Hieny bankowe

REKLAMA

Zyski polskich banków rosną, a dynamika ich wzrostu bije rekordy światowe. Rentowność sektora bankowego jest kilkakrotnie wyższa od średniej dla innych gałęzi gospodarki. Ostatnie lata to co najmniej 20 –30 procent przyrostu rocznie. Niestety rozwoju tego nie zawdzięczają banki ani jakości swej pracy, ani potędze gospodarczej. Powiem więcej; im bardziej są aroganckie, im mnie przyjaźnie do klienta nastawione, tym lepiej im się wiedzie. Poniższa historyjka rzuca nieco światła na źródło sukcesów polskiej bankowości.

Kara za depozyt

REKLAMA

We wrześniu wyjechałem na leczenie zagraniczne. Wkrótce okazało się, że zabrałem, za mało pieniędzy. Wysłałem więc mejla do przyjaciela, żeby poszedł do kantoru, kupił kilka tysięcy euro i wpłacił je na moje konto w multibank, a ja już sobie te pieniądze sam przeleję gdzie trzeba, on-line. Nazajutrz pieniądze były na moim koncie. Otrzymałem też od przyjaciela mejla z adnotacją, że multibank pobrał od niego prowizję w wysokości 0,5 procenta od wpłaconej kwoty. Uznawszy, że zaszła jakaś pomyłka, napisałem do banku z prośbą o jej korektę. Już dwa dni później otrzymałem odpowiedź, z której wynikało, że prowizję pobrano prawidłowo, ponieważ wpłaty gotówki na moje konto dokonała osoba trzecia.

Zaprotestowałem! Z jakiej racji bank wtrąca się do źródeł pochodzenia moich pieniędzy. To chyba dobrze, że na moim koncie przybywa salda, na którym bank zwykle zarabia. Kto tego dokonuje nie ma znaczenia. Równie dobrze mógł to być przelew albo czek. W odpowiedzi otrzymałem wyjaśnienie, że bank miał prawo do prowizji, ponieważ tak jest zapisane w Tabeli Opłat i Prowizji, która jest nieodłączną częścią kontraktu między mną a bankiem. Zgoda. Kontrakt kontraktem, ale przecież – upierałem się – bank musi mieć na taką prowizję jakieś racjonalne uzasadnienie. Tym bardziej, że w momencie zakładania konta nikt mi żadnej tabeli nie pokazał, a nawet gdyby pokazał, opłaty i prowizje zmieniają się nieustannie, o czym klienci rzadko kiedy są powiadamiani. Przyzwoita firma nie może stosować w kontraktach kruczków, nawet jeśli mają one umocowanie prawne. Kontrakt nie może być podchwytliwy.
Okazuje się, że w multibank i pewnie innych polskich bankach może. Z kilku kolejnych listów z infolinii multibanku wynikało, że powodem stosowania prowizji jest…zapis w kontrakcie. Innego uzasadnienia nie ma i być nie może.

Primo, wpłata niezależnie od tego, kto jej dokonuje kosztuje bank tyle samo, bez względu na stosunek własnościowy osoby wpłacającej do konta, na które wpłaca. Secundo, gdyby zastosować tu logikę i symetrię praw i obowiązków, to przecież równie uzasadnione byłoby pobieranie specjalnej prowizji od przelewu od osoby trzeciej. Tertio, już pisałem, im więcej pieniędzy na kontach klientów, tym dla banku lepiej. Banku nie może interesować pochodzenie moich pieniędzy. To nie są kompetencje banku…Jeśli miał wątpliwości, powinien zawiadomić policję albo/i prokuraturę. Chyba, że celowo ogranicza wolumen swoich depozytów, ale w ten sposób działa na niekorzyść innych posiadaczy kont.

Skoro tak, to jaki był prawdziwy powód pobrania prowizji? To proste: chciwość, bezczelność, arogancja, głupota, a przede wszystkim bezkarność.

Gdzie konkurenci?

Takich podchwytliwych prowizji, żeby nie powiedzieć tricków, jest w „kontrakcie’ multibanku (jego właścicielem jest BRE Bank) więcej. Przykładowo, od każdej złotówki wypłaconej w gotówce do kwoty 5000 zł, klient banku płaci prowizję w wysokości 0,5 proc. nie mniej jednak niż 3 zł. Od 5000 zł prowizja wynosi więc 25 zł, ale już od 5001 zł, zero. Aby bezprowizyjnie wyciągnąć 1000 zł, wystarczy wyciągnąć 5001 zł, a następnie zdeponować ponownie 4001 zł na koncie. Od depozytów prowizji jeszcze nie ma. Po co wiec taki zapis? A no, żeby przyłapać klienta na nieuwadze i zgarnąć haracz.

Wybitny ekonomista amerykański, Murray N. Rothbard, pisze w Ekonomii wolnego rynku, że w warunkach wolnej konkurencji rentowność poszczególnych gałęzi gospodarki jest mniej więcej podobna i waha się średnio od 8 do 12 procent rocznie. Nie ma żadnego powodu, aby polskie banki miały zarabiać pięć czy dziesięć razy więcej niż zarabia każdy inny, przeciętny biznes. Tym bardziej, jeśli zachowują się tak, jak w opisanych przypadkach multibank. W normalnym kraju, bank, który zastosowałby wobec swoich klientów podobny trick utraciłby klientów na rzecz rywali, którzy traktują konsumenta poważnie i z szacunkiem. W Polsce takiej obawy nie ma. W Polsce banki cieszą się „opieką” ze strony państwa. Opieka ta utrudnia rywalom wejście na rynek, a tym, którzy już na nim są udziela szczególnych przywilejów ustawodawczych, graniczących niekiedy z monopolem. Czy trudno się potem dziwić, że przy stosunkowo marnym serwisie (długie kolejki, błędy, nieuprzejmość i wysokie niemal zuniformizowane koszty) banki osiągają tak fantastyczne wyniki finansowe?

P.S. Bezkarność banków ma mimo wszystko swoje granice, o czym świadczy chociażby .systematyczny spadek udziałów w rynku krajowego giganta, PKO BP. Dla mnie multibank jest już stracony. Co więcej, jak każdy zdegustowany konsument wiadomość o swojej frustracji kolportować będę gdzie tylko się da. Czy te kilkadziesiąt złotych prowizji, wyciśniętej ze mnie podstępem warte jest takiego ryzyka?

REKLAMA