Sommer: Socjohistoria. Kto stworzył Hitlera?

REKLAMA

Pewni zwolennicy nauk ścisłych są skłonni utrzymywać, że motyl wachlujący skrzydełkami w Chinach jest w stanie spowodować tornado w Ameryce. Ostatnio pojawili się autorzy sugerujący, że podobne zależności mogą mieć miejsce także w życiu społeczeństw. Kimberley Cornish dowodzi, że II wojna światowa i Holocaust to efekt pewnej chłopięcej sprzeczki…

Adolf Hitler, geniusz zła i Ludwig Wittgenstein, geniusz myśli spotkali się w 1904 roku w męskiej szkole w podupadającym wówczas austriackim mieście Linz. Obaj byli niezwykli i wyróżniali się na tle swych małomiasteczkowych rówieśników. Z pewnością w normalnych warunkach ta niezwykłość zbliżyłaby ich do siebie, a nawet stworzyła z nich parę przyjaciół. Z jakichś powodów stało się zupełnie inaczej.

REKLAMA

W swej książce „Mein Kampf” Hitler wyraźnie pisze, że jego antysemityzm narodził się pod wpływem pewnego żydowskiego chłopca ze szkoły w Linzu. To było pierwsze ogniwo łańcucha, które doprowadziło do Auschwitz. Przez dziesiątki lat tożsamość tego ucznia była okryta tajemnicą. Wiele wskazuje, że był nim właśnie mały Wittgenstein.

Hitler urodził się 20 kwietnia 1889 roku w przygranicznej wiosce Braunau w Cesarstwie Austro-Węgierskim. Sześć dni później w błyszczącym złotem Wiedniu przyszedł na świat Ludwig Wittgenstein. Dla swej matki Leopoldyny był już ósmym dzieckiem. Zarówno Hitler, jak i Wittgenstein, byli dziećmi epoki schyłku. W Cesarstwie nikt już nie myślał o zdobywaniu nowych ziem, tworzeniu światowego mocarstwa i ogólnoświatowego rynku. Wszyscy, zarówno na prowincji, jak i w Wiedniu, chcieli tylko utrzymania dotychczasowego dobrobytu. Równocześnie dopingowali właśnie rodzącej się nowej sztuce, nowej nauce. To przecież właśnie w Wiedniu działali Sigmund Freud, Gustav Klimt, Johannes Brahms czy Arnold Schoenberg. Wiedeń był także miejscem narodzin nowej ekonomii i nowej fizyki, która po kilkunastu latach zaczęła zmieniać świat.

Właśnie dzieckiem takiego Wiednia był Wittgenstein. Pochodził z bajecznie bogatej żydowskiej rodziny, która jednak przeszła na katolicyzm. Jego ojciec, Karl, razem z rodziną Rotszyldów był współwłaścicielem kartelu przemysłowego kontrolującego blisko 60 proc. produkcji stali w Cesarstwie. Jego matka, w swym wiedeńskim pałacu prowadziła otwarty dom artystyczny, w którym częstym gościem był Brahms oraz pionier ekspresjonizmu Oskar Kokoschka. Dzieci Wittgensteinów, mimo oficjalnego katolicyzmu, były wychowywane w atmosferze przepychu i artystycznej dekadencji jednocześnie.

To właśnie ta atmosfera spowodowała, że młody Ludwig spotkał Hitlera. W 1902 roku jeden z braci Wittgensteina popełnił samobójstwo przerażony swym homoseksualizmem. Dwa lata później pod wpływem zawodu miłosnego zabił się drugi z Wittgensteinów. Również zakochał się w starszym mężczyźnie. Ojciec rodziny postanowił ratować najmłodszego syna. Wysłał go z Wiednia do Linzu, by ochłonął nieco w małomiasteczkowej atmosferze i zapomniał o rodzinnych tragediach.

Adolf Hitler przyszedł na świat na przeciwnym biegunie społecznego spektrum Cesarstwa. Jego rodzina wywodziła się z Waldviertelu, zapadłego regionu w północnej Austrii.

– Chów wsobny oraz uboga dieta powodowały, że wśród żyjących tam chłopów nadzwyczaj częste były przypadki szaleństwa oraz rozmaitych genetycznych deformacji – twierdzi jeden z biografów Hitlera, Ronald Hayman.

Ojciec Adolfa, Alois, mimo że pochodził z tak nieciekawego środowiska, na swój sposób osiągnął jednak sukces. Został celnikiem. Wszedł w posiadanie kamienicy i kolejno trzech żon. Ostatnia z nich, Klara, która była początkowo służącą i kochanką celnika Hitlera, urodziła mu syna, Adolfa.

Mały Hitler był dziecięciem wyjątkowo chorowitym i wychowywanym w skrajnie schizofrenicznej atmosferze. Z jednej bowiem strony Klara uwielbiała i rozpieszczała swojego jedynaka. Z drugiej – papa Alois wychodził z założenia, że, „jak się żony nie bije, to jej wątroba gnije”, a nawet rozszerzył moc tej maksymy na swojego syna. Matka Adolfa dbała jednak w miarę swoich skromnych możliwości finansowych i umysłowych o rozwój syna. Sprowadzała mu książki, prowadzała do opery i teatrów, posyłała do szkół. Po odebraniu elementarnego wykształcenia Hitler trafił do gimnazjum w Linzu. Tam właśnie natknął się na Wittgensteina.

Chłopcy byli rówieśnikami, jednak różniły ich aż dwie klasy. Leniwy i mało bystry, choć ciekawy świata i ekscentryczny Adolf był o rok opóźniony. Natomiast błyskotliwy Ludwig, celujący w nauce, rozpoczynając edukację w Linzu poszedł od razu do klasy o rok wyższej niż wyznaczałby to jego wiek.

Mimo to chłopcy często się spotykali i mieli ze sobą wiele wspólnego. Obaj czuli się wyobcowani w „wiejskiej” szkole. Hitler z powodu swej wyniosłości, Wittgenstein – bo po nagłym przeniesieniu z Wiednia trafił do zupełnie nowego, brzydszego świata. Obaj więc do swoich kolegów zwracali się per pan i z zapartym tchem czytali Schopenhauera. Obaj też uwielbiali obrazy Rudolpha von Alta, choć różnica między nimi była znaczna. Bo Hitler widywał reprodukcje tych obrazów w gazetach. Natomiast Ludwig miał ich oryginały u siebie w domu. I właśnie ta różnica, która rozszerzyła się niemal na każdą dziedzinę ich wspólnego szkolnego życia doprowadziła do konfliktu, którego echo odnajdujemy w „Mein Kampf”.

– Pewnemu żydowskiemu chłopcu szczególnie nie ufaliśmy – napisał Hitler w swym sztandarowym dziele”. – Różne doświadczenia sprawiły, że przestaliśmy wierzyć w jego dyskrecję. Chłopiec, który kabluje na swych kolegów, dopuszcza się zdrady i pokazuje mentalność, która prowadzi w końcu do zdrady narodu. Taki chłopiec w żadnym wypadku nie może uchodzić za dobre, przyzwoite dziecko. Nie raz mały informator wyrastał na dużego drania – konkludował.

Nie wiadomo, co dokładnie stało się pomiędzy Hitlerem a Wittgensteinem. Wiadomo jednak, że spotkanie było tak dotkliwe i wyraziste, że obaj zapamiętali je na całe życie.

Choć nie wymieniony z nazwiska, Wittgenstein – zdaniem Kimberley Cornish – jest niemal kluczową postacią „Mein Kampf’. Gdy przyszły wódz III Rzeszy pisze o Żydach bawiących się na kanikułach na francuskiej Rivierze, ma na myśli wystawne wczasy Wittgensteina i jego starobogacko-cygańskiego towarzystwa. Gdy wspomina o szczególnej niechęci do semitów, którzy przeszli na katolicyzm i wradzają się w stare niemieckie rody, ma przed oczyma Wittgensteinów. Gdy wypomina Żydom dominację ekonomiczną, jawi mu się kartel Wittgenstein-Rotszyldowie. Gdy wreszcie rwie szaty w związku z ,,zażydzeniem prasy”, widzi Wittgensteina seniora, który regularnie drukował artykuły w największych wiedeńskich dziennikach. Hitlera, wiedeńskiego malarza na dorobku, bardzo irytowały też sukcesy Wittgensteina w środowisku austriackich, stołecznych artytów. Regularnie czytywał o nich w prasie. Gdy w kręgach secesjonistów doszło do rozłamu, natychmiast przyłączył się do frakcji, w której nie było Wittgensteinów.

Zresztą Wittgenstein także nie zapomniał o Adolfie z Linzu. Gdy Hitler zaczął wypływać i stał się znany, sławny matematyczny geniusz z Wiednia został fanatycznym stalinistą.

– Chciałem pomóc jedynej zbrojnej sile, która byłaby w stanie przeciwstawić się Hitlerowi – tłumaczył się później. – W pewnym okresie pragnąłem również osiedlić się w Rosji Sowieckiej.

Wittgenstein był zresztą najprawdopodobniej jednym z najważniejszych sowieckich szpiegów w Wielkiej Brytanii w okresie II wojny światowej i do końca życia uniknął dekonspiracji. Jego przyjaciółmi z Trinity College w Cambrigde byli Kim Philby, Guy Bergess, Anthony Bunt i Donald MacLean. Wszyscy okazali się być szpiegami.

– Hitler do końca życia myślał o tym, jak pokonać ducha Wittgensteinów, który nad nim zaciążył w młodości – twierdzi Cornish. – W Linzu planował stworzyć gigantyczne muzeum europejskiej sztuki, które przygasiłoby swoim blaskiem gasnący Wiedeń. Zwoził tam dzieła rabowane w całej Europie. Chciał też stworzyć ośrodek narodowego przemysłu metalurgicznego w miejscu dawnych fabryk należących do żydowskich rodzin plutokrarycznych.

Przywódca III Rzeszy do swych ostatnich chwil myślał o muzeum w Linzu. Strzelając sobie w głowę, stracił możliwość tryumfu nad Wittgensteinem. Zresztą autor dzieła zatytułowanego „Tractatus Logico-Philosophicus”, późny wnuk Bertranda Russela, na swój sposób z własnej woli zniszczył etos swojej rodziny.

Czy to wszystko było następstwem tajemniczej, chłopięcej animozji?

(źródło: NCZ! 2008; publikujemy w ramach cyklu tekstów archiwalnych, które nie poddały się upływowi czasu i prezentują “ostre”, często kontrowersyjne poglądy naszych Autorów)

REKLAMA