Chodakiewicz: Części zamienne. Męski szowinistyczny spisek?

REKLAMA

Dostałem kiedyś w łeb, zacząłem siąpić nosem, spało się gorzej. Po kilku latach w końcu poszedłem do lekarza. Dr. Ward z San Francisco Kaiser Hospital zoperował – złamał mi nos, a potem zestawił. Mam do dziś małą dziurę. Koszt operacji dla mnie: dwa dolary na szatnię. Resztę pokryło ubezpieczenie Kaiser Permanente.
Moi kolesie mieli ubaw, bowiem byłem bardzo spuchnięty przez dwa tygodnie. Śmiali się, że jestem JAP – Jewish American Princess.

Było to prawie ćwierć wieku temu w Kalifornii. W tym czasie właściwie jedynymi osobami, które poddawały się takim zabiegom bez potrzeby medycznej, były nastolatki. Co zamożniejsze dziewczyny dostawały od rodziców nowy nos na 16. urodziny. U nas na półwyspie San Francisco przodowały w tym Iranki i Żydówki. Kosztowała ta przyjemność około 10 tys. dolarów. W tej chwili operacje plastyczne są nagminne. Spadły ceny, zmieniła się kultura. Społeczna akceptacja takich zabiegów jest bardzo wysoka. Bardzo niewiele osób wyśmiewa się otwarcie ze znajomych, którzy kupują sobie części zamienne. Wzrost zamożności sprawił, że operacja plastyczna stała się symbolem statusu społecznego, tak jak luksusowy samochód czy duży dom. Nawet „Financial Times” (19-20 stycznia 2008 r.) zauważył ostatnio spadek liczby przeprowadzanych operacji plastycznych w związku z recesją w USA. Odbiło się to też naturalnie na giełdzie, gdzie spadły ceny akcji odpowiednich firm. Szaleństwo części zamiennych zaczęło się u nas w Kalifornii, a potem na Florydzie. Miało to związek naturalnie z kulturą plaży oraz z kultem młodości. Na plaży trudno się popisać ciuchami czy samochodami.

REKLAMA

Jak ktoś gra dobrze w siatkówkę czy fajnie jeździ na desce, to może nosić kąpielówki za pięć dolarów i jest świetnie. Naturalnie można starać się zaimponować dobrymi okularami, ale przede wszystkim liczy się młodość i zdrowe ciało – wytonowane, a nie przypakowane. Mięśnie w sam raz, a nie masywne. Szczupłe ciało, bez brzuszka – zarówno u facetów, jak i dziewczyn. Naturalnie te ostatnie mają dużo trudniej. Ideałem wciąż jest niebieskooka blondynka o wysmukłych, długachnych nogach, szczupłych ramionkach, z wielkim biustem (odwrotnie niż w Brazylii, gdzie rządzi duża pupa). Nagminnie więc farbują się na blond, kupują niebieskie szkła kontaktowe oraz zmieniają kształty swego ciała. I tutaj wielkie usługi świadczy chirurgia plastyczna. Skalpel, krzemionka oraz saline robią wielką karierę. Na początku idzie powiększenie biustu. Zwykle o numer lub dwa. Czasami jednak dziewczyny od razu robią sobie giganty. I nie zawsze z próżności. Matka jednej z moich ukochanych na Hawajach poddała się operacji rekonstrukcji biustu po amputacji w wyniku raka piersi. To zrozumiałe. Ale normą jest próżność. Nagminne jest naciąganie skóry na twarzy – skalpelem, a ostatnio przez zastrzyki z botoksu, który utwardza („wygładza”) cerę. Czasami kilka kobiet spotyka się na tzw. botox parties, pije winko i poddaje się zastrzykom.

Minusem jest to, że niekiedy po takim zabiegu niemowlaki nie rozpoznają swoich matek. Znam Azjatki, które mają teraz bardziej okrągłe oczy. Dziewczyny robią sobie też usta. Mają je teraz nadęte; uważają, że to sexy. Wydłużają sobie także kości policzkowe. Butt implants, czyli implantacja pośladkowa, również jest popularna. Pewna
dziewczyna imieniem Crytal obraziła się, gdy jej chłopak powiedział jej, że ma fajną, małą pupę. – Po co wydałam 8 tys. dolarów na operację? Mam dużą pupę!!! – dąsała się. Faktycznie ma bąbel. Jej ideałem jest Coco, biała żona czarnego rappera, bodaj Ice-T. Zresztą obrażalska dziewczyna miała też operację biustu w wieku lat 19. Trzy lata potem zrobiła sobie oczy, usta, brzuch oraz podbródek. Zapewniam, że operacji tych nie potrzebowała. I tak była bardzo atrakcyjna. Teraz jest komiksowa. A jej się
wydaje, że jest fantazją każdego faceta. I faktycznie. Pracuje jako modelka dla Porsche, Harleya-Davidsona. Ma wzięcie. Spopularyzował to wszystko Hollywood. Gwiazdy ścigające wieczną młodość stawały się najlepszymi reklamami chirurgii plastycznej. Niedługo potem dołączyła Porn Valley: tutaj niemal wymogiem jest powiększanie biustu oraz wszystkie inne zabiegi zwiększające atrakcyjność przedmiotu zabawy.

Gama dostępnych operacji poszerza się wraz z nowymi odkryciami medycznymi. Faceci na przykład mogą sobie powiększyć penisa. USA były tylko pionierem w tym polu. Już obecnie – ze względu na niski koszt operacji – „światową Mekką chirurgii kosmetycznej” jest Cali w Kolumbii (Salud Hernández Mora i Elena Sevilla, „Turistas de Quirófano”, „El Mundo”, 31 lipca 2005 r.). W Japonii i na Bliskim Wschodzie modne są operacje „przywracania” błony dziewiczej (hymen reconstruction). W ekstremalnych wypadkach – a specjalizują się w tym niektóre kliniki w Brazylii – można „poprawić” całe ciało – za około milion dolarów, a może czasami trzy razy tyle.
Takie zabiegi trwają nawet rok. Można wybrać całkowitą rekonstrukcję twarzy, czy nawet wydłużyć kości udowe przez implantację. Uwaga – nie należy mylić tego z chirurgią rekonstrukcyjną po poważnym wypadku (spalenie, odgryzienie czy zmiażdżenie twarzy). Mój kuzyn z Los Angeles specjalizuje się w takich operacjach, ma nawet firmę (bioplate.com), która po prostu przywraca życie osobom ze zmiażdżonymi czaszkami. Używając technologii komputerowo-radarowej bombowca Stealth, robi się mapę strzaskanej czaszki i wykonuje łaty ze stopów tytanowych.

Ratowanie życia jest zrozumiałe. Bardziej kontrowersyjne są operacje z wyboru. Tutaj chodzi mi jednak o całościową rekonstrukcję twarzy u osób, które nie muszą podejmować się takich zabiegów. Jest nawet program telewizyjny „Łabędź” („The Swan”), gdzie z rzekomo brzydkiego kaczątka wyłania się po radykalnych operacjach pięknotka. Już w tej chwili mówi się o ludziach, którzy ulegli nałogowi operacji plastycznych. Po prostu nagminnie sobie coś usprawniają. 36-letnia brazylijska modelka
Angela Bismarchi miała 42 różne operacje plastyczne (ostatnia to implantacja siatki wokół oczu, aby nadać im azjatycką skośność w związku z „japońskim” numerem tanecznym, który modelka ma wykonać wraz ze swoją grupą podczas karnawału). Mistrzynią świata jest jednak 52-letnia Cindy Jackson, która poddała się 47 operacjom.
Nie zawsze się udaje. Najsłynniejszym tego przykładem jest Michael Jackson.

Temu to nawet zapadł się w pewnym momencie nos, bowiem nie stało kości i chrząstki. Bardzo często słyszy się o rozmaitych wypadkach. Zdarzają się konowałowie,
którzy nie mają uprawnień do przeprowadzania operacji kosmetycznych. Znane są wypadki przedawkowania środka znieczulającego. Czasem trafia się zakażenie krwi. Zdarzają się też przypadki odrzucania przez organizm krzemionkowych implantów. Jedna z moich przyszywanych cioć w Nowym Jorku ma znajomą, słynną „Panią Lwicę” („Lion Lady”). Nadmiar operacji plastycznych upodobniłją do tego zwierzęcia. Szaleństwo operacji wywołuje od czasu do czasu debaty intelektualne. Libertarianie wzruszają ramionami. W końcu człowiek ma wolny wybór. Konserwatyści załamują ręce, traktując ten temat jako jeden ze znaków zapaści kultury. Najgłośniejsze protesty wychodzą naturalnie od feminazistek. One widzą zjawisko chirurgii plastycznej jako część „męskiego szowinistycznego spisku” (a male chauvinist plot), mającego na celu prześladowanie kobiet. Bodaj Susan Faludi zasugerowała, że następną operacją w ofercie będzie zabieg usuwania ślinianek, aby móc kontrolować
odruch wymiotny kobiet podczas seksu oralnego. Być może. Już w tej chwili przecież dziewczyny i chłopaki zakładają sobie między innymi w tym celu tzw. tongue studs (kołeczki na język). Nowy, wspaniały świat nie zna granic.

REKLAMA