o swoje?

AS: Na przykładzie działalności naszego stowarzyszenia, które udzieliłotysięcy porad prawnych pacjentom poszkodowanym przez służbę zdrowia, można uświadomić sobie skalę problemu. Należy zdać sobie sprawę, że pacjent nie ma dużych szans w walce o swoje sprawy. Z państwem, ale i z korporacją trudno wygrać. Urzędnicy są przecież wspierani przez establishment medyczny. W medycynie istnieje równie silny korporacjonizm jak np. w wymiarze sprawiedliwości. To cała sieć formalnych i nieformalnych układów i powiązań. Pajęczyna…

TT: Państwo stosuje cenzurę informacyjną, bo gdyby pacjenci posiadali wystarczającą wiedzę medyczną, zażądaliby najnowocześniejszej terapii w ramach obowiązkowego ubezpieczenia, a na to żadnego państwa na świecie nie stać. Czy establishment medyczny dostarcza wszelkiej niezbędnej informacji pacjentom? Jakie doświadczenie w tej sprawie ma Stowarzyszenie Pacjentów?

AS: Proszę pana, to, co się dzieje w medycynie w kwestiach informacji ociera się o absurd. Proszę zwrócić uwagę, że Polska jest chyba ostatnim krajem europejskim, gdzie do robienia opisów medycznych, zamiast zrozumiałego dla wielu języka angielskiego, języka, w którym powstaje wiedza medyczna, używa się jakiegoś dziwnego żargonu – współczesnej łaciny. Jest to zwyczaj establishmentu wywodzący się z historii, by stwarzać wokół siebie otoczkę tajemniczości i posiadania jakiejś wiedzy, nazwijmy to wiedzy tajemnej. Sytuacja przypomina czasy starożytnego Egiptu, gdzie kapłani mieli władzę nad ludem, bo utrzymywali pewne informacje w ukryciu. Czasami dzierżyli nawet władzę nad Faraonami. Tak właśnie dzieje się w Polsce. Dochodzi do tego prawie zupełny brak podstaw medycyny w programie nauki szkolnej.

TT: Czy nie uważa pan, w dobie internetu, to absurd, że reklama leków – substancji ratujących zdrowie i życie pacjentów – jest nielegalna w Europie? Przecież każdy, kto szuka informacji medycznej, może znaleźć ją na serwerach np. w USA.

AS: To bardzo skomplikowany problem, a przyjęte u nas obecnie rozwiązania są złe. Oczywiście badania wykazują, że np. reklama leków powoduje z jednej strony wzrost sprzedaży leków, ale i zwiększa wiedzę medyczną społeczeństwa. Obecnie reklamuje się te specyfiki, które sprzedawane są bez recept. Reklam jest mnóstwo. Nie wolno natomiast reklamować tego, co sprzedawane jest na recepty. Prowadzi to do „samoleczenia“ znacznej części społeczeństwa i kupowania często nieskutecznych leków np. przeciwbólowych. Ludzie sądzą, iż wiedzą, co im pomoże, a w rzeczywistości utrzymywana jest niewiedza o tym, co daje współczesna wiedza medyczna. W dobie internetu takie cenzurowanie pozbawione jest sensu. Kto zna angielski może przy odrobinie wysiłku przeczytać informacje na amerykańskich serwerach. Pacjent powinien mieć jak najwięcej potrzebnej informacji, aby kontrolować swój los w rękach lekarzy.

REKLAMA