Pomysł na nowe „multi-kulti”: uzależnić islam od pieniędzy podatników

REKLAMA

Prezydent Mikołaj Sarkozy postanowił stawić czoła problemowi islamu, który coraz częściej wchodzi w konflikty z zasadami laickiej z założenia republiki. Według niektórych jest to próba przyciągnięcia przed wyborami prezydenckimi elektoratu Frontu Narodowego. „Prezydenckie” notowania nowej szefowej tej partii Maryny Le Pen wzrosły bowiem już do 20 procent. Potrzebę zmierzenia się z islamem wymogło jednak po prostu życie.

Wspierająca prezydenta Unia na Rzecz Ruchu Ludowego (UMP) ma zorganizować 5 kwietnia specjalny konwent poświęcony problemom islamu we Francji i ewentualnych administracyjnych decyzji, które mają unormować funkcjonowanie tej religii w państwie laickim. Sarkozy mówi wprost, że problem powstał w wyniku niezbyt przemyślanej polityki imigracyjnej lat 80. minionego wieku (rządy socjalistów) i obecnie „płaci się za jej ślepotę”. W dodatku „jest to temat tabu, a problemem, który budzi zaniepokojenie dużej liczby Francuzów, trzeba się po prostu zająć”. Nawiązując do postępów FN, Sarkozy dodał, że „wczorajsi rasiści stają się obecnie populistami”. Prezydent Sarkozy w wypowiedzi dla mediów stwierdził także, że woli używać sformułowania „islam francuski”, a nie mówienia o „islamie we Francji”.

REKLAMA

Zaniepokojenie prezydenta wywołały roszczenia wyznawców islamu, „z którymi coraz częściej muszą się borykać samorządy lokalne”. Nie do pogodzenia z laickością Francji ma być na przykład coraz częstsze zjawisko ulicznych modłów. W maleńkim miasteczku Pin (departament Gard) dzieci z miejscowej szkoły przygotowały spektakl na koniec roku, w który włączono piosenki po arabsku. Nie byłoby może w tym nic zdrożnego, bo pomysłodawcy powołują się na projekt „otwarcia dzieci na inne kultury”, gdyby nie to, że piosenki odwoływały się do motywów islamskich, a nad Sekwaną jakoś nikt sobie nie wyobraża przygotowania w laickiej szkole na przykład bożonarodzeniowej szopki z elementami chrześcijańskimi.

Złośliwy komentator związanego z ruchem narodowym „Le Présent” pisze nawet, że uczenie dzieci arabskich piosenek w czasach, gdy wygwizduje się na stadionach narodowy hymn, może mieć… wielką przyszłość”.

Stosunki państwo-religie wyznacza do tej pory prawo z 1905 roku. Głównym podmiotem uregulowań był tutaj Kościół katolicki, ale przepisy te w odniesieniu do islamu okazują się niewystarczające. Powstała wówczas ustawa wyraźnie zakazywała na przykład pomocy państwa w budowie nowych świątyń. Zakazywano też używania symboliki religijnej w przestrzeni publicznej (poza cmentarzami), zakazywano wykorzystywania kościołów do zebrań politycznych, ograniczono nawet możliwość noszenia na ulicach sutann, czy habitów zakonnych. Kościelne dzwony mogły dzwonić na Anioł Pański lub wzywać na Mszę św. dopiero po uzyskaniu odpowiedniego pozwolenia od władz lokalnych. W ciągu lat nastąpiły pewne wyjątki od tych przepisów. Na przykład po I wojnie światowej, uwzględniając „daninę krwi katolików”, zezwolono w 1920 roku na pomoc państwa w budowie kościołów. W 1996 roku państwo pomogło w budowie katedry w Évry, ze względu na to, że miała ona pełnić także rolę „centrum kulturalnego”.

Podobne wyjątki próbuje się stosować także w przypadku islamu. Budzi to jednak wątpliwości „obrońców laickości”, a przy okazji stwarza problemy zupełnie nowe. Tak było z projektem wielkiego meczetu na 5 tys. osób w Marsylii. Projekt powstał w roku 2001, miasto przekazało nieodpłatnie tereny miejskie, ale budowa z wielu powodów ciągle nie ruszała. Przede wszystkim brakuje pieniędzy, a Paryż patrzy złym okiem na ewentualne finansowanie ze strony takich państw jak Algieria, Arabia Saudyjska, czy Maroko, które już deklarowały chęć wzięcia kosztów na siebie. Z drugiej strony francuski budżet nie może omijać przepisów zakazujących wspierania budowy obiektów kultu religijnego. Zbiórki zaś wśród społeczności islamskiej w mieście (250 tys. muzułmanów) nie dają przewidzianych efektów. Budowa ma co prawda ruszyć w tym roku i zakończyć się w 2013, ale bez pomocy państwa pewnie okaże się to niemożliwe.

Sarkozy użył powiedzenia „islam francuski” nie bez pewnej myśli przewodniej. Niektórzy działacze UMP (były premier Alan Juppé czy była minister sprawiedliwości Raszyda Dati) podkreślają, że islam to już obecnie druga religia we Francji. Uważają, że problemy związane islamizacją kraju znikną, kiedy doprowadzi się do frankofonizacji islamu. Marzeniem prezydenta są modlący się po francusku i wykształceni we Francji imamowie, unormowane zasady tej religii (w tym celu powołano przecież Francuską Radę Kultu Muzułmańskiego). Należałoby jednak zmienić przepisy. Prezydent i poważna część polityków UMP sądzą, że przejęcie części kosztów funkcjonowania islamu przez państwo to najlepsza droga „ucywilizowania” tej religii i stępienia jej radykalnego ostrza. W końcu kto płaci, ten też wymaga…

REKLAMA