Szpiegowskie lato. Przegląd afer

REKLAMA

Dopiero teraz zaczynam przekopywać się przez materiały, które nagromadziły się podczas mojej letniej nieobecności. Wśród nich, naturalnie, sprawy szpiegowskie, a ściślej: sprawy służb specjalnych, których nie chciałbym przegapić. Najpierw historia, a potem rzeczy bieżące.

Wyszła na wierzch afera szpiegowska z Norwegii z II wojny światowej (Duncan Gardham, „Ballet dancing Agent leaked battle plans to Nazis”, The Daily Telegraph, 25 sierpnia 2010). I wygląda to na przykład sowiecko-niemieckiej kolaboracji. Wiosną 1940 r. agentka pozująca jako „siostra Ebba” ze szwedzkiego Czerwonego Krzyża zinfiltrowała sztab alianckich sił inwazyjnych w Narwiku i wykradła brytyjsko-francusko-polski ordre de batallie, a następnie przekazała go Niemcom. W rezultacie Wehrmacht porzucił zamiar ewakuacji Norwegii i przegrupował się do dalszej walki, co przyśpieszyło ewakuacje sił inwazyjnych. Marina Li (albo Lie bądź Lee) vel siostra Ebba vel Luise Lohmann vel Marina Goubonina vel Marie Alexevna vel Marina Noreg była sowiecką baleriną, bliska wyżyn władzy, a w tym Stalina. W połowie lat trzydziestych w Moskwie wyszła za mąż za norweskiego komunistę i wyjechała z nim na propagandowe turnee kulturowe po Europie. Męża porzuciła dla Hiszpana, a potem zjawiła się w Norwegii, gdzie podjęła współpracę z Abwehrą. Następnie przerzucono ją do Hiszpanii, gdzie prowadziła szkołę tańca i gdzie zmarła w 1976 r. Zapewne była podwójnym agentem. Wspomagała Hitlera, gdy pasowało to Stalinowi. A potem najpewniej działała przeciw III Rzeszy, chociaż alianci uważali ją za niemieckiego szpiega. Brytyjskie National Archives właśnie odtajniły tę sprawę.

REKLAMA

Tymczasem w USA odnaleziono dokumenty autonomicznej organizacji szpiegowskiej pod kryptonimem „The Pond” (Staw) (Mark Stout, „The Pond: Running Agents for the State, War, and the CIA: The Hazards of Private Spy Operations,” CIA, Studies in Intelligence, nr. 3, vol. 48, http://bit.ly/cx5VIX; Randy Herschaft i Cristian Salazar, „Before the CIA, there was the Pond,” Associated Press, 29 lipca 2010). Działała ona w latach 1942-1955. Staw funkcjonował jako konkurencja wobec Office of Strategic Services i – następnie – Central Intelligence Agency. A powstał bowiem amerykańscy decydenci wiedzieli, że OSS jest zinfiltrowany przez komunistów, oraz że zbyt bliska współpraca z Anglikami i innymi aliantami naraża amerykańskich agentów na dekonspirację bądź rekrutację. Właściwe nazwy „Stawu” to, kolejno: the Special Service Branch (Odgałęzienie Służby Specjalnej), the Special Service Section (Sekcja Służby Specjalnej), oraz the Coverage and Indoctrination Branch (Odgałęzienie do spraw Opisywania i Indoktrynacji). „Staw” zorganizowano na bazie wywiadu wojskowego. Następnie organizacja ta działała ona w ramach Departamentu Stanu, a potem współpracowała z FBI na zasadzie kontraktorskiej, czyli prywatnego przedsiębiorstwa. Zajmowała się akcjami tajnymi (covert actions), kryptografią, oraz szpiegostwem polityczym.

Jej szefem był płk. John V. Grombach, postać malownicza, przedsiębiorca i bokser olimpijski (http://bit.ly/cOnWW5). Jego organizacja była wyjątkowo antysocjalistyczna, kilkudziesięciu oficerów i kilkuset agentów działało po obu stronach Atlantyku w 32 krajach najpierw przeciw narodowym socjalistom z III Rzeszy, a potem przeciw komunistom ze Związku Sowieckiego. Agenci operowali pod pokrywką szacownych firm jak Phillips czy American Express. Z zasady niektóre osoby bezpośrednio związane ze „Stawem” nie brały wynagrodzenia za swoją działalność. Wprost przeciwnie, zdobywając informacje pokrywały wiele kosztów z własnej kieszeni. Na niższych szczeblach zarekrutowanej agentury naturalnie obowiązywały inne zasady. Nota bene, wśród agentury znaleźli się tacy jak gangster „Lucky” Luciano, który planował zabić Mussoliniego, czy dr. Marcel Petiot, który rutynowo mordował bogatych paryskich Żydów (26 udowodnionych ofiar!) ale miał dobre kontakty w Gestapo, albo dziennikarka Ruth Fischer, która była przedwojenną przywódczynią komunistyczną w Niemczech i po wojnie wyciągała cenne informacje od lewaków dla amerykańskiego wywiadu. Do głównych osiągnięć „Stawu” należało bezsprzecznie odkrycie fabryki „ciężkiej wody” w Norwegii; dotarcie do Hermanna Goeringa w celu wynegocjowania kapitulacji III Rzeszy w grudniu 1944 r.; rozszyfrowanie sowieckiego programu nuklearnego; oraz szmuglowanie prominentnych przeciwników komunizmu zza Żelaznej Kurtyny. W końcu władze amerykańskie rozwiązały The Pond z powodu jednoznacznego wsparcia jaka organizacja ta udzieliła radykalnym antykomunistom, a w tym senatorowi Josephowi McCarthyemu.

Inna ciekawostka to potwierdzenie że Szymon Wiesenthal był płatnym agentem Mossadu (Tom Segev, Simon Wiesenthal: The Life and Legends (New York: Doubleday, 2010); Ethan Bronner, „Wiesenthal Worked for Israeli Spy Agency, Book Alleges,” The New York Times, 2 września 2010). Działał pod pseudonimem “Teokrata.” Słynny łowca zbrodniarzy niemieckich był najpierw zatrudniony przez wydział polityczny izraelskiego MSZu, który zajmował się szpiegostwem, a potem bezpośrednio przez izraelski wywiad. Dostawał pensję, oraz fundusze na biuro w Wiedniu. Miał w zanadrzu paszport izraelski. Jego głównym zadaniem było ścigać zbrodniarzy wojennych III Rzeszy. To Wiesenthal namierzył jeszcze w 1953 r. w Argentynie SS-mana Adolfa Eichmanna. Kilka lat potem nazistę porwano i po głośnym publicznym procesie powieszono w Izraelu. Mimo swoich mossadowskich konekcji Wiesenthal stale bronił genseka ONZ i prezydenta Austrii Kurta Waldheima.

Bruce, profesor historii z University of Waterloo (Ontario, Canada) opublikował właśnie książkę The Firm: The Inside Story of the Stasi [Firma: Stasi od wewnątrz] (Oxford University Press). Ale co nie mniej ważne, skrytykował również ostro film „Das Leben der Anderen” o rzekomo szlachetnym oficerze Stasi, który rezygnuje z operacji dezintegracyjnej wymierzonej przeciwko opozycyjnemu NRDowskiemu dramaturgowi i ochrania go („The Firm: A word from Gary Bruce,” 29 lipca 2010). Poróżniłem się o ten obraz z amerykańskim znajomym ze służb specjalnych. Według niego twórcy filmu wiernie oddali rzeczywistość pod komunizmem. A śp. Bill Buckley wręcz twierdził, że to było „odkupienie” w sensie religinym. Ja argumentowałem, że obraz był generalnie apologią tajnej policji komunistycznej, a szczególnie przedstawiał fałszywie dynamikę operacji Stasi bowiem reżyser zupełnie prawie nie wziął pod uwagę zabezpieczeń kontrwywiadowczych, które spowodowałyby napewno szybką wpadkę rzekomo szlachtnego enerdowskiego Ubeka. Teraz kanadyjski badacz Stasi potwierdza te fakty i podkreśla na dodatek moralną miałkość rzekomo szlachetnego czekisty. Bruce dodaje: „dobro i zło było nie do oddzielenia w Niemczech Wschodnich.”

A w PRL? Tutaj mamy historię odkupienia złoczyńcy, przynajmniej według jego własnej wersji (P.J. Wilcox, „The Red Mole: Former Russian Double Agent/CIA Operative Reveals All in a World Exclusive,” 24 sierpnia). David Mariusz Dastych opowiada rozmaitości o sobie. Kanadyjski dziennikarz określa go jako: „rosyjski szpieg podczas zimnej wojny” (a Russian spy during the Cold War). Wygląda na to, że Dastych został zarekrutowany przez SB na studiach i pozwolono mu wyjechać do rodziny do USA. Potem służył w PRLowskim wywiadzie pod pokrywką dziennikarską. Po jakimś czasie przeszedł na służbę CIA, ale w PRL aresztowano go i skazano za szpiegostwo na rzecz Japonii. Przynajmniej tyle o sobie opowiada. Ciekawe. Tym bardziej, że wiele o czekistach można teraz zweryfikować w archiwach IPN.

Mówiąc o czekistach dziś, rząd Federacji Rosyjskiej w ramach zwalczania korupcji i poparcia dla przejrzystości w państwie podał wysokość pensji szczebla kierowniczego Federalnej Służby Bezpieczeństwa (Amie Ferris-Rotman, „Russia reveals how much it pays its spies,” Reuters, 31 sierpnia). Otóż w 2009 r. szef tej instytucji Aleksander Bortnikov zarobił 4.7 miliona rubli – około $152,000. Dla porównania zarobki Prezydenta Dymitra Medvedeva wyniosły 3.4 miliona rubli (ok. $108,000.00), a premiera Vladimira Putina – 3.89 miliona rubli (ok. $126,000.00). Czekiści górą. Również w parlamencie. Duma bowiem uchwaliła nowe prawo poszerzające zakres kompetencji FSB i innych służb (John William Naris, „Russian Security Agnecy Gets Broad Pre-emptive Powers,” AOL News, 29 lipca; „Russian spy service gets KGB-style powers,” United Press International, 20 lipca). Wystarczy samo podejrzenie aby czekiści mogli wydać ostrzeżenie osobom bądź organizacjom działającym w Rosji. Nie trzeba żadnych dowodów. Czekiści twierdzą, że chodzi o operacje prewencyjne. Naturalnie wprowadzono to pod pokrywką walki z „islamskim ekstremizmem.” A będzie dotyczyć wszystkim podpadającym. Nawet potencjalnie.

W Rosji dba się również o personel służb. Sam Putin spotkał się z agentami wymienionymi w lipcu z Amerykanami na zachodnich szpiegów i śpiewał z nimi patriotyczne piosenki. Gawędził. Nie wiadomo czy dołączył do nich dwunasty wydalony, 23-letni Aleksej Karetnikov, który nie był częścią właściwej siatki, a który w październiku wjechał do USA na prawdziwej wizie i pracował dla Microsoft (Evan Pérez, „U.S. Detains 12th Person in Russian Spy Probe,” The Wall Street Journal, 13 lipca; Pete Yost i Tom Hays, „12th person detained in Russian spy case deported,” AP, 13 lipca; „Russia’s Putin sings with expelled agents,” AP, 25 lipca).

Okazuje się jednak, że nie wszyscy czekiści są w Rosji szczęśliwi. Jeden z ujętych w USA agentów FSB Michaił Vasenkov vel Juan Lazaro łzawo wspomina swoje podziemne życie i chce wracać z żoną do jej rodzinnego Peru. „Lazaro” twierdzi, że nie zna rosyjskiego i uważa się za Latynosa. Rzeczywiście od marca 1976 r. do lipca 2010 podszywał się pod trzylatka, który naprawdę zmarł w Urugwaju w 1943 r. Najśmieśniejsze, że Vasenkov mówi po hiszpańsku i po angielsku z rosyjskim akcentem. Nikomu to nie przeszkadzało. Dostał peruwiańskie obywatelstwo, a potem pobyt stały w USA – jako Latynos (Richard Boudreaux, „Busted Russian Spy Wants Old Life Back,” The Wall Street Journal, 7 sierpnia).

Współtowarzyszka „Lazaro” z jaczejki, seksowna FSBistka „Anna Chapmann” tymczasem dała się sfotografować w prowokacyjnych pozach na tle Kremla. Chociaż nie może wracać do USA, dostała nagrodę pocieszenia w kategorii pop-kultury. Firma Herobuilders.com wyprodukowała lalkę na jej podobiznę. Można nabyć post-sowiecką Mata Hari za jedyne $29.95 (Coulter King, „Anna Chapman Action Figures For Sale: Russian Spy turned Into Sexy Plastic Dolls By U.S. Firm,” ABC News, 23 lipca). Takie dobre PR i pobłażliwe traktowanie szpiegów post-sowieckich jest chyba największym sukcesem FSB w tej całej awanturze. Ale na poziomie pozapopkulturowym wychodzą powoli kolejne porażki jaczejki. Na przykład, była nieudana próba infiltracji prywatnej firmy STRATFOR (Strategic Forcasting) przez jednego ze szpiegów, „Dona Heathfielda”, który proponował sprzedarz i instalowanie specjalnego oprogramowania. Firma, która zatrudnia również emerytowanych oficerów służb amerykańskich, zawiadomiła FBI (George Friedman, „Russian Spies and Strategic Intelligence,” Stratfor.com, 13 lipca).

Nastąpiła też rosyjska wpadka w ramach bieżących operacji na polu szpiegostwa technologicznego. 15 lipca FBI aresztowało 24-letnią Annę Fermanovą („Russian Beauty Arrested for Allegedly Smuggling Illegal 'Munitions’,” NYPost.com, 27 lipca). Oskarża się ją o próbę wyszmuglowania z USA trzech noktowizorów za $15,000.00. Fermanova twierdzi, że kupiła je dla rosyjskich myśliwych. Po prostu chciała sobie dorobić wolnorynkowo. Ślicznotka wracała właśnie do Rosji, gdzie ponoć uczy języka angielskiego. Jest wykształcenia kosmetyczką, a do USA wyemigrowała z Łotwy jako dziecko.

Jednocześnie FBI odkryło, że podobny proceder uprawiała 44-letnia Amerykanka z Ripon w stanie Wisconsin (Russell Goldman, „Wisconsin Woman Unwittingly Ships Military Hardware to Russia: Cops: Duped by Work-At-Home Scheme, She Mailed $15k Worth of Gear Overseas,” ABC News, 8 sierpnia). Wysyłała ona do post-Sowiecji lunetki snajperskie, noktowizory, przyrządy namiarowe GPS i umundurowanie kamuflażowe. Różnica była taka, że kobieta ta została przyjęta do pracy via email przez rzekomą firmę „Switzerland Watches” a jej zadaniem było przeadresowywać paczki i wysyłać do „sierocińców w Rosji”, w tym do Noworosyjska. Początkowo polecono jej otwierać i przepakowywać paczki, które zawierały rozmaite dziecięce artykuły jak pieluchy i ubranka. Następnie poinstruowaną ją aby nowych paczek nie otwierała. Po prostu przekładała je w większe pudełko i naklejała nowy adres. Za pomocą internetowej firmy usługowej PayPal płacono jej 30 dolarów za wysyłkę plus koszta. Towar kupowano na kradzione karty kredytowe, co spowodowało wpadkę. Wygląda na to, że kobietę zatrudniono jako nieświadomą niczego mulicę (mule). Co do Fermanovej, podobny scenariusz jest możliwy, choć nie można wykluczyć też, że działała świadomie jako agent FSB, albo rzeczywiście na własny rachunek uskuteczniając handel prywatny. Niemcy też nakryli rosyjskiego agenta – Austryjaka („Germany charges Austrian with spying for Russia,” AP, 1 września). Ściślej – postawiono mu zarzuty. Harald Alois S. ma 54 lata i między 1997 a 2000 r. kolaborował ze Służbą Wywiadu Zagranicznego (SVR) Federacji Rosyjskiej. Jego zadaniem było zdobywanie materiałów dotyczących nowych technologii w przemyśle lotniczym. Szczególnie interesowały go helikoptery dla użytku cywilnego i wojskowego. Jego mocodawcy mieli mu zapłacić ponad $10,000.00. Agent rekrutował również niemieckich inżynierów do współpracy z post-Sowietami. Ale Haralda Aloisa S. nie aresztowano. Nie wiadomo czy oznacza to, że zniknął, czy też, że władze berlińskie nie traktują tej sprawy poważnie.

Powyższe wpadki to małe piwo przy tajemniczej śmierci wice-szefa GRU generała Juria Ivanova (Luke Harding, „Mystery over Russian general found dead on Turkish beach: Russian media question official version of death of Yuri Ivanov, that he died going for a swim,” The Guardian, 1 września). Ivanov miał utonąć, jego ciało morze wyrzuciło na plażę w Turcji 16 sierpnia. Ostatnio widziano go w Syrii, gdzie był w służbowej delegacji. Jego gospodarze twierdzą, że zaginął. Gdzie byli jego ochroniarze? Czy maczali w tym palce Czeczeńcy, których generał zatwardziale ścigał, a wręcz odpowiedzialny był za serię zamachów na czeczeńskich islamistów i nacjonalistów? A może to wewnętrzne porachunki czekistów? Same pytania, ale też i kolejna kompromitacja rosyjskich służb. Z jednej strony nie upilnowali szefa, a z drugiej – jeśli sami czekiści byli za śmierć odpowiedzialni – to nikt nie powinien znaleść ciała.

Żeby nie było tak monotonicznie czarno dla Rosji odnotujmy dwa sukcesy służb Kremla. Prokuratura Osetii Północnej oskarżyła szefa bezpieczeństwa Ministerstwa Obrony Południowej Osetii Eduarda Gobzova o szpiegostwo na rzecz Gruzji. Dostarczył Gruzinom plany rozlokowania oddziałów Armii Czerwonej oraz pograniczników z FSB. Gobzov miał pobierać wynagrodzenie za przekazywane materiały od 2004 do 2009 r. („South Ossetia military official put on trial as spy for Georgia,” Itar-Tass, 27 lipca). Niedługo potem FSB przyłapała na gorącym uczynku dyplomatę rumuńskiego, który usiłował „uzyskać tajne informacje wojskowe od obywatela rosyjskiego.” Gabriel Grecu został wydalony z Federacji Rosyjskiej (AP, 16 sierpnia).

REKLAMA