Chodakiewicz: Profesorowie

REKLAMA

Dobrych kilka lat temu obiecałem pani Molly Ulamowej, że przewiozę jej stare Volvo do Kalifornii. Właśnie przeprowadziła się do Berkeley do swego nowego męża, profesora Gunthera Stenta, którego poznała jakiś czas po śmierci bp. profesora Adama Ulama, na konferencji w Amerykańskim Towarzystwie Filozoficznym w Filadelfii.

[nice_alert]Zresztą konferencja ta upamiętniała profesora Stanisława Ulama, matematyka i twórcę „cyngla” nuklearnego do amerykańskiej bomby wodorowej. Przed wojną we Lwowie Stanisław słuchał wykładów mego wice-pradziadka, profesora Władysława Witwickiego, platonisty. Stanisław Ulam był człowiekiem niezwykle cierpliwym i łagodnym, takim przynajmniej się jawi z listów.[/nice_alert]

REKLAMA

Z przyjemnością kiedyś tłumaczyłem część korespondencji rodzinnej Ulamów, przedwojenne i wojenne kartki i listy były pełne polskich czułości i podpisów takich jak „mamusia” i „tatuś” (http://www.aulam.org). Matka zmarła na raka przed wojną, a ojca i siostrę Stanisława zamordowali Niemcy.

W latach pięćdziesiątych w Harwardzie jego młodszy brat sowietolog Adam był sąsiadem naszej rodziny. Na początku lat dziewięćdziesiątych zeszłego stulecia zapoznałem się z nim. Był klasycznym sienkiewiczowskim nacjonalistą polskim. Gdy był lwowskim gimnazjalistą chętnie stosował takie sformułowania jak „patałachy Szwaby”. O Lwowie mówił, że to „polskie miasto tymczasowo okupowane przez Sowietów,” a po 1991, że „tymczasowo okupowane przez Ukraińców.”

We wspomnieniach swoich odrzucał oskarżenia o „ludobójczy” polski antysemityzm, fragment, który pośmiertnie jeden z jego wydawców bezskutecznie usiłował usunąć powołując się na dzieło Jana Tomasza Grossa pt. Sąsiedzi. Gdy Adam Ulam umierał w 2000 r., przy jego łóżku leżała Trylogia, chyba ostatni film jaki obejrzał to „Ogniem i Mieczem.”

Jednak dla mnie Adam Ulam był przede wszystkim świetnym sowietologiem, jednym z niewielu nie lewackich w USA. W Kalifornii o terrorze sowieckim uczyłem się od Roberta Conquesta, a o całości sowieckiego systemu opowiadał mi Martin Malia. Adam Ulam natomiast był dla mnie przede wszystkim mistrzem od sowieckiej polityki zagranicznej. Pamiętam jak jeden osioł jeszcze u nas w collegu wydzierał się, że Ulam to faszysta. Gdy spytałem o dowody, lewacki student ten wskazał przypis w ulamowym Expansion and Co-existence, gdzie autor opisuje jak we wrześniu 1939 r. – przy pogwałceniu całkowitym protokołu dyplomatycznego – Sowieci aresztowali ambasadora RP w Moskwie p. Grzybowskiego.

[nice_info]Został on zwolniony przez NKWD po interwencji ambasadora Włoch. Wystarczyło, że Adam Ulam został „faszystą”. Zresztą nie poraz pierwszy. W latach sześćdziesiątych, gdy lewaccy radykałowie terroryzowali harwardzki kampus Adam Ulam jako bodaj jedyny postawił im się. Był wysokim, wysportowanym, silnie zbudowanym mężczyzną. Gdy jeden z brodatych rewolucjonistów usiłował zakłucić jego wykład, profesor Ulam podszedł do niego, złapał za łachmany i wyrzucił go z klasy na zbity pysk. U niego rewolucja nie przeszła. Napisał nawet książkę o potrzebie uniwersyteckiej kontrewolucji – czyli powrotu do wypróbowanych, empirycznych, XIX-wiecznych, liberalnych form. Czyli „faszysta.”[/nice_info]

Ale wracajmy do Volvo pani Ulamowej. Dowiozłem je do Berkeley i tak poznałem profesora Gunthera Stenta, jednego z czołowych teoretyków biologii molekularnej. Mimo, że pałętałem się w Berkeley przez kilka dobrych lat, nigdy nawet o nim nie słyszałem. A to jeden z pionierów badań nad DNA. Gunter Stent był przezabawny i przesympatyczny. Swoje rozmaite dyplomy – a brakowało tylko nagrody Nobla – powiesił sobie w ubikacji w domu. Na moje pytanie „dlaczego,” odpowiadał rozmaicie – „abym mógł sobie tam pomedytować” albo „w razie gdy zabraknie papieru toaletowego.”

Zaprosił mnie na lunch i natychmiast starał się zaszokować. Mianowicie w lewackim Berkeley, nad posiłkiem na zewnątrz, na cały głos zaśpiewał mi „Horst Wesell Lied” – hymn Narodowo-Socjalistycznej Partii Robotniczej Niemiec (NSDAP). Okazało się potem, że to należy do jego stałego repertuaru. Kiedyś był na wystawie w Waszyngtonie – nie pamiętam gdzie, możliwe, że w Muzeum Holokaustu – ale w każdym razie wystawa dotyczyła nazistowskiej III Rzeszy, a profesor Stent zaczął wesoło śpiewać ulubioną piosenkę Hitlera. Towarzysząca mu na wystawie jego wieloletnia przyjaciółka Judith Martin, czyli słynna w Ameryce specjalistka od savoir vivre Miss Manners, zaczęła ze wściekłości bić profesora pięścią.

Gunter Stent opowiadał mi, że jak był młodym chłopcem dorastającym w Niemczech to bardzo chciał być w Hitlerjugend. Był dosłownie zrozpaczony, gdy nie dopuszczono go w szerego tej organizacji z powodu jego żydowskiego pochodzenia. Z Niemiec uciekł przez belgijską granicę 1 stycznia 1939 r. Studiował z USA, a potem wrócił do byłej ojczyzny z amerykańską armią okupacyjną. Był w wywiadzie, zbierał informacje technologiczne. Od niemieckości nigdy się nie odcinał. „Jestem Prusakiem,” mawiał o sobie. „Dlatego tak mi jest sympatycznie w Izraelu. To zmilitaryzowane społeczeństwo, jest dyscyplina, wszyscy są w wojsku, wszyscy maszerują.” I zaczynał sobie podśpiewywać „Deutschland, Deutschland über alles.”

Zawsze miał jakąś anegdotę, zawsze jakiś dowcip politycznie niepoprawny. Z chochlikowatym śmiechem profesor Stent starał się mnie przekonać, że jego wszystkie osiągnięcia naukowe miały na celu jedną rzecz: aby zachęcić do wskoczenia z nim do łóżka jak największej ilości blondynek. Do tych miał straszną słabość. Jego pierwsza żona – jak się wyrażał — to był jego „aryjski ideał.” Wywodziła się z Islandii.

W pewnym momencie w swojej karierze uznał, a było to chyba na początku lat siedemdziesiątych, że właściwie nauka stanęła w miejscu i nic nowego w biologii molekularnej się nie wynajdzie. Zajął się filozofią. Gadaliśmy o jego książce Paradoxes of free will. Był bardzo zachwycony katolicką doktryną o wolnej woli, naturalnie po swojemu ją pojmując. Kiedyś zadzwonił do mnie, bo odkrył, że chrześcjanin nie powinien być rasistą bowiem to urąga uniwersalizmowi wiary. Powiedział mi tak – „odrzucając edukację klasyczną, zamknąłem przed sobą całe pole wiedzy, która mogła stymulować mój intelekt i moją wyobraźnie pomagając wyjść poza ścisły model, który okazał się zbyt sztywny abym mógł w nim więcej osiągnąć bez bodźców i inspiracji zewnętrznych.”

Gunther Stent zmarł kilka miesięcy temu, odszedł jeszcze jeden dinozaur starej szkoły, od których tyle się nauczyłem. Żal mi, że nie ma już jego intelektu, oraz żal specyficznego poczucia humoru generacji, która przeżyła brunatny i czerwony totalitaryzm. Po nich w uniwersytetach panoszy się ponuractwo lewackiej poprawności politycznej.

[nice_download]Nowości na nczas.com[/nice_download]

● zachęcamy do pobrania prawicowych tapet na komórkę
w sklepie wyśmienite nowości: „Prawa człowieka i ich krytyka”, „O Papieżu”, najnowszy numer „Frondy” oraz wiele innych.
● Książka “Czy można usprawiedliwić podatki?” gratis do prenumeraty papierowej (tylko do 31.12.08)! E-prenumerata w super cenie – tylko 10 groszy za artykuł!.

[nice_alert]UWAGA: Przedruk artykułów (w całości lub CZĘŚCI), jest możliwy JEDYNIE: a) za podaniem klikalnego źródła b) tylko w niezmienionej formie: artykuł + informacje poniżej artykułu np. o ewydaniu, nowych publikacjach w sklepie;[/nice_alert]

REKLAMA