Rośnie liczba urzędników. Rosną pensje w administracji publicznej.

REKLAMA

Przed tygodniem informowaliśmy o badaniu Europejskiego Urzędu Statystycznego, który Polskę pod rządami Donalda Tuska zaliczył do liderów… rozrostu administracji (więcej tutaj)! Przypomnijmy, że tylko w 2011 roku ilość pracowników budżetówki wzrosła o 1%. W ciągu ostatnich 3 lat o polską biurokrację dba o 9% urzędników więcej. Plan rządu Platformy Obywatelskiej zakładający zmniejszenie zatrudnienia do poziomu sprzed objęcia władzy (2007 rok) zawiódł. Jednak jak słusznie zauważył jeden z Czytelników oprócz liczby urzędników powinniśmy również uwzględnić wysokość ich zarobków. Czysto teoretycznie jest możliwe, że spadły one na tyle, aby oszczędności „zainwestować” w nowe miejsca urzędniczej pracy (ergo: urzędników jest więcej ale ich kolektyw kosztuje podatnika tyle samo). Ponieważ cytowany przez nas raport Eurostatu nie uwzględnił zarobków w budżetówce postanowiliśmy przyjrzeć się ich skali.

Bardzo pomocna okazała się szczegółowa sonda przeprowadzona przez „Gazetę Prawną”. Wynika z niej, że płace w urzędach wciąż rosną a administracja wciąż szuka nowych pracowników! W 16 dużych miastach, 16 urzędach marszałkowskich i wojewódzkich oraz w 17 ministerstwach średnie płace z 2011 roku były wyższe w porównaniu z rokiem wcześniejszym o kilkadziesiąt lub nawet kilkaset złotych! Np. pracownicy Ministerstwa Spraw Wewnętrznych w 2011 r. zarabiali średnio o 800 złotych więcej niż w 2010 r. Od objęcia rządów przez PO płace w MSW wzrosły średnio aż o 1,7 tys. zł. Statystyczny pracownik resortu mógł liczyć rok temu na 6,4 tys. zł. Pracownicy Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego na początku minionej kadencji rządu otrzymywali średnio 4,6 tys. zł. Obecnie jest to już trochę ponad 7 tys. zł. Tylko w tamtym roku wynagrodzenie w resorcie Bogdana Zdrojewskiego wzrosło o 200 zł. Kryzysu nie odczuli także pracownicy urzędów wojewódzkich. W mazowieckim średnia pensja wzrosła w minionym roku o 600 zł. Wzrost pensji – choć nie tak spektakularny jak w centralnych strukturach władzy – odnotowali także pracownicy samorządów. Według „Gazety Prawnej” w Urzędzie Miasta w Gdańsku w 2011 roku średnia płaca wynosiła blisko 4,4 tys. zł czyli o 130 zł więcej, niż rok wcześniej.

REKLAMA

Według danych Głównego Urzędu Statystycznego osób zatrudnionych w urzędach wojewódzkich, ministerstwach, korpusie służby cywilnej oraz samorządach (pomijamy inne budżetowe miejsca pracy) było w 2011 roku ponad 437 tys. Najwięcej urzędników pracuje w strukturach samorządowych (255,7 tys.) ze średnią pensją 3,6 tys. złotych (brutto). W urzędach wojewódzkich zatrudnienie znalazło w minionym roku 10,4 tys. osób ze średnim wynagrodzeniem 4 tys. złotych. 124 tys. pracowników korpusu służby cywilnej (zawodowi urzędnicy, których zadaniem jest „rzetelne, bezstronne i apolityczne wykonywanie zadań administracji rządowej”) mogą liczyć średnio na 4,4 tys. złotych. Najlepiej powodzi się ponad 15 tys. pracowników ministerstw, których średnia pensja wynosi 6,6 tys. złotych. Już w 2009 roku przeciętne wynagrodzenie urzędników było o ponad 25 proc wyższe od średniej płacy w sektorze prywatnym. Dzisiaj ta różnica jest równie duża.

Oczywiście przy wyliczeniu średniego wynagrodzenia w budżetówce brana jest pod uwagę nie tylko pensja zasadnicza ale również liczne (choć nie na każdym stanowisku obligatoryjne) dodatki. Wśród najważniejszych warto wskazać dodatkowe wynagrodzenie roczne (tzw. „trzynastka”), dodatek zadaniowy (w strukturach samorządowych nazywany „specjalnym”), stały dodatek za staż pracy, nagrody jubileuszowe (przyznawane każdorazowo po przepracowaniu określonej liczby lat), nagrody zwykłe. Te ostatnie bywają bardzo kontrowersyjne i raczej rzadko dotyczą szeregowych pracowników budżetówki. Ostatnio hojnością w zupełnie uznaniowym nagradzaniu zasłynęła Hanna Gronkiewicz Waltz. Prezydent Warszawy w 2011 roku wydała półtora miliona złotych podatników na premier dla burmistrzów i wiceburmistrzów stołecznych dzielnic. Jak podała „Gazeta Wyborcza” najwyższe nagrody otrzymali burmistrzowie wywodzący się z PO (listę najhojniej nagrodzonych otwiera Piotr Zalewski, który jako burmistrz Pragi-Północ najgorzej poradził sobie z wykonaniem planu budżetowego). Równocześnie 4 burmistrzów spoza PO znalazło się na końcu premiowej drabiny. Mamy świadomość, że 36 tys. złotych nagrody, którą lekką ręką Gronkiewicz-Waltz przyznała panu Zalewskiemu zawyża średnią urzędniczych zarobków w taki sam sposób, w jaki średnie wynagrodzenie prezesów banków i menadżerów wysokiego szczebla zawyża średnią arytmetyczną wynagrodzeń w sektorze prywatnym. Niestety nie dysponujemy danymi, które określałyby medianę (wartością środkową, przeciętną) zarobków w sektorze prywatnym i budżetowym. Nie ulega jednak wątpliwości, że w powszechnym mniemaniu to praca urzędnicza uchodzi za bardziej stabilną i mniej stresującą bo pozbawioną mechanizmów wolnorynkowej konkurencji. Jak zauważył dr Stefan Płażek, adwokat z Katedry Prawa Samorządu Terytorialnego Uniwersytetu Jagiellońskiego „w kryzysie ludzie zawsze tulili się do urzędów, a stworzenie etatu dla znajomego prezydenta miasta lub burmistrza to żaden problem”.

REKLAMA