Tusk z „Gospodarczą Maliną”; Ukraina buduje drożej niż Polska; znacznie więcej fotoradarów na polskich drogach!

REKLAMA

Odnotowujemy trzy fakty z minionego tygodnia, o których do tej pory nie pisaliśmy: pozytywny, neutralny i negatywny.

Dobrą wiadomością – choć niestety bez realnego znaczenia dla większości z nas – jest fakt, że były liberał Donald Tusk traci poparcie nie tylko w ogólnopolskich sondażach ale również w grupie najbardziej przedsiębiorczych Polaków. Premier został laureatem „Gospodarczej Maliny”, specjalnej antynagrody przyznawanej przez Pracodawców RP i redakcję tygodnika „Puls Biznesu”. Cieszy fakt, że nie tylko środowiska konserwatywno – liberalne mają liderowi PO za złe „brak reform gospodarczych, przeprowadzenie pseudoreformy OFE, podwyżki podatków, obawy przed prawdziwą deregulacją gospodarki, utrzymywanie nadmiernej biurokracji, zapowiedź podwyżki składki rentowej dla pracodawców, stworzenie rządu celebrytów politycznych zamiast gabinetu ekspertów” itp.

REKLAMA

Pewnym pocieszeniem może być fakt, że socjalistyczne rozpasanie doskwiera nie tylko polskim podatnikom. Witalij Kliczko – mistrz świata największej i najbardziej prestiżowej międzynarodowej organizacji boksu zawodowego (World Boxing Organization) oraz lider ukraińskiej partii UDAR (akronim rozwija się na „Ukraiński Demokratyczny Alians na rzecz Reform” a tłumaczy na polski jako „cios”) zażądał śledztwa w prawie nadużyć o podłożu korupcyjnym w związku z horrendalnie wysokim kosztem przygotowań do Euro 2012. Według wyliczeń pięściarza stadiony budowę na Ukrainie są najdroższymi w Europie. Wszystkie 4 areny budowane na współorganizowaną z Polakami imprezę są w 10 najbardziej kosztownych boisk w Europie. Uwzględniając wszystkie budowane stadiony w Polsce i na Ukrainie średni koszt jednego „krzesełka” nad Wisłą to 2400 euro, u naszych sąsiadów to aż 4300 euro. Według informacji portalu sport.pl budowa stadionu w Kijowie, na którym odbędzie się finał Euro 2012 ma pochłonąć 404 mln euro chociaż obiekt jest jedynie modernizowany. Tańszy jest nawet rodzimy Stadion Narodowy. Warszawska świątynia piłki nożnej prawdopodobnie pochłonie 50 mln euro mniej. Jest to oczywiście i tak kwota gigantyczna (dlatego wiadomość uznajemy za neutralną) ale jak widać niegospodarność to przywara nie tylko polskiej klasy politycznej.

Za zdecydowanie negatywną informację z minionego tygodnia uznajemy odkrycie, którego dokonał Główny Inspektorat Transportu Drogowego (GITD).

Według urzędników fotoradary walnie przyczyniają się do poprawy bezpieczeństwa na drogach. Alvin Gajadhur – rzecznik GITD – przedstawił statystyki, z których wynika że w ciągu zaledwie pół roku funkcjonowania scentralizowanego systemu fotoradarowego „zmniejszyła się liczba wypadków drogowych, jak również liczba zabitych i rannych”. W ciągu ostatnich 6 miesięcy 2011 roku „zginęło o 5,5 proc. osób mniej niż w analogicznym okresie roku 2010”. Powyższa statystyka ucieszyła zwłaszcza Marka Kąkolewskiego z Biura Ruchu Drogowego Komendy Głównej Policji. Na łamach money.pl młodszy inspektor nie tylko „bardzo się ucieszył, że od lipca funkcjonuje system automatycznego nadzoru nad ruchem drogowym”, który pomaga w walce z piratami drogowymi, ale również podkreślił konieczność dalszej pracy nad bezpieczeństwem na polskich drogach.

Pomijając brak konkretów co do metodologii przeprowadzonego badania martwi nas troska GITD i policji o nasze bezpieczeństwo. Co oznacza ono w praktyce? Do 70 radarów, którymi dysponuje GITD w ciągu najbliższych miesięcy dojdzie kolejnych 300 (!) Skalę urzędniczej troski o kierowców oddaje liczba 800 masztów do umieszczania fotoradarów, które GITD ma do swojej dyspozycji. Zaktualizowaną skalę wzrostu rzeczonej troski będziemy w stanie podać w lutym, gdy zostanie rozpisany przetarg na zakup kolejnych urządzeń do odcinkowego pomiaru prędkości. Zgodnie z urzędniczą logiką wzrost cen benzyny np. na skutek znacznej podwyżki akcyzy jest równie cnotliwym przejawem troski o nasze bezpieczeństwo jak stawianie kolejnych fotoradarów. Zapewne można udowodnić, że paliwo droższe o 50 groszy skłoni ileś tam procent kierowców do zmiany środka transportu na komunikacje zbiorową, która zapewne jest mniej śmiercionośna niż samochód osobowy itd. Szkoda, że urzędnicy zapomnieli, że „celem ruchu drogowego nie jest bezpieczeństwo, tylko szybkość” (Korwin-Mikke).

REKLAMA