Kościelak: Bitwa pod Leninem

REKLAMA

Zgodnie z zapowiedziami władz Gdańska, w połowie maja słynnej stoczniowej Bramie nr 2 tuż obok Pomnika Poległych Stoczniowców przywrócono jej dawny wygląd. Wraz z nim na bramę powróciło nazwisko, a właściwie pseudonim wodza komunistycznej rewolucji i pierwszego przywódcy państwa sowieckiego – Włodzimierza Iljicza Lenina.

W ten sposób zrealizowany został pomysł prezydenta miasta, Pawła Adamowicza (PO, d. SKL). „Główną motywacją mojej decyzji była chęć przypomnienia, że system wprowadzony przez Lenina obalili robotnicy z zakładu jego imienia. Aby to było jasne szczególnie dla młodych pokoleń, a więc ludzi, którzy Sierpnia pamiętać nie mogą” – tak uzasadniał swoją decyzję na łamach wydawanego przez miasto „Herolda Gdańskiego”.

REKLAMA

Oczywiście, można dyskutować, czy był to pomysł celowy i fortunny. Prezydent argumentuje, że w grudniu 1999 r. Brama nr 2 wraz z Salą BHP, w której odbywały się pertraktacje strajkujących z delegacją rządową oraz podpisano historyczne porozumienie, zostały wpisane do rejestru zabytków – to zaś obligowało go do przywrócenia jej oryginalnego kształtu. Słowem, tak samo jak ze sławetną bramą hitlerowskiego KL Auschwitz, która wszakże miała to „szczęście”, że aż do grudnia 2009 nie podejmowano próby pozbawienia jej szyderczego, w dodatku niemieckiego napisu „Arbeit macht frei”. Czego by nie powiedzieć, rekonstrukcja zniszczonej w stanie wojennym bramy dawnej Stoczni z niepełną nazwą byłaby cokolwiek ułomna i mało sensowna. Rzecz jasna, można było bramy w ogóle nie rekonstruować. „Pomysł (z rekonstrukcją) wydawał mi się mało kontrowersyjny” – tłumaczy Paweł Adamowicz, nie kryjąc zdumienia, że „znalazła się grupa ludzi, którzy zaczęli to kontestować.”

Bój ich ostatni?

„Ludzie” ci – to przede wszystkim stoczniowa „Solidarność” i jej szef, Karol Guzikiewicz, który w przeszłości nieraz już Adamowiczowi dopiekł robiąc zadymy z nieodłącznym paleniem opon podczas organizowanych przez władze miasta uroczystości. Teraz, kiedy nowy przewodniczący „S” Piotr Duda w trosce o wizerunek związku (ustawa emerytalna!) zabronił tego procederu, Guzikiewicz zmuszony był szukać nowych form protestu. „Lenina” nad bramą obrzucono więc jajami, nie bacząc na to, że z racji ich wysokiej ceny wielu biedniejszych gdańszczan fakt ten odebrało to jako wyraz związkowej arogancji. Kilka dni później na białym „Leninie” pojawiło się czerwone logo związku. Do jego umieszczenia przyznali się niewymienieni z nazwiska studenci gdańskiej Akademii Sztuk Pięknych, którzy swego heroicznego czynu dokonali pod osłoną nocy – i zapewne bacznych oczu oraz silnych ramion stoczniowców. W reakcji rzecznik prezydenta, p. Antoni Pawlak oświadczył, że solidarnościowa „doklejka” jest nielegalna. Próba jej usunięcia spotkała się jednak z niespodziewanym a kategorycznym przeciwdziałaniem ponad 80-letniej p. Aleksandry Olszewskiej, od ponad ćwierćwiecza opiekującej się społecznie Pomnikiem i prowadzącej przy bramie kiosk z pamiątkami. Pani Olszewska zagroziła usuwającemu napis pracownikowi odebraniem drabiny, w nagrodę za co przewodniczący Duda obdarował ją bukietem kwiatów. Póki co, „Solidarność” pozostała więc na Leninie – i jest to chyba najlepsze rozwiązanie: nazwa stoczni na bramie pozostaje wciąż w pełnym brzmieniu, napis „Solidarność” mówi zaś, kto tegoż Lenina wysłał na śmietnik historii.

Lenin, Hitler, Stalin

Przy okazji warto sprostować całą masę narosłych wokół tego tematu nieporozumień. Otóż nikt w Gdańsku nie przywraca ani nie nadaje imienia Lenina Stoczni Gdańskiej. Tamtego zakładu już dawno nie ma – jest Stocznia Gdańsk SA, leżąca za Wisłą, na wyspie Ostrów. Brama nr 2, Sala BHP i okolice to dziś teren miejski, na którym za kilka lat powstanie Młode Miasto – nowa dzielnica handlowo – usługowa, której główną osią będzie Droga do Wolności, biegnąca od bramy ku Wiśle. Podawany raz po raz przez p. Guzikiewicza i wspierających go posłów PiS „argument”, aby idąc tokiem rozumowania władz Gdańska „przywrócić” Alei Grunwaldzkiej nazwę „Adolf-Hitler-Strasse” jest więc chybiony. Podobnie nie ma racji red. Joanna Lichocka, która w „Gazecie Polskiej Codziennie” stawia znak równości pomiędzy pomysłem Pawła Adamowicza a „przywróceniem” Pałacowi Kultury i Nauki w Warszawie imienia Józefa Stalina. Pomijając „drobny” szczegół, czy ktoś w ogóle ów patronat PeKiNowi oficjalnie odebrał – rzecz w tym, że imię to cały czas niezmiennie widnieje wykute nad głównym doń wejściem, nieco tylko przykryte (niczym Lenin „Solidarnością”) umieszczonym tam później neonem… Tak więc rekonstrukcja bramy a przywracanie imienia Stoczni to dwie zupełnie różne sprawy. Fakt, że większość Polaków (zwłaszcza poza Gdańskiem) je utożsamia, jest „zasługą” mediów, które – o dziwo – „kupiły” PiSowską retorykę – być może po to, by znów dzielić Polaków według mało istotnej kwestii, jaką jest dziś stosunek do komunistycznej symboliki. Swoją drogą, niektórzy demonstrują przy tym dość krótką pamięć: nie tak znów dawno red. Piotr Lisiewicz z „Gazety Polskiej” dla zabawy przebierał się za Lenina, a prowadzoną przez siebie rubrykę tamże okraszał wyeksponowanymi cytatami „wodza światowego proletariatu”. Czy aby w ten sposób również nie „wprowadzał Lenina do publicznego obiegu” i nie „propagował komunistycznych symboli” – co teraz atakuje PiS i Guzikiewicz?

Proletariusze rozłączeni

W sprawie tej ciekawy jest jeszcze jeden aspekt. Otóż wraz z pojawieniem się napisu „Solidarność” na imieniu Lenina, ze zrekonstruowanej bramy po cichu zniknął czerwony transparent z napisem „Proletariusze wszystkich zakładów łączcie się!” będącym parafrazą zawołania komunistycznej międzynarodówki, w 1980 r. autentycznie umieszczonym tam przez strajkujących! Bezpośrednio pod „Leninem” znajduje się za to tablica ze słynnymi 21 postulatami z Sierpnia. Kto wie, czy stoczniowa „S” i wspierający ją PiS walczą z Leninem na bramie po to, by – zwłaszcza po lekturze ekonomicznej części tychże postulatów – ktoś czasem nie doszedł do wniosku, jak bardzo im było do siebie blisko.

REKLAMA