Piński: Tusk zapędzony do narożnika. Kiedy wyląduje na deskach?

REKLAMA

Zgon nastąpił, trwa ustalanie daty pogrzebu – ten dowcip krążący po Sejmie najlepiej pokazuje sytuację, w której znalazł się Donald Tusk. Drugi z żartów mówi o tym, że Tusk modli się, aby zima przyszła jak najszybciej i trwała jak najdłużej. W zimie ludzie nie wyjdą na ulicę więc zyska kilka miesięcy, aby się otrząsnąć i powalczyć o pozostanie na scenie politycznej.

W boksie jest określenie groggy. Oznacza ono boksera, który chociaż stoi na nogach, to faktycznie jest zamroczony. W takim stanie obecnie znajduje się Donald Tusk. Ma zmęczoną twarz. W ciągu ostatnich kilku miesięcy przybyło mu kilkanaście lat. Nie wytrzymuje nerwowo stresu związanego z ofensywą opozycji.

REKLAMA

Samotność długodystansowca

– Tusk boi się dojścia do władzy Kaczyńskiego i jego zemsty – mówi jeden z byłych polityków PO. O stanie Tuska dużo mówią teksty i materiały w mediach. Przez cztery lata rządów cieszył się swoistym immunitetem. Nawet gdy doszło do wybuchu afery stoczniowej i hazardowej, Tusk nie otrzymał żadnego mocnego ciosu. Ten immunitet się jednak skończył i wszystko wskazuje na to, że premier nie jest w stanie przyzwyczaić się do nowej sytuacji. A ta jest znacznie gorsza od tej, w której znajduje się bokser w stanie groggy. Ten musi uważać na cios ze strony jednego przeciwnika. Tusk ma tych przeciwników dużo. Używając tej analogii sportowej, może dostać także od ekipy z własnego narożnika, kibiców, a nawet sędziego.

Brak kontroli

Tydzień temu pochylił się z troską nad losem premiera salonowy „Newsweek”, któremu szefuje Tomasz Lis. Opisał on psychozę Tuska, który boi się rozmawiać z własną rodziną i we własnym gabinecie, obawiając się wszechwładnych służb specjalnych. Przypomina mi to (z zachowaniem proporcji), jak po czystce w MSW związanej z zabójstwem ks. Popiełuszki oczekujący na wyrok ze strony gen. Kiszczaka gen. Zenon Płatek (szef jednostki zajmującej się dezintegracją Kościoła) przed wypiciem każdej kawy kazał próbować jej sekretarce.

Tusk znajduje się w stanie groggy. Nie wie, kto jest jego wrogiem, kto przyjacielem i skąd przyjdzie kolejny cios. Jeżeli atakuje go „Newsweek”, to oznacza, że wewnętrzna walka w PO wymknęła się spod kontroli. A że kolejne ciosy nastąpią, to niemal pewne. Skoro nawet TVN wyemitowała program, w którym pytała o szczegóły pochówku ofiar katastrofy smoleńskiej, to widać, że z Tuskiem jest źle. Mało kto zdaje sobie sprawę z tego, co mogliśmy przeczytać w mediach. Oto premier rządu boi się działań podległych mu służb.

Tusk ma przeciwko sobie nie tylko Grzegorza Schetynę. Coraz silniejszą opozycją jest Jarosław Gowin. Głośno było o konflikcie Tuska z konserwatystami w sprawie wprowadzenia zakazu zabijania dzieci poczętych. 40 posłów PO zagłosowało za projektem Solidarnej Polski, który likwiduje prawo do zabijania dzieci z powodu choroby lub gdy ciąża jest wynikiem gwałtu. Gowin miał się zetrzeć z Tuskiem także w sprawie wprowadzenia ZUS dla umów o dzieło. Ten pomysł „Solidarności”, sprzedawany pod hasłem walki z umowami śmieciowymi, wprowadzony w Polsce przyspieszyłby kryzys. Trudno powiedzieć, czy Tusk wycofał się z pomysłu, bojąc się przegrania głosowania w Sejmie, czy też od samego początku był to zabieg socjotechniczny. Dziś przedsiębiorcy i normalni ludzie cieszą się, że rząd nie przegłosował wprowadzenia ZUS na umowy o dzieło. Przypomina to stary żart, w którym dwóch skinów uratowało życie staruszce – przestało ją kopać.

Powtórka z historii

Jest sporo analogii między obecną sytuacją Donalda Tuska a tą, w której znalazł się Leszek Miller po ujawnieniu afery Lwa Rywina na początku 2003 roku. Miller – podobnie jak Tusk – miał prezydenta ze swojego obozu politycznego, z którym miał sprzeczne interesy. Wiosną 2003 roku Aleksander Kwaśniewski atakował Millera, ponieważ zostało mu wówczas dwa lata kadencji i chciał przygotować sobie powrót do władzy w SLD. Na skutek wojny Miller stracił szefostwo partii i musiał zrezygnować z bycia premierem. Kwaśniewski jednak stracił wszystko. Odszedł z funkcji prezydenta w polityczny niebyt, z którego do tej pory nie może się wydobyć. Między Bronisławem Komorowskim a Tuskiem iskrzy podobnie jak między Kwaśniewskim i Millerem i ich zapleczami. Komorowski potrzebuje dziś wcześniejszych wyborów. Prezydenckie i parlamentarne wybory w 2015 roku przyniosą obecnej władzy praktycznie pewną klęskę. Gdyby udało się przeprowadzić je wcześniej, PO by straciła, natomiast dwa-trzy lata bez rządu PO lub z szerokim rządem koalicyjnym dałyby Komorowskiemu szanse na bycie ponadpartyjnym kandydatem.

Tusk – podobnie jak Miller w 2003 roku – ma kłopoty z PSL. Fakt, że jego koalicyjny wicepremier Waldemar Pawlak urządził sobie za jego plecami serię spotkań z szefami opozycji, o których pisała prasa, jest znaczący. W przeciwieństwie do Millera, Tusk nie może jednak wyrzucić PSL z rządu. Wymiana PSL na SLD lub Ruch Palikota doprowadziłaby do sytuacji, w której część posłów PO dokonałaby rozłamu. Tak jak w 2003 roku SLD, dziś PO jest na ścieżce wojennej z „Gazetą Wyborczą”. Środowisko tego dziennika nie może się zdecydować, czy prowadzić z PO wojnę za to, że część posłów tej partii jest konserwatystami, czy odpuścić w imię strachu przed dojściem PiS do władzy. „GW” najchętniej widziałaby przy władzy Janusza Palikota. To jest jednak nierealne. Rozdarcie „Wyborczej” było widać po głosowaniu w sprawie ochrony życia. Z jednej strony chciała wbić w ziemię PO i jej konserwatywną frakcję, ale z drugiej pojawiły się kolejne sondaże wskazujące, że przewaga PiS nad PO nie była błędem statystycznym, lecz jest trwałym trendem.

Propagandowa klęska

O stanie obecnej władzy świadczy porażka w walce o blokowanie lub przejęcie Marszu Niepodległości 11 listopada. Oficjalnie środowiska „Gazety Wyborczej” wycofały się z wezwań do blokady. Nie udała się również próba „wrogiego przejęcia” i postawienia na celu marszu prezydenta Bronisława Komorowskiego. W efekcie 11 listopada będą trzy marsze: pierwszy tradycyjny, drugi prezydencki i trzeci lewicowy. To, że środowiska „GW” zaniechały konfrontacji i zdecydowały się na próbę zamilczenia Marszu Niepodległości, pokazuje, jak bardzo władza i tzw. salon obawiają się dziś tłumu ludzi na ulicach. Tuskowi pozostaje teraz wspomniana „modlitwa o śnieg”. Im więcej zimy, tym mniej liczne demonstracje i więcej czasu na opracowanie kontrofensywy.

W polityce osiągnął już szczyt. Jest mało prawdopodobne, aby udało mu się przeskoczyć do Pałacu Prezydenckiego. Znalazł się w niewesołej sytuacji. Odpiera ataki i nie ma żadnego pomysłu na przyszłość. Pojawiające się pogłoski o stanowiskach w Unii Europejskiej są zapewne pokłosiem szukania przez niego pracy poza Polską. Nie spisywałbym Tuska jeszcze na straty. Od bitwy pod Stalingradem do kapitulacji Rzeszy upłynęły dwa lata, a wódz był w stanie trzymać władzę mimo kolejnych porażek na wszystkich frontach. Aby ocalić władzę, Tusk będzie zmuszony do przeprowadzenia trudnych manewrów. Problem w tym, że po pięciu latach rządzenia może mu się zwyczajnie już nie chcieć. Na dodatek nie ma przy sobie żadnego współpracownika dużego formatu, który mógłby być dla niego partnerem. Obecnie współpracownicy chętnie zgodziliby się na utrzymanie posad nawet za cenę zmiany lidera. Wszystko zależy od tego, czy Tusk wykrzesze z siebie trochę energii. Na razie nie ma pomysłu wyjścia z osobistego kryzysu.

REKLAMA