Słowo o prawdziwym programie

REKLAMA

Wybory parlamentarne w Polsce wygrało Towarzystwo Przyjaźni Polsko–Niemieckiej, chwilowo kamuflujące się pod nazwą Platformy Obywatelskiej. Wynika to nie tylko z deklaracji Bronisław Komorowskiego, że Polska „jest w Unii Europejskiej, a nie w USA” – ale również z demonstracyjnej obecności niemieckiej kanclerz Anieli Merkel, wraz z innymi członkami rządu na jubileuszu Związku Wypędzonych, gdzie wszyscy zgodnie skomplementowali Erikę Steinbach.

Niemcy były adwokatem Platformy Obywatelskiej, a teraz za swoje usługi wystawią rachunek, który Platforma spłaci co do grosza wiedząc, że w przeciwnym razie będzie rozsmarowywana na podłodze, jak PiS. Podobnie Platforma będzie musiała odwdzięczyć się krajowym dysponentom mediów, które przed ponad dwa lata udzielały jej poparcia i zwalczały konkurentów, dysponentom oddanej do jej dyspozycji agentury i tak dalej.

REKLAMA

To jest prawdziwy program koalicyjnego rządu, jaki powstanie pod egidą PO. Nastąpi zatem recydywa kompradorskiego, tzn. politycznego kapitalizmu i odnowienie gwarancji, jakich „lewica laicka” udzieliła przedstawicielom wojskowej razwiedki przy „okrągłym stole”.

Na żadne ekstrawagancje nikt Donaldowi Tuskowi nie pozwoli, nawet gdyby próbował. Beneficjenci „okrągłego stołu” nie życzą sobie bowiem powtórnego przeżywania pięciu minut strachu i zrobią wszystko, by takie ryzyko już się nie powtórzyło.

Dlatego sądzę, że Platforma Obywatelska jest tylko etapem przejściowym w procesie przywracania tubylczej scenie politycznej w Polsce pożądanego kształtu. Z uwagi na konieczność odwdzięczenia się tym, którzy w Platformę Obywatelską zainwestowali, prawdziwymi zwycięzcami tych wyborów są środowiska, których politycznym eksponentem jest LiD.

Wykorzystają one rządy Platformy do okrzepnięcia i umocnienia swoich pozycji ekonomicznych i społecznych, by przy następnych wyborach przejść do ofensywy politycznej. Jest zatem wysoce prawdopodobne, że media, które przez ostatnie dwa i pół roku wspierały Platformę – za trzy lata będą wspierały LiD, który otrzyma również potężne wsparcie od bratnich partii socjaldemokratycznych – żeby tubylcza scena polityczna w Polsce była taka sama, jak wszędzie.

Wprawdzie Platforma Obywatelska też zrobi wszystko, czego zażąda od niej unijny Wielki Brat, ale LiD zrobi to jeszcze lepiej, bo będzie zgadywał i uprzedzał żądania. Na kogóż Unia, tzn. Niemcy mogą bardziej liczyć, na kogóż mają stawiać, jeśli nie na wypróbowaną we wszelkich gimnastykach Partię Zagranicy? Jest to prawdopodobne tym bardziej, że za cztery lata pełnoletniość osiągną roczniki już odpowiednio wytresowane zarówno przez system edukacyjny, jak i przez media.

Przedsmak tego, bo będzie za cztery lata mieliśmy już teraz, kiedy na apel o pójście do wyborów, wsparty ostrzeżeniem popadnięcia w „grzech zaniedbania”, odpowiedzieli właśnie ludzie młodzi, a więc bez żadnego politycznego, ani nawet życiowego doświadczenia, za to niezwykle podatni na medialną, a zwłaszcza telewizyjną demagogię.

Uwierzywszy alarmistycznym doniesieniom, że w Polsce zagrożona jest „demokracja”, poparli Platformę Obywatelską w przekonaniu, że oddają Polsce przysługę, podczas gdy tak naprawdę, utorowali drogę powrotowi ubecko–razwiedkowo–salonowych sitwesów na uprzywilejowane pozycje.

Utorowali też drogę bezwarunkowej rezygnacji Polski z suwerenności państwowej, chociaż, prawdę mówiąc, min. Fotyga też zadeklarowała gotowość podpisania przez Polskę Traktatu Reformującego. Naturalnie nie zdają sobie z tego wszystkiego sprawy, bo niby skąd?

Sposób myślenia tych ludzi znakomicie zilustrowała pani, która powiedziała, że wprawdzie na polityce się nie zna i jej nie rozumie, ale postanowiła „tupnąć nogą”. No i „tupnęła”, nie zdając sobie sprawy, ile to jej tupnięcie będzie Polskę, a także ją osobiście kosztowało.

Z tego punktu widzenia warto zastanowić się na przyszłość, co jest lepsze – czy „grzech zaniedbania” popełniony przez ludzi nie mających pojęcia o polityce, którzy nie ze skromności, tylko z lenistwa nie biorą udziału w głosowaniu, ale przynajmniej swojemu krajowi nie szkodzą, czy też osobliwy rygoryzm moralny, nakazujący politycznym analfabetom włączanie się do kierowania państwem, żeby tylko zadośćuczynić Świętej Demokracji?

Czy w obliczu takiej alternatywy „grzech zaniedbania” nie nabiera cech „felix culpa”, czyli winy błogosławionej? W naszej parszywej sytuacji nie ma to już pewnie większego znaczenia, ale za jakieś trzydzieści lat, kiedy w pokoleniu, które zatęskni za utraconą suwerennością polityczną, zacznie odradzać się tradycja romantyczna, może to być podstawowy dylemat moralny.

(źródło)

REKLAMA