Z przymrużeniem oka: jak przetrwać w próżni?

REKLAMA

Prawdopodobnie za kilkanaście lat część z nas będzie mogła sobie pozwolić na kosmiczną wycieczkę. Może będzie to orbita Ziemi, może Księżyc. Co jednak zrobić, jeśli „coś pójdzie nie tak” i znajdziemy się w próżni kosmicznej pozbawieni ochronnego skafandra?

Taki scenariusz był przedstawiany w wielu filmach i być może któregoś dnia będzie on naszym udziałem. W kinie mogliśmy podziwiać gwałtowne zamarzanie, wybuchanie ciał i gotowanie się krwi. Rzadko która scena zbliżała się do prawdy.

REKLAMA

Czym jest ta straszna próżnia – dosłownie niczym. To przestrzeń praktycznie pozbawiona powietrza, gazów i innych cząstek. (Można tam spotkać pojedyncze cząsteczki, ale dzieje się to tak rzadko, jak rzadko spotyka się rozsądnych ludzi w parlamencie). Dlatego piłka raz wyrzucona ze statku kosmicznego będzie leciała w nieskończoność – nie będzie oporu powietrza, który by mógł ją spowolnić.

Naszą wiedzę o skutkach wystawienia ciała człowieka na próżnię czerpiemy przede wszystkim z eksperymentów przeprowadzanych na zwierzętach (w tym na szympansach) w latach 60. Pomocne są również dane zebrane przez pilotów, latających na dużych wysokościach, i dane zebrane podczas… wypadków. Ale o tym później.

Zwiedzamy więc stację kosmiczną na orbicie Ziemi, pod czujnym okiem przewodnika, który pilnuje, byśmy „przypadkiem” nie dotknęli jakiegoś przełącznika. Właśnie opowiadał o „niesamowicie ciekawej historii stacji”, gdy wtem ogłusza nas potężny łomot – to mały meteor uderza z ogromną prędkością w stację, wybijając w niej potężną dziurę. Automatyczne systemy bezpieczeństwa zamykają śluzę bezpieczeństwa, zamykając nas w uszkodzonej części. Ups. Dochodzi nas ogłuszający ryk powietrza uchodzącego ze stacji z prędkością dźwięku. Powietrza które najpewniej nas porwie przez dziurę wprost w czarną przestrzeń kosmiczną.

Co się nie stanie

Nie zamarzniemy momentalnie w super zimnym otoczeniu, bo… próżnia nie jest zimna. W ogóle nie ma temperatury. Na Ziemi to cząsteczki ciepłych lub zimnych substancji (wody, powietrza, etc.) są odpowiedzialne za wrażenie temperatury. Próżnia jest praktycznie pozbawiona tych cząstek. Co więcej jest ona doskonałym izolatorem, nieraz stosowanym w termosach. Możemy poczuć ochłodzenie ciała, ale by zamarznąć w próżni, potrzeba by o wiele więcej czasu niż kilka sekund.

Wybuch ciała byłby najefektowniejszym sposobem śmierci, choć mógłby mieć średnio przyjemne skutki dla osób, będących blisko osoby wybuchającej. Niektórzy oczekują, że tak jak powietrze ucieka przez dziurę w stacji, tak krew będzie chciała się wydostać na zewnątrz, rozrywając nas. Tak się nie stanie. Skóra ma wystarczającą wytrzymałość, by wytrzymać to ciśnienie. Wprawdzie z oczu zaczną nam płynąć łzy, pewnie krew, i zaczniemy się mocno pocić. Ale wybuchu nie będzie.

W końcu gotowanie się krwi. Nieraz widzieliśmy obrazki himalaistów gotujących wodę na dużych wysokościach w temperaturze 60’C (z powodu niskiego ciśnienia powietrza). Na tej samej zasadzie niektórzy oczekują, że krew się zagotuje momentalnie, jeśli ciśnienia by nie było. Wewnątrz ciała krew musiałaby mieć 46 'C by tak się stało. Przy standardowym 36,6 nam to nie grozi. Za to zagotują się wszystkie płyny na powierzchni skóry (w tym ślina z ust).

Gdy tylko znajdziemy się w próżni, całe powietrze z płuc zostanie wyssane. Ale to dopiero początek kradzieży życiodajnego tlenu. Płuca, które w normalnych warunkach odpowiadają za wymianę gazów zaczną działać jak potężny odkurzacz tlenu z naszej krwi. Pomiędzy 9 a 15 sekundą stracimy przytomność. Chciałoby się wstrzymać oddech, żeby pozostać świadomym dłużej? Skończyłoby się to gorzej: rozerwaniem płuc i dostaniem się gazów do jamy ciała.

Po około 90 sekundach od znalezienia się w próżni serce przestanie bić z powodu braku tlenu. I od tego momentu jakiekolwiek próby reanimacji są skazane na porażkę. Jeśli w przeciągu tych 90 sekund ktoś zdoła nas zanieść w bezpieczne miejsce, jest szansa na powrót z zaświatów. To najbardziej optymistyczna, ale na szczęście najbardziej prawdopodobna wersja. Jest szansa, że umrzemy w pierwszej minucie na skutek migotania serca. Może dojść również do zapaści sercowo-naczyniowej prowadzącej do utraty przytomności. Wystawienie na bezpośrednie działanie Słońca skończy się paskudnymi poparzeniami ze śmiercią z powodu oparzeń włącznie.

Szansa na ratunek

Próżnia kosmiczna pochłonęła już ludzi. W trakcie powrotu na Ziemię kabina statku Sojuz 11 rozhermetyzowała się. Trzech kosmonautów zginęło na skutek uduszenia. Amerykanie mieli więcej szczęścia. W trakcie prac na orbicie rękawica ochronna jednego z astronautów została przecięta, kalecząc go w rękę. Dopiero po powrocie na stację, astronauta zauważył skaleczenie – skóra i krzepnąca krew zatamowały ucieczkę powietrza.

Jeśli zamierzamy się ratować (a w zasadzie pomóc sobie w przetrwaniu) mamy na to kilka sekund. Na stacji możemy spróbować uciec do bezpiecznego miejsca, założyć maskę tlenową lub spróbować zatkać dziurę. Po wyssaniu poza stację w przestrzeń kosmiczną powinniśmy spróbować skierować się w kierunku stacji. Jeśli właśnie nie mamy przyczepionych silniczków rakietowych, to można rzucić najcięższą rzeczą w kierunku przeciwnym do stacji. Spowoduje zmniejszenie prędkości naszego oddalania się od stacji. W końcu, na Księżycu powinniśmy postarać się dobiec do najbliższego wejścia, a jeśli to nie jest możliwe, poszukać cienia. Cienia, w którym stracimy przytomność, czekając na uratowanie.

(artykuł przesłany przez Czytelnika)

REKLAMA