Historia upadku świąt Bożego Narodzenia

REKLAMA

Boże Narodzenie jest najpiękniejszym świętem w kalendarzu każdego chrześcijanina. Takie jest przynajmniej moje zdanie. Ale od kilku dekad obchody 25 grudnia ulegają postępującej laicyzacji i komercjalizacji. Szczególnie dotyczy to USA. Nikomu w historii tak jak Amerykanom nie udało się tak radykalnie spłycić, skomercjalizować i zlaicyzować tego pięknego święta.

W poszukiwaniu daty

REKLAMA

Historia Bożego Narodzenia jest równie burzliwa jak historia chrześcijaństwa. Pierwsze znane obchody tego święta pochodzą z Egiptu. Około roku 200 grecki teolog i założyciel chrześcijańskiej szkoły katechetycznej w Aleksandrii, Tytus Flawiusz Klemens, znany bardziej pod imieniem Klemensa Rzymskiego, wyliczył datę urodzin Jezusa Chrystusa na 25 dzień egipskiego miesiąca pachons (25 maja) w 28. roku panowania Oktawiana Augusta. Inni badacze Pisma Świętego odrzucili te kalkulacje, twierdząc, że data ta powinna przypadać na przełom 24 i 25 dnia miesiąca pharmuthi, czyli 19 i 20 kwietnia. Inne wczesnochrześcijańskie pisma wspominają o 18 marca.

W roku 385 Sylwia z Bordeaux, zwana też Eterią, przybyła do Jerozolimy. Tam spotkała się z nieznanym jej obyczajem ośmiodniowych uczt i zabaw z okazji Święta Narodzenia Pańskiego, rozpoczynającego się 6 stycznia. Ale dopiero papież Juliusz I zapytany o prawdziwą datę urodzin Pańskich ustalił ją na 25 grudnia na podstawie rzekomo zachowanego do jego pontyfikatu (337-352) dokumentu dotyczącego powszechnego spisu ludności z okresu panowania Oktawiana Augusta. Tak więc sama data narodzenia Jezusa z Nazaretu od początku stanowiła przedmiot sporu wśród pierwszych ojców jeszcze niepodzielonego Kościoła powszechnego.

Obchodzić czy nie?

Ale nie tylko data narodzin Zbawiciela od początku mocno dzieliła chrześcijan. Także sposób obchodzenia tego święta budził kontrowersje różnych odłamów tej religii. W 1038 roku Boże Narodzenie zawitało na dwór angielski, gdzie oficjalnie nadano mu staroangielską nazwę „Cristes Maesse” – „Msza Chrystusa”. Blisko sto lat później nazwę tę przerobiono na „Cristes-messe”, pierwowzór dzisiejszego słowa „Christmas”. Od tej pory obchody święta Christmas stały się niemal sporem narodowym.

Na 700 lat przed pojawieniem się prawzoru słowa „Christmas” niektórzy mieszkańcy Wielkiej Brytanii obchodzili już Święto Narodzenia Pańskiego. W III wieku n.e. chrześcijański pisarz Tertulian popierał obchody Bożego Narodzenia, ale potępiał nawiązywanie w nich do rzymskich Saturnaliów. 13 wieków później do Bożego Narodzenia podobnie odniósł się ojciec reformacji – Marcin Luter. Porównał on Rzym z grzesznym Babilonem i zachęcał do odrzucenia świątecznego przepychu i poprzedzającej 25 grudnia atmosfery odpustowej. Mimo że Boże Narodzenie wyjątkowym uwielbieniem darzył sam król Henryk VIII, założyciel i głowa buntowniczego wobec władzy papieskiej Kościoła anglikańskiego, to przykazania Lutra szczególnie mocno przyjęli do serca angielscy purytanie, którzy widzieli w Bożym Narodzeniu jedynie „katolickie święto rozpusty”.

W 1538 roku Prezbiteriański Kościół Szkocji odrzucił obchody Bożego Narodzenia, zastępując je najważniejszym świętem szkockim Hogmanay (31 grudnia). Angielscy purytanie, powołując się na zasady kultu jedynego Boga określone w Księdze Wyjścia 20:4, także uznali, że kult obrazów przedstawiających Boże Narodzenie, szopek lub ubieranie choinek jest obyczajem pogańskim. „Mszalny dzień papieski” – jak nazywali odtąd 25 grudnia – został wymazany z kalendarza decyzją parlamentu i rządu Olivera Cromwella w 1647 roku. Mimo że zakaz został zniesiony po śmierci dyktatora w 1666 roku, angielskie obchody Bożego Narodzenia nigdy już nie wróciły do swojego splendoru z epoki Tudorów.

Purytanie przywieźli zakaz świętowania 25 grudnia do kolonii brytyjskich w Ameryce Północnej. Absurdalny stosunek do tego pięknego święta szerzył się jak zaraza. W 1659 roku Pielgrzymi z Massachusetts wprowadzili zakaz obchodów na dużym obszarze terytorium obecnej Nowej Anglii. To zdecydowanie jedno z najgłupszych praw, jakie powstały w Ameryce Północnej, obowiązywało w niektórych stanach aż do 1852 roku. Pierwszym zaś stanem, który je odrzucił i ratyfikował Boże Narodzenie jako święto federalne, była Alabama w 1838 roku; ostatni stan uznał Christmas jako dzień wolny od pracy dopiero w 1870 roku.

„Niepoprawne politycznie święto większości”

Niestety wraz z ostatnią stanową ratyfikacją nie zniknęły ośrodki zwalczające Boże Narodzenie jako „niechrześcijańskie święto neopogańskie” – jak utrzymują Świadkowie Jehowy czy „narzucone przez większość święto chrześcijańskiej supremacji” – jak twierdzą przedstawiciele judaizmu, religii wschodnich, różnej maści kultów i sekt. Ale także i chrześcijanie walczą ze skomercjalizowanym świętem. Pewna grupa protestanckich fundamentalistów z Bostonu wezwała niedawno młodzież do odrzucenia wiary w „tego klauna Santa Clausa, latające renifery i pijackie imprezy korporacyjne”.

Specjalnie używam tu amerykańskiej nazwy „Santa Claus”, która tak ma się do Świętego Mikołaja, biskupa Miry, jak różowy zajączek do baranka wielkanocnego.

Narodziny Santa Clausa

W 1881 roku genialny amerykański rysownik, wówczas 48-letni Thomas Nast, opublikował, między innymi w „Illustrated America”, serię wspaniałych ilustracji do poematu Clementa Clarke Moore’a z 1823 roku pt. „Wizyta Świętego Mikołaja”. Pisząc swój poemat, 44-letni wówczas Moore nie zdawał sobie sprawę, że stworzy nową, świecką legendę o przesłaniu niemal religijnym, która w umysłach setek milionów ludzi na całym świecie będzie kojarzona z Bożym Narodzeniem bardziej niż ewangeliczna historia narodzenia Zbawiciela w Betlejem.

Do dzisiaj niemal wszystkie dzieci amerykańskie znają ten poemat zaczynający się od słów: ’Twas the night before Christmas, when all thro’ the house Not a creature was stirring, not even a mouse;

Dzisiaj poemat Clementa Moore’a jest znany bardziej pod nazwą „The night before Christmas”, co po polsku można by przetłumaczyć jako „Noc wigilijną”. Co ciekawe, nigdy nie spotkałem się z polskim tłumaczeniem tego wiersza, chociaż zawiera on całą kwintesencję amerykańskiego stosunku do Bożego Narodzenia.

Wiersz Moore’a stworzył niebywale popularną legendę dobrodusznego, opasłego palacza fajki, postaci o wyglądzie i zachowaniu szekspirowskiego Falstaffa, żyjącego z dorodną kobitą i stadem bezpłciowych elfów na biegunie północnym. To w tym wierszu znajdziemy także po raz pierwszy imiona latających reniferów. Nie pojawia się tam natomiast wszechobecna współcześnie nazwa „Santa Claus”. Moore zastąpił ponurego angielskiego Father Christmas komicznym grubaskiem o imieniu St. Nick.

Nazwa „Santa Claus” pochodzi najprawdopodobniej od holenderskiego słowa „Sinterklaas”, które dzieci imigrantów z różnych stron świata przerobiły na „Santa Claus”. Profesor Clement Clarke Moore nigdy nie ujrzał ilutracji Thomasa Nasta do swojego wiersza. A szkoda, bo rysunki te wielce uzupełniły jego dzieło. W tym wypadku ilustracja zaczęła też żyć własnym życiem. Nawet dziwaczny strój współczesnego, komercyjnego Santa Clausa jest przeróbką autorskiego pomysłu Nasta.

Świąteczny przemysł

Ani poeta Moore, ani rysownik Nast nie zdawali sobie sprawy, że uruchomią przemysł świąteczny na niewyobrażalną skalę, której dochody przekroczą inne branże produkcyjne. W samym tylko 2010 roku Amerykanie wydali ponad 584 miliardy dolarów na świąteczne prezenty. Trudno więc się dziwić, że mimo zaciekłej, radykalnej kampanii środowisk lewackich, nikomu na razie nie udało się zakazać obchodów tego święta. W oficjalnym kalendarzu budżetowym Ameryki 25 grudnia jest wypisany złotymi literami. To kura znosząca nie jedno, ale górę złotych jaj. Nawet środowiska żydowskie, z gruntu niechętne wszelkiej popularyzacji chrześcijaństwa, zdają obie sprawę, że Boże Narodzenie pod patronatem Santa Clausa to zysk, zysk i jeszcze raz zysk.

Po co komu Jezus? Jest Santa!

Co roku w Hollywood powstają dziesiątki filmów o tematyce świątecznej. Jednak w ostatnich trzech dekadach nie powstał żaden wysokobudżetowy film hollywoodzki pokazujący religijny wymiar dnia narodzin Jezusa Chrystusa. Dla twórców tych wszystkich słodkich ramot centralną postacią jest za to właśnie Santa Claus, który zresztą w ostatnich latach okazuje się coraz częściej zwykłym facetem z amerykańskiego plebsu, wybieranym na stanowisko niczym prezydent USA czy szef jakiejś korporacji. O Jezusie z Nazaretu ani słowa, jakby 25 grudnia był dniem narodzenia wspomnianego pajaca z bieguna północnego.

Narażając się na śledztwo ABW i posądzenie o antysemityzm, muszę dodać, że dużą część scenariuszy do tych gwiazdkowych ramot piszą osoby pochodzenia żydowskiego. To samo dotyczy producentów i reżyserów. Pamiętajmy, że najładniejsze przeboje świąteczne pisali też tacy kompozytorzy żydowscy jak Israel Isidore Beilin, nazywany Irvingiem Berlinem, Edward Pola, Jay Livingstone czy współtwórca przeboju „Winter wonderland” Felix Bernhardt.

Jak więc należy traktować obecne coroczne protesty środowisk żydowskich dotyczące np. iluminacji miast ozdobami świątecznymi?

W 2000 roku dwóch konserwatywnych publicystów, Peter Brimelow i Bill O’Reilly, postanowiło rozprawić się z komercyjnym, kosmopolitycznym i niereligijnym spłycaniem obchodów Bożego Narodzenia w USA. Nie wiedzieli, że swoimi komentarzami wywołają prawdziwą „wojnę domową”. Do ich akcji przywrócenia bardziej chrześcijańskiego charakteru obchodów Bożego Narodzenia przyłączyło się wiele znanych postaci życia publicznego. Brimelow i O’Reilly przypomnieli opinii publicznej, że Boże Narodzenie jest przewidzianym prawem amerykańskim świętem federalnym, pozwalającym na stosowanie symboliki chrześcijańskiej w sferze życia publicznego. Jednak wiele niechrześcijańskich związków religijnych oraz organizacji im służących – takich jak The American Civil Liberties Union czy Amerykanie Zjednoczeni dla Rozdziału Kościoła od Państwa – uważa, że jakiekolwiek elementy chrześcijańskie w obchodach „święta zimy” naruszają Konstytucję USA. W odpowiedzi Brimelow i O’Reilly ogłosili akcję masowego sprzeciwu chrześcijańskiej większości, powołując się na decyzję Sądu Najwyższego z 1984 roku w sprawie „Lynch przeciw Donnelly’emu”.

Na początku lat 80. XX wieku Dennis M. Lynch, burmistrz niewielkiego miasta Pawtucket w stanie Rhode Island, został oskarżony przez obywatela Daniela Donnelly’ego o złamanie zasady nazywanej „The Establishment Clause”, zawartej w Pierwszej Poprawce do Konstytucji USA, a wyrażonej słowami: „Kongres nie będzie ustanawiał prawa opartego na zasadach religijnych” – poprzez zezwolenie na wystawienie ozdób świątecznych o charakterze wybitnie chrześcijańskim. 5 marca 1984 roku Sąd Najwyższy pod przewodnictwem Warrena E. Burgera odrzucił zarzut, podkreślając, że Konstytucja USA w pierwszym rzędzie gwarantuje swobodę wyznawanej religii, prawo do jej demonstrowania lub głoszenia. Konstytucja w opinii sędziów nie nakazuje przymuszonej tolerancji religijnej oraz zabrania występowania przeciw religii w jakiejkolwiek formie. Tak więc powszechne obecnie w Ameryce naciski na władze miast, portów lotniczych, centrów sklepowych czy nawet Kościołów o zmianę ornamentyki religijnej w dekoracjach świątecznych, zakaz kolędowania czy ograniczenie czysto chrześcijańskiego charakteru obchodów jest łamaniem prawa nadrzędnego USA.

Takie zachowanie dowodzi jedynie, że dla poprawności politycznej środowiska lewackie i wrogie chrześcijaństwu są w stanie nawet łamać Konstytucję i postanowienia Sądu Najwyższego, żeby zaspokoić swoje urojone rozumienie tolerancji.

REKLAMA