Mikołaj Tusk i Dziadek Mróz Napieralski

REKLAMA

W związku z październikowymi wyborami liderzy wszystkich partii przywdziali szaty elekcyjnych mikołajów. Festiwal „gwiazdkowych” życzeń trwa w najlepsze i to pomimo raczej gorących wakacji. Wyrok Trybunału Konstytucyjnego sprawił, że wyborczy zaprzęg pociągną telewizyjne spoty i reklama wielkoformatowa. Sanie od wielu miesięcy oliwią sztaby specjalistów od marketingu, a wynajęci przez partie socjolodzy (niczym elfy) zbierają listy życzeń od kluczowych grup społecznych. W kuluarach toczy się walka oto, komu i w jakiej kolejności uda się podczepić do zaprzęgu.

Ostatnio („Hydrantowy lans”) informowaliśmy m.in. o marketingowej impotencji sejmowego Dziadka Mroza (Grzegorza Napieralskiego), który wszystkim grzecznym wyborcom obiecał wybudowanie „na każdym polskim osiedlu” placu zabaw dla dzieci (wariacja na temat piłkarskich „Orlików” Donalda Tuska). W ciągu ostatnich dwóch tygodni SLD dorzuciło do worka z prezentami gotowość do walki o depenalizację aborcji, puściło oczko do różowych milusińskich („jak najszybsze uchwalenie ustawy o związkach partnerskich”) oraz wyciągnęło socjalistyczny kikut do ludzi młodych. Propozycji lewicy, aby „anachroniczne, neoliberalne dogmaty zastąpić nowoczesnymi rozwiązaniami socjaldemokratycznymi” nie sposób nazwać „wyciągnięciem pomocnej dłoni”. Propozycje dla młodego pokolenia SLD przygotowało pod okiem Michała Syska (dyrektora Ośrodka Myśli Społecznej im. Ferdynanda Lassalle’a) Wśród obietnic znalazła się zapowiedz „wprowadzania obowiązkowego wynagrodzenie za staże i praktyki w wysokości co najmniej wynikającej z ustawy o minimalnym wynagrodzeniu za pracę”, objęcie „stażysty ubezpieczeniem zdrowotnym” oraz „ograniczenie liczby stażystów do maksimum 10% zespołu”. Jeśli – jakimś cudem – wyborcy otworzą swoje drzwi ekipie czerwonych mikołajów i SLD zrealizuje powyższe obietnice to studenci (zwłaszcza mniej elastycznych rynkowo kierunków) stracą szansę na konfrontację akademickiej teorii ze światem realnego biznesu, a najgorzej wykształceni zostaną odcięci od szansy zdobycia umiejętności, na które jest popyt. Bezrobocie – podkreślmy, że zwłaszcza wśród najgorzej wykwalifikowanej młodzieży – się zwiększy. Firmy nie będą zatrudniać na etatach nie w pełni wykwalifikowanych pracowników. Nie mogąc zorganizować taniego stażu (ilu spośród Państwa w ten sposób zaczynało zawodową karierę?) uśmiechną się do już pracującej „starej gwardii”, która zhermetyzuje stanowiska pracy z dodatkową pulą obowiązków.

REKLAMA

Oczywiście nie tylko SLD szasta wyborczymi deklaracjami. Wśród parlamentarnych mikołajów na szczególną uwagę zasługuje zwłaszcza lider PO. Choć – tak jak pozostali – jest on tylko popkulturowym Santa Claus to najskuteczniej ze wszystkich udaje Tego Prawdziwego. Nawet przydomek „Cudotwórca”, który przylgnął do Donalda Tuska w związku z hasłem wyborczym Platformy z poprzednich wyborów parlamentarnych („Polska zasługuje na cud ….”) zupełnie niechcący nawiązuje do św. Mikołaja, biskupa Miry (to starożytne miasto obecnie leży na terenie Turcji a na mapach występuje jako Demre); święty – będący protoplastą bożonarodzeniowych mikołajów – nosi w kościele prawosławnym tytuł „cudotwórca” (cs. czudotworec). Niestety jak do tej pory jedynym cudem Donalda Tuska jest to, że pomimo partactwa rządu, którym kieruje wciąż cieszy się znacznym poparciem społeczeństwa… Zapewne wzrośnie ono w związku z prezentem, który lider PO podarował poszkodowanym przez trąbę powietrzną na Mazowszu. Donald Tusk postanowił pokazać ludziom dotkniętym przez żywioł, że mając u swego boku siebie jako mikołaja mogą zupełnie wyzbyć się odpowiedzialności. Przed telewizyjnymi kamerami premier obiecał, że „odbudowa budynków mieszkalnych zniszczonych przez wichurę będzie refinansowana przez państwo, niezależnie od tego, czy były one ubezpieczone”… Aż dziw bierze, że wśród wyborców tak wielu ma mentalność dzieci, które wierzą w „darmowe” prezenty od pucułowatego starca z Laponii…

Podsumowując można stwierdzić, że naszych elekcyjnych mikołajów z Prawdziwym łączy tylko źródłosłów imienia. Mikołaj to przecież grecki Nikólaos czyli zbitka nike i laos co tłumaczy się na „zwycięstwo” i „lud”…

REKLAMA