Syberia w rodzinie

REKLAMA

Święto Niepodległości i Święto Zmarłych to dobra wymówka aby pomyśleć o tych wszystkich krewnych i powinowatych, którzy zapłacili najwyższą cenę za to, że Polska jest wolna. Daje to też możliwość do samorefleksji. Dlaczego jesteśmy tacy, jakimi jesteśmy? Jaki wpływ historia rodzinna ma na nas? Pytania takie jawią się szczególnie ważne dla Polaków poza Krajem, a w tym Polaków amerykańskich, którzy mimo wszystko Polską żyją właściwie na codzień.

[nice_alert]Dla mnie odpowiedź na to pytanie, to wspomnienia historii z dzieciństwa, które pomogły w żmudnym odtwarzaniu dziejów mego rodu, które podjąłem jako nastolatek, a potem kontynuowałem jako dorosły. Skupię się tutaj na czynniku moskwiczańskim wpływającym na moją rodzinę, a szczególnie na „Sybirze.” Cytować będę nielicznie zachowane źródła.[/nice_alert]

REKLAMA

Dzięki uprzejmości Ośrodka Karta w Warszawie dostałem pewne materiały rodzinne z Komisji Polskiej Stowarzyszenia „Memoriał” w Moskwie. W liście datowanym 22 grudnia 1994 r. Aleksander Gurjanow pisał m.in. „w poczuciu własnej odpowiedzialności moralnej jako obywatela kraju, który zawinił wobec Polski i Polaków, proszę o przyjęcie wyrazów ubolewania z powodu cierpień i krzywd, doznanych…” Odpisałem z podziękowaniami. Dodałem, że przecież do p. Gurjanowa nie mam pretensji i podejrzewam, że on sam jest ofiarą systemu. Przeprosiny od niego nie mają więc sensu. Jeśli wogóle, to przydałyby się przeprosiny od katów. A tych było kilka dobrych moskwiczańskich generacji.

Gdy byłem dzieckiem w Polsce, obie babcie opowiadały mi o „Sybirze.” Babcia Jadzia Milczarczyk z domu Studzińska wspominała, że całą rodzinę jej babki Jadwigi z Dobrzyńskich wywieziono z północnego Mazowsza „na Sybir” po powstaniu styczniowym. Uratowała się tylko moja pra-pra-pra babka. Naturalnie skonfiskowano im ziemię. Podobnie jeszcze po powstaniu listopadowym skonfiskowano majątki rodziny matki mego ojca — Cieszewskich hr. Jastrzębiec na Mazowszu („Wulne i Przypust z przyległościami”), ale nie wiemy czy kogoś z rodziny wtedy wywieziono. Sam właściciel szczęśliwie „był dowódcą powstania i uszedł do Buntowników”.

[nice_info]To samo dotyczy skonfiskowanych po 1831 Chodakiewiczów hr. Kościesza z gubernii grodzieńskiej i Chodakiewiczów z mająteczku Janapol z parafii raduńskiej powiatu lidzkiego. Chodakiewiczom z pobliskiego zaścianka Wilkańce Wielkie parafia Ejszyszki powiatu lidzkiego skasowano szlachectwo.[/nice_info]

Car nie dawał, a więc nie ma znaczenia, ale wtedy równało to ich prawnie z chłopstwem. Czy ich deportowano, bardzo możliwe. Gdy badałem te okolice na rzecz mojej pracy o pierwszej połowie XX wieku, Chodakiewiczów już nie było. Zresztą ostatnia wzmianką o Chodakiewiczach województwa Mścisławskiego pochodzi z 1769. Potem „ienerał jego królewskiej mości” Dimitrii Chodakiewicz znika z powierzchni ziemi.

Nie znalazłem jego podpisu na adresach wiernopoddańczych szlachty polskiej z I zaboru dla carycy Katarzyny. Wywieziony? Mój kolega, Kuba Brodacki, który specjalizuje się w I RP, twierdzi, że Moskwiczanie porywali i wywozili „na Sybir” polskich poddanych jeszcze przed panowaniem Stefana Batorego. Najbardziej doświadczone było właśnie województwo Mścisławskie – jedno z najdalej na wschód wysuniętych. (Nota bene, stamtąd wywodziła się wesoła kompania pana Kmicica, co może wytłumaczyć radykalizm tych szlachciców).

W głąb Rosji trafił mój pradziadek Józef Chodakiewicz, który był oficerem w armii carskiej. Zginął w czasie rewolucji. Najmłodszy brat mego drugiego pradziadka Witolda Cieszewskiego również przepadł – zabity czy też wywieziony. Reszta Cieszewskich powróciła wymieniona za jeńców bolszewickich w 1921 r., O rzezi swojej całej rodziny przez bolszewików w Moskwie opowiadała nasza przyszywana „ciocia-prababcia” Helena Balińska, miłość mego pradziadka i wnuczka zesłańców syberyjskich.

[nice_info]Zatrzymano jej rodziców – magistrów farmacji i spytano: „Pokażi ruki. Biełyje? Pod stienku.” Zostali rozstrzelani. Przeżyła I wojnę i rewolucję jednak reszta rodziny Cieszewskich i wróciła do Polski z „ewakuacji”. To samo mój dziadek Jan i jego matka (a żona Józefa) Eugenia z Lissowskich Chodakiewiczowa. Nastąpiła przerwa w wywózkach na 20 lat. A potem – od nowa.[/nice_info]

Babcia Irena z Cieszewskich Chodakiewiczowa wspominała swego męża – mec. Jana Chodakiewicza. Aresztowany w Wilnie 19 grudnia 1944 r. za słuchanie radia (BBC), wywieziony kilka dni potem do łagru w Stalinogorsku, gdzie kopał węgiel. NKWD nie odkryło, że służył w wywiadzie AK, m.in. pracując jako szatniarz w niemieckim kasynie oficerskim. Przeżył Gułag, wrócił do Polski ale zmarł zaraz przed moim urodzeniem w 1962 r. Nota bene, Babcia Irena była aresztowana przez Gestapo w listopadzie 1943, wykupiona przez AK w kwietniu 1944 r. Ujęta ponownie przez NKWD w Wilnie w maju 1945 r., wypuszczona na wabia w sierpniu, uciekła do Polski centralnej, gdzie służyła w Wileńskim Ośrodku Mobilizacyjnym aż do aresztowania przez UB w 1948 r. Ale przynajmniej nie trafiła na Sybir.

Ojciec mojej matki Stanisław Milczarczyk służył w Korpusie Ochrony Pogranicza (KOP). Był wzięty do niewoli przez Sowietów, siedział w obozie jenieckim. Albo uciekł, albo został wydany Niemcom jesienią 1939 r. Wrócił na północne Mazowsze. Kuzyn dziadka Jana, Symeon Kazimierz Chodakiewicz miał mniej szczęścia. Rozstrzelano go w Katyniu wiosną 1940 r. Tamczasem jeszcze inny nasz familiant Józef Chodakiewicz z Balinki (nie wiem jaki stopień pokrewieństwa, ale podejrzewam, że potomek Dominika Chodakiewicza, leśniczego w puszczy Augustowskiej, w ordynacji hr. Chodkiewicz, tuż przed insurekcją kościuszkowską) zniknął w obławie suwalskiej w lipcu 1945 r.

U moich kalifornijskich opiekunów, czyli „wicerodziców,” gdzie się wychowałem (akulturowałem) w USA, historia jest podobna. Szlachcic polski Zakrzewski herbu Jastrzębiec z Płoskirowa, któremu nie udało się uciec z sowieckiej Ukrainy po rewolucji, a dziadek mego wice-rodzica, Zdzisława, poniósł śmierć w czasie tzw. „operacji polskiej” NKWD w 1937 r.; o jego żonie słuch zaginął. Wilhelm Zakrzewski, a ojciec mego wice-rodzica, był policjantem w II RP. Dzień po wejściu Sowietów do Lwowa został aresztowany. NKWD przyprowadził do nas domu kolega gimnazjalny, Zygmunt Winter. W lutym 1940 wywieziono babcię Zakrzewską oraz dwie siostry Zdzicha. Babcia zmarła na Syberii, moje wice-ciotki uratował generał Anders.

[nice_info]Moja wice-mama z San Francisco, Zofia z Witwickich Zakrzewska, jest wnuczką profesora Witwickiego, platonisty z Uniwersytetu Jana Kazimierza, oraz córką Janusza Witwickiego, docenta architektury, twórcy modelu miniaturowego Lwowa (obecnie w muzeum we Wrocławiu). Jej ojca zamordowało NKWD w lipcu 1945 r. we Lwowie. Rodzina została wypędzona do Polski centralnej.[/nice_info]

Mamy też ofiarę PRLowskiego Gułagu. Najmłodszy brat mego dziadka po stronie mamy – nastoletni Felek Milczarczyk został aresztowany jako nastolatek i wcielony do „żołnierzy górników”. Kopał uran w PRL, był zupełnie schorowany do końca życia. Zresztą inny brat mego dziadka, Wacław Milczarczyk, działacz Polskiego Stronnictwa Ludowego, został porwany i zamordowany przez bandę pozorowaną Jakuba Krajewskiego działającą w okolicach Płocka z poruczenia Magdaleny Trembielińskiej w listopadzie 1945.
Z głowy o dalszej rodzinie nie wiele więcej pamiętam.

Z powinowatych wiem, że Sowieci prześladowali profesora Janusza Iwaszkiewicza-Rudoszańskiego, historyka z Uniwersytetu Stefana Batorego, męża siostry stryjecznej mego pradziadka Zofii z Cieszewskich. Ale nie udało im się go wywieść, uciekł do Warszawy: zamordowali go Niemcy w 1944 r. Wiem też, że nasz powinowaty oficer Luftwaffe Leutnant Friedrich Heinrich Justinus Falcon Cajus Graf Praschma Freiherr von Bilkau zginął na polu bitwy 28 lipca 1944 r. pod Demsi na Łotwie. Oprócz tego mojej ciotki eks-męża ojciec, Henryk Hazenszprung, został aresztowany przez Sowietów we Lwowie w 1940 r. i wywieziony do łagru jako „bieżeniec”. Ofiar Sowietów i Niemców było więcej.

Na przykład, spośród naszych powinowatych ci ostatni zastrzelili w 1940 r. mec. Tadusza Fabianiego z ZJ-ONR, w 1941 r., mec. Karola Wellisza z SN, oraz w 1942 r. Jerzego Cieszewskiego z ZWZ-AK. Chyba w 1943 r. Niemcy zabili ojca i syna Kędzierskich w Stutthoff. Ale może o tym napisze moja ciocia, dr. Bożena Fabiani, która napewno zna więcej nazwisk ofiar niemieckich. Wszystkich zmarłych w rodzinie należy szanować. Ale los tych co oddali życie za Polskę w szczególny sposób zobowiązuje następne pokolenia.

[nice_download]Nowości na nczas.com[/nice_download]

● zachęcamy do pobrania prawicowych tapet na komórkę
w sklepie wyśmienite nowości: „Prawa człowieka i ich krytyka”, „O Papieżu”, najnowszy numer „Frondy” oraz wiele innych.
● Książka “Czy można usprawiedliwić podatki?” gratis do prenumeraty papierowej (tylko do 31.12.08)! E-prenumerata w super cenie – tylko 10 groszy za artykuł!

[nice_alert]UWAGA: Przedruk artykułów (w całości lub CZĘŚCI), jest możliwy JEDYNIE: a) za podaniem klikalnego źródła b) tylko w niezmienionej formie: artykuł + informacje poniżej artykułu np. o ewydaniu, nowych publikacjach w sklepie;[/nice_alert]

REKLAMA