Gra w „Olina”. Jak Rosjanie chcieli powstrzymać rozszerzenie NATO?

REKLAMA

Agenci rosyjskiego wywiadu uplasowani w strukturach polskiego państwa mieli powstrzymać rozszerzenie NATO – informował w 1995 roku niemiecki kontrwywiad. Polskie służby specjalne zlekceważyły ostrzeżenie, a sprawę wykorzystały do rozgrywki politycznej. – Nigdy i niczyim agentem nie byłem. Mówi to Józef Oleksy w Sejmie RP – tymi słowami ówczesny premier zakończył swoje wystąpienie w parlamencie.

Był 21 grudnia 1995 roku. Wcześniej, tego samego dnia, z mównicy sejmowej minister spraw wewnętrznych Andrzej Milczanowski opowiedziało dokumentach zdobytych przez kontrwywiad UOP, z których wynikało, że Józef Oleksy współpracuje z rosyjskim wywiadem jako agent o kryptonimie „Olin”. Według Milczanowskiego, Oleksy – najpierw jako marszałek Sejmu, a potem premier – przekazywał ściśle tajne informacje i dokumenty rosyjskiemu szpiegowi Władimirowi Ałganowowi. Wystąpienie Milczanowskiego wywołało burzę i zapoczątkowało największą aferę polityczną lat 90. Doprowadziło również do dymisji Oleksego (styczeń 1996 r.), którego w fotelu premiera zastąpił Włodzimierz Cimoszewicz.

REKLAMA

Nie ma winnych

W sprawie natychmiast wszczęte zostało śledztwo. Prowadził je pułkownik Sławomir Gorzkiewicz z Wojskowej Prokuratury Okręgowej we Wrocławiu. Śledztwo nie trwało długo. Już w połowie maja zostało umorzone wobec niewykrycia sprawcy. Prokurator Gorzkiewicz udostępnił akta śledztwa samemu Oleksemu, co nie wynikało zprzepisów kodeksu postępowania karnego. Zgodnie z nimi, akta udostępnia się podejrzanemu (Oleksy został przesłuchany tylko jako świadek).

Do dziś nie wiadomo, czym kierował się pułkownik Gorzkiewicz, udostępniając byłemu premierowi dokumenty śledztwa dotyczące sprawy jego współpracy z wywiadem rosyjskim.

Prokuratura zajęła się również Andrzejem Milczanowskim, któremu postawiła zarzut ujawnienia tajemnicy państwowej. Były minister tłumaczył się, że działał w interesie państwa, i nie przyznał się do winy. Sąd Okręgowy w Warszawie uniewinnił go od zarzutu, jednak prokuratura apelowała. Sąd Apelacyjny również nie znalazł dowodów winy i wyrok pierwszej instancji podtrzymał. Prokuratura również nie poddała się i złożyła kasację.

W listopadzie 2010 roku Sąd Najwyższy ostatecznie uniewinnił Milczanowskiego, argumentując, że działał w interesie państwowym, a dokumenty, które zgromadził, uprawniały go do formułowania oskarżeń. Józef Oleksy (na procesie występował w charakterze oskarżyciela posiłkowego) podzielił się tylko komentarzem, że Milczanowskiemu pomagała tajność procesu. Gdyby nie ona, na światło dzienne wyszłoby wiele nieprawidłowości w MSW w jego czasach. Niemniej z sądowej batalii Milczanowski wyszedł jako zwycięzca. Po prawie 15 latach od wybuchu afery, w której minister spraw wewnętrznych oskarżył premiera o szpiegostwo, ani premier nie poniósł kary, ani minister. Sprawa absolutnie bezprecedensowa. Takiej sytuacji nie było w żadnym innym kraju świata.

Ostrzeżenie z Niemiec

Tymczasem jesienią 1995 roku – jeszcze w czasie, kiedy Oleksy był premierem – niemiecki Bundesamt für Verfassungsschutz, czyli Federalny Urząd Ochrony Konstytucji, przesłał do Urzędu Ochrony Państwa ściśle tajny meldunek dotyczący działania w strukturach państwa polskiego pięciu agentów rosyjskiego wywiadu. Podano trzy kryptonimy: „Olin”, „Minim” i „Kat”. W meldunkach nie była podana tożsamość żadnego z agentów, jednak ich opisy wskazywały na trzech bardzo ważnych polityków SLD.

BfV oparł swoje doniesienie na informacjach Bundesnachrichtendienst (BND), czyli niemieckiego wywiadu zagranicznego. Z meldunków przekazanych do UOP wynikało, że BND zdobył te informacje na Kremlu, w dwóch niezależnych źródłach, z których jedno – jak twierdził kiedyś w rozmowie ze mną emerytowany oficer UOP – znajdowało się w bezpośrednim otoczeniu Borysa Jelcyna. Tożsamość tych źródeł pozostaje tajemnicą. Nie została podana nawet w raportach BND do BfV. Nie poznał jej również UOP. Oba źródła niemieckiego wywiadu mówiły, że najważniejszym zadaniem zleconym agentom wpływu – w tym samemu „Olinowi” – jest sabotowanie rozszerzenia NATO.

O co chodziło?

Gra o sojusz W 1989 roku po raz pierwszy na obrady Zgromadzenia Parlamentarnego NATO zaproszeni zostali przedstawiciele Polski. Było to zaraz po zakończeniu obrad Okrągłego Stołu, gdy nad Wisłą dokonywała się transformacja ustrojowa. Zaproszenie przedstawicieli Polski oznaczało w języku dyplomatycznym wyraz zainteresowania przyjęciem naszego kraju do Sojuszu. W efekcie w 1992 roku Polska oficjalnie sformułowała deklaracje o dążeniu do członkostwa w NATO. Niemal natychmiast wywołało to sprzeciw Rosji, której władze nie życzyły sobie udziału Polski w Pakcie, twierdząc, że zagraża on bezpieczeństwu Rosji. W 1992 roku wojska rosyjskie ostatecznie opuściły Polskę. W 1993 roku władzę w Polsce przejęła koalicja SLD-PSL, która kontynuowała drogę do NATO. O członkostwo w Sojuszu zabiegał również wybrany w 1995 roku na prezydenta postkomunista Aleksander Kwaśniewski, który liczył na to, że po zakończeniu kadencji prezydenckiej obejmie ważną funkcję w strukturach NATO. W 1994 roku (a więc rok po objęciu władzy w Polsce przez postkomunistyczną lewicę) Borys Jelcyn oficjalnie ogłosił, że nie sprzeciwia się członkostwu Polski w strukturach NATO. W efekcie rok później nasz kraj został objęty programem „Partnerstwo dla Pokoju”.

Skąd taka nagła zmiana zdania prezydenta Rosji? Według informacji przekazanych do UOP przez niemieckie służby, Rosjanie wydali swoim agentom uplasowanym w strukturach polskiego państwa polecenie, aby po integracji naszego kraju z NATO blokowali przyjęcie do Sojuszu krajów bałtyckich – Litwy, Łotwy i Estonii. Byłoby to możliwe dzięki przestrzeganiu postanowień NATO. Jedno z nich mówi, że do przyjęcia każdego nowego członka wymagana
jest zgoda wszystkich państw należących do Paktu. Polska miała być tym krajem, który wetowałby przyjęcie w struktury Sojuszu trzech byłych republik sowieckich. W efekcie pozostałyby one poza NATO i ich przejście do rosyjskiej strefy wpływów byłoby już tylko kwestią czasu.

Meldunki niemieckie mówiły również o innym rosyjskim scenariuszu. Chodziło o poprawienie efektów służb specjalnych Rosji w grze przeciwko NATO. W czerwcu 1992 roku nieudana próba zrealizowania uchwały lustracyjnej doprowadziła do upadku rządu Jana Olszewskiego. W efekcie do władzy w Polsce powrócił obóz postkomunistyczny, którego głównym filarem były wpływy służb specjalnych. Po 1989 roku rozwiązano Służbę Bezpieczeństwa, jednak część jej funkcjonariuszy trafiła na ważne stanowiska państwowe – w tym do Urzędu Ochrony Państwa. Nie dokonano natomiast żadnych zmian w Wojskowych Służbach Informacyjnych, które nietknięte przeszły przez okres transformacji ustrojowej.

W efekcie w nowej Polsce oficerowie komunistycznych służb specjalnych (często – jak w przypadku WSI – kształceni na kursach w Akademii KGB w Moskwie) albo nadal sprawowali najważniejsze stanowiska w służbach, albo w ważnych instytucjach państwowych (wojsko, policja, Straż Graniczna). Przyjęcie Polski do NATO musiało dać przedstawicielom naszego kraju – w tym głównie wojskowym – dostęp do tajnych informacji Paktu. To z kolei umożliwiłoby naszym służbom – silnie spenetrowanym przez służby rosyjskie – wgląd w największe tajemnice NATO i przekazywanie ich Rosjanom. Tym samym przyjęcie Polski do NATO ułatwiłoby wówczas w pełni legalne otworzenie rosyjskiemu wywiadowi drogi do sejfów z największymi sekretami Sojuszu. W ten sposób więc „Olin” i powiązana z nim agentura mogli zrealizować ważne zadanie wyznaczone służbom ZSRS jeszcze w czasach „zimnej wojny”.

„Kwity” Milczanowskiego

Gdy trwał proces sądowy Milczanowskiego, wyszło na jaw, że Józef Oleksy kłamał, mówiąc, że nigdy nie był agentem. W 1999 roku Rzecznik Interesu Publicznego – sędzia Bogusław Nizieński – oskarżył Oleksego o współpracę z wywiadem wojskowym PRL. Tymczasem w swoim oświadczeniu lustracyjnym, złożonym wcześniej, były premier napisał, że przeszedł przeszkolenie w wojskach rozpoznania, ale współpracownikiem wywiadu nie był.

Z zachowanych akt wynika, iż już w 1969 roku, gdy Oleksy kończył studia w Szkole Głównej Planowania i Statystyki (dziś SGH), oficerowie wywiadu wytypowali go jako idealnego kandydata do werbunku. 23 stycznia 1970 roku Oleksy podpisał zgodę na odbycie przeszkolenia wywiadowczego i w tym samym roku wyjechał do Strasburga. Otrzymał wówczas zadanie wskazania osoby do werbunku. Z czasów jego pobytu w Strasburgu zachował się sporządzony przez niego 14-stronicowy raport. Do 1978 roku odbył ponad 20 spotkań ze swoim oficerem prowadzącym. Później ze współpracy się wycofał, tłumacząc to brakiem czasu, koniecznością skupienia się na pracy doktorskiej i przeciekami dotyczącymi jego współpracy ze służbami.

Według Andrzeja Milczanowskiego, Józef Oleksy był informatorem obcego wywiadu w latach 1982-1995. Miał zostać pozyskany do współpracy jako pierwszy sekretarz Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Białej Podlaskiej. W trakcie śledztwa wyszło na jaw, że w archiwach UOP znajdowały się notatki z obserwacji UOP mówiące o przekazywaniu przez Oleksego informacji Władimirowi Ałganowowi w 1992 roku. Materiały przekazane przez niemieckie tajne służby kolegom z UOP nie zostały nigdy włączone do prokuratorskiego śledztwa.

REKLAMA