Konserwatywne Święta

REKLAMA

Święta, Święta, Święta! Tylko proste pytanie: co Święta Bożego Narodzenia początku XXI wieku mają wspólnego ze Świętami Bożego Narodzenia jako takimi? Wszak nawet rzymski „Osservatore romano” w XII 2006 roku prowadził rozważania nad tym, czy nie lepiej je skasować niż robić z nich igrzysko dla supermarketów.

Cały miesiąc grudzień – rok w rok – to czas triumfalnego pochodu konsumpcjonizmu. Miliony ludzi spędzają ten czas w super- i hipermarketach, składając tym samym głębokie hołdy przed bożkiem konsumpcyjnej kultury. Handlowcy zacierają ręce, szpikując wystawy sklepowe tandetnymi amerykańskimi mikołajami, tak jakby biskupi katoliccy kiedykolwiek nosili takie idiotyczne i tandetne biało-czerwone ubranka.

REKLAMA

Warto byłoby tych bywalców supermarketów przepytać z czym kojarzą się im Święta? Odpowiedź, że jest to okazja do spotkania się rodziny w przyjemniej atmosferze zapewne byłaby jeszcze formą umiarkowanej laicyzacji, a zapewne tak ludzie postrzegają cel Świąt. Dzieci dodadzą do tego jeszcze cel w postaci otrzymania prezentów.

A gdzie urodziny Jezusa Chrystusa – Zbawiciela? Ta perspektywa znika z naszego horyzontu. Święta Bożego Narodzenia – pomimo swojej nazwy – coraz mniej wspólnego mają z narodzinami człowieka-Boga. I nie piszę tego bynajmniej po to, aby ze stanowiska katolickiego „fundamentalisty” potępić „bezbożną laicyzację”. Piszę to, gdyż tendencję tę dostrzegam także we własnym środowisku bombardowanym przez laicką cywilizację ze wszystkich stron.

Obżerając się przy świątecznym stole wspomnijmy czasem, że świętujemy nie dlatego, że taka jest tradycja, zwyczaj. Świętujemy, gdyż 2007 lat temu urodził się Ten, który przyniósł nam „dobrą nowinę”: życie nie kończy się wraz ze śmiercią.

(źródło)

REKLAMA