Oblicza socjalizmu: Normy UE przyczyną wzrostu cen. Kolejny plan pięcioletni?

REKLAMA

Cena energii elektrycznej wzrosłaby w Polsce o co najmniej 50-70 proc. w 2013 roku, gdyby przyjęto propozycje KE dotyczące redukcji emisji CO2 w elektroenergetyce – ostrzegł w poniedziałek minister środowiska Maciej Nowicki.

„Łatwo policzyć, że cena energii elektrycznej musiałaby podrożeć o 50-70 proc., a może nawet więcej, już w roku 2013. Takie rozwiązanie, proponowane przez KE, jest nie do zaakceptowania przez polski rząd” – oświadczył minister na konferencji prasowej w Brukseli.

REKLAMA

Propozycja KE zakłada, że już od 2013 roku elektrownie musiałyby kupować 100 proc. pozwoleń na emisje CO2. Według danych przekazanych przez ministra, rocznie polski sektor energetyczny kosztowałoby to 5 mld euro. „To ogromna kwota, która byłaby przerzucona na odbiorców” – ostrzegł Nowicki.

„Dlatego będziemy proponować system mieszany, aby zapewnić elektrowniom możliwość otrzymywania pewnej, większej ilości pozwoleń na emisję za darmo, a mniejszej – na aukcji” – dodał minister.

Argumentował, że bez takich rozwiązań proponowana przez KE reforma, która ma być odpowiedzią UE na zmiany klimatyczne na Ziemi „może być zagrożeniem dla konkurencyjności przedsiębiorstw i stopy życiowej obywateli”.

Planuje się, że darmowe limity emisji CO2 dostaną też najbardziej energochłonne branże, które w przeciwnym wypadku mogłyby przenieść produkcję np. na Ukrainę albo do… Chin. KE zapowiada, że katalog branż ogłosi w 2010 roku, ale szereg krajów, z Francją i Niemcami na czele, domaga się wcześniejszego terminu. „Potrzebujemy jasności, by nasz przemysł mógł się przygotować” – powiedział niemiecki minister środowiska Matthias Machig.

Zdaniem Nowickiego, „w ciągu najbliższych 5 lat w Polsce nie uciekniemy od węgla”. Minister wskazał na ograniczony, jak na razie, udział produkcji energii z wykorzystaniem innych technologii: np farma wiatrowa postawiona przy elektrowni Bełchatów dostarcza 40 MW, podczas gdy moc całego zakładu to 8 tys. MW.

Dlatego Polska kwestionuje proponowany przez KE pułap udziału energii ze źródeł odnawialnych w wysokości 15 proc. w roku 2020. Nowicki nie chciał zdradzić, o jaki pułap Polska zabiega w negocjacjach; podczas rozmów z Komisją Europejską proponowała 11 proc.

„Możemy zmniejszyć udział węgla w produkcji energii, poszerzyć paletę paliw, ale ta dywersyfikacja musi być procesem rozłożonym w czasie” – tłumaczył Nowicki.

Kolejnym postulatem Polski jest też ulgowe potraktowanie sektora ciepłowniczego w unijnym systemie handlu emisjami gazów cieplarnianych, który wymusza redukcje emisji CO2. Polska chce zapobiec podwyżkom cen za ciepło dostarczane do domów, choć na razie nie ma symulacji, ile by one wyniosły. Nowicki argumentował, że centralna produkcja energii cieplnej jest bardziej efektywna niż domowe źródła ciepła, a przy tym lepsza dla środowiska.

„Szereg krajów wyrażało podobne stanowisko do naszego” – powiedział Nowicki.

Jednak żaden kraj w UE nie jest w produkcji energii tak uzależniony od węgla, jak Polska (ponad 90 proc.). Podczas poniedziałkowego spotkania ministrów kraje nordyckie, a także Szwecja, Francja czy Belgia wyraziły zastrzeżenia co do ulgowego traktowania energetyki w zreformowanym systemie handlu emisjami (ETS) od 2013, co postuluje Polska.

Polska ma natomiast zwolenników w Radzie UE, jeśli chodzi o postulat możliwości „przenoszenia” redukcji emisji między branżami objętymi ETS (np. metalurgia, produkcja cementu, papieru, energii elektrycznej) a tymi, które są poza ETS (transport, budownictwo, rolnictwo). Polska miałaby dzięki takiej elastyczności pole do manewru, bowiem w tym drugim segmencie KE proponuje wzrost polskich emisji o 14 proc. do roku 2020.

Ministrowie dyskutowali o pakiecie ambitnych propozycji przedstawionych przez KE 23 stycznia. Do 2020 roku z 8,5 do 20 proc. ma wzrosnąć udział energii odnawialnej w UE, a emisje CO2 spaść o 20 proc. w porównaniu z rokiem 1990. W Polsce 15 proc. zużywanej energii ma w 2020 roku pochodzić ze źródeł odnawialnych. Obecnie ich wykorzystanie wynosi w Polsce ok. 7 proc. Emisje CO2 branż objętych ETS mają być mniejsze o 21 proc.

Wszyscy ministrowie zgodzili się, że ostateczne porozumienie w sprawie pakietu ma zapaść do końca 2008 roku, za francuskiego przewodnictwa w UE. Presja czasu wynika z kalendarza międzynarodowych negocjacji w sprawie walki ze zmianami klimatycznymi. Kluczowe decyzje mają zapaść na konferencji w Kopenhadze w 2009 roku – UE chce wywrzeć presję na partnerów, pokazując własne zobowiązania w zakresie ograniczenia emisji CO2, czyli gazu, który zdaniem naukowców odpowiada za ocieplenie klimatu.

KE szacuje, że realizacja ambitnego planu będzie kosztować UE co najmniej 60 mld euro rocznie, czyli 0,5 proc. unijnego PKB.

REKLAMA