Piński: Socjalistyczna „prawica” skacze sobie do gardeł

REKLAMA

Powstanie nowej partii Ruchu Narodowego zapowiedział tuż po Marszu Niepodległości szef Młodzieży Wszechpolskiej Robert Winnicki. Tuż po tej deklaracji przystąpili do ofensywy politycy PiS.

Joachim Brudziński kpił, że „nie może spać po nocach” z powodu powstania Ruchu Narodowego, a wpływowy wiceprezes PiS Adam Lipiński próbował bagatelizować frekwencję na Marszu Niepodległości, sugerując, że jest ona tak duża z uwagi na święto, a nie popularność idei narodowych.

REKLAMA

PiS zaczęło sobie zdawać sprawę z rosnącej siły narodowców i w najbliższym czasie będzie próbowało przejąć radykalny elektorat. Pierwsze, jeszcze niepublikowane sondaże szacują poparcie dla Ruchu Narodowego na 10 procent. Jest się o co bić. Marginalizowany przez 15 lat III RP Jarosław Kaczyński po wygranych w 2005 roku wyborach wymyślił strategię, w myśl której PiS powinien być jedyną liczącą się siłą polityczną po prawej stronie. Chociaż program gospodarczy PiS jest mieszaniną socjalistycznych haseł i pochwałą etatyzmu, to partia ta zaczęła wciągać polityków o poglądach wolnościowych (takich jak Przemysław Wipler).

Kaczyński uważa od lat, że socjalistyczne hasła dobrze się sprzedają. Jest również zwolennikiem teorii, że aktywnie działające w gospodarce państwo może skutecznie wspomagać rozwój. Podobne poglądy głosi dziś szef młodzieży wszechpolskiej Robert Winnicki, opowiadający się za „solidaryzmem narodowym”. W sferze deklaratywnych poglądów na gospodarkę i wolność jednostki poglądy PiS i szefa narodowców są więc zadziwiająco zbieżne. Narodowcy mający zbliżone hasła gospodarcze do PiS, aspirują do tego samego elektoratu.

Od pięciu lat Jarosław Kaczyński przyzwyczaił się do myśli, że PiS jest „jedyną” liczącą się partią prawicową, i teraz zrobi wszystko, aby nie dopuścić do powstania na prawym skrzydle radykalnej konkurencji. Pierwszą próbą spacyfikowania konkurencji będzie przejęcie w przyszłym roku organizacji Marszu Niepodległości. W tym roku politycy PiS maszerowali razem z narodowcami. W przyszłym będą mieli już na pewno własny marsz. „Chcemy, żeby ci obywatele, którzy chcą manifestować 11 listopada, mieli poczucie, że mogą to robić w sposób bezpieczny. I my im to zapewnimy. Z całą pewnością pomożemy organizatorom tej manifestacji. Zorganizujemy ją w sposób taki, aby nie doszło do żadnych incydentów” – mówił Mariusz Kamiński, wiceprezes PiS. Doktryna Kaczyńskiego mówi bowiem, że na prawej stronie może istnieć tylko PiS.

Zjadanie przystawek

Tworząc w 2006 roku koalicję z Ligą Polskich Rodzin i Samoobroną, Kaczyński od początku zakładał wchłonięcie tych partii. O ile Samoobronę chciał rozbić, zmarginalizować i wchłonąć najlepszych działaczy, to z LPR chciał uczynić prawą flankę PiS. Plan powiódł się połowicznie. Kaczyńskiemu udało się rozbić i osłabić oba ugrupowania, ale nie udało się wchłonąć ich działaczy. Na dodatek doprowadził do frondy w PiS i wydzielenia się Prawicy Rzeczypospolitej, a później Polska Jest Najważniejsza i Solidarnej Polski. Do tej pory wysiłek Kaczyńskiego koncentrował się na neutralizowaniu tych ugrupowań. O ile PJN jest słabym bytem, po porażce wyborczej w 2011 roku egzystującym siłą rozpędu, to Solidarna Polska, mająca dosyć charyzmatycznego Zbigniewa Ziobrę i dobrego taktyka polityczna Jacka Kurskiego, jest dla PiS realnym zagrożeniem. W perspektywie pojawia się też nowe ugrupowanie centroprawicowe, o którym mówił publicznie Roman Giertych. Według niego, może przed kolejnymi wyborami powstać partia, której celem będzie przejęcie od PiS tyle elektoratu, ile się da, i ewentualne domknięcie układu rządzącego. Po deklaracji Winnickiego na tzw. prawicy pojawił się nowy gracz aspirujący do tego samego elektoratu.

Kto jest przeciw systemowi?

PiS stara się przybrać wizerunek partii antyestablishmentowej, faktycznie zaś opowiada się za utrzymaniem kartelu politycznego. Podczas przesilenia politycznego w 2000 roku to politycy tej partii forsowali ustawę o finansowaniu partii politycznych. W jej założeniu chodziło o zabetonowanie obecnego układu. PiS nie chce „wolnego rynku” politycznego, na którym obywatele będą mogli wybierać. Chce sytuacji, w której jedynym wyborem wyborcy zmęczonego złymi rządami Platformy będzie PiS. Ten pęd do wycinania konkurencji na prawicy był widoczny nie tylko podczas rządów PiS. W 2009 roku PiS miało wybór: czy trzymać media publiczne razem z dawnymi politykami LPR, czy też przejąć je z SLD. Wybrało drugą opcję, ponieważ uznało, że współrządzenie z LPR może doprowadzić do odrodzenia tego środowiska politycznego. Elastyczność Kaczyńskiego, który jest w stanie dogadać się z postkomunistami, dużo mówi o fundamentach ideologicznych PiS. Nie ma takiej rzeczy w polityce, której prezes PiS nie zrobiłby, jeżeli da mu ona władzę.

Fenomen socjalistycznej „prawicy”

W tym całym zamieszaniu kluczowa kwestia jest marginalizowana. Kaczyński, Ziobro i Winnicki twierdzą, że reprezentują prawicę. Faktycznie zaś głoszą hasła gospodarcze, które z prawicą nie mają nic wspólnego. Oferta dla wyborców tej prawicy jest prosta: państwo się tobą zaopiekuje. Tomasz Sommer, redaktor naczelny „Najwyższego CZASU!”, zwrócił uwagę, że usunięcie Janusza Korwin-Mikkego pod błahym pretekstem z Komitetu Honorowego Marszu Niepodległości było przygotowywaniem gruntu pod tworzenie partii politycznej. Korwin-Mikke był jedynym szefem partii w tym komitecie. Fakt, że na tzw. prawej stronie sceny politycznej tworzą się kolejne ugrupowania o roszczeniowym programie gospodarczym, jest więcej niż niepokojący. Oznacza, to że politycy odwołujący się do prawicowych haseł uważają socjalistyczny program za klucz do poparcia ze strony wyborców. Doprowadziło to do absurdalnej sytuacji, w której wyborca, decydując, komu oddać władzę – czy PiS, czy PO – musi podejmować wybór podobny do tego, który ma człowiek mający określić, czy smaczniejsze są frytki z McDonalda, czy z KFC.

Warto także przypomnieć cyniczny stosunek PiS do innych kanonów prawicy, takich jak ochrona życia. Dziś partia ta popiera wprowadzenie zakazu zabijania poczętych dzieci, natomiast kiedy była u władzy, sabotowała podobne inicjatywy (co doprowadziło do odejścia Marka Jurka z PiS na znak protestu).

Zdradzony wolny rynek

Hasło wolności gospodarczej i odpowiedzialności praktycznie zniknęło z polskiej sceny politycznej. Poza Nową Prawicą partie licytują się w oferowaniu obywatelom pomocy państwa, zwiększaniu jego wydatków i pustych hasłach typu „solidaryzm społeczny”. Nawet wolnościowcy, którzy przystali do PiS lub PO, nie mówią głośno o swoich poglądach. Co gorsza, winę za obecny kryzys światowy przypisuje się kapitalizmowi, wolnemu rynkowi itp., chociaż tak naprawdę kryzys jest spowodowany brakiem wolnego rynku.

Janusz Korwin-Mikke zwrócił kiedyś uwagę, że socjalizm i etatyzm jest wspierany przez kapitalistów, którzy się dorobili i nie chcą konkurencji. Kapitał ten sponsoruje partie polityczne, które oferują utrzymanie lub zwiększenie kontrolnej roli państwa, co utrudnia, a czasem uniemożliwia powstanie konkurencji. Fakt, że opozycja mocno skonfliktowana z rządem głosi de facto hasła kontynuacji, nie wróży dobrze ewentualnym zmianom.

REKLAMA