Grzelak: Depardieu i inni sympatycy ojczyzny Lenina

REKLAMA

Blisko sto lat temu nie tylko ludzie majętni uciekali z Rosji ogarniętej bolszewickim szaleństwem; postępowali tak również ci, którzy rozumieli lub przeczuwali, czego można spodziewać się po bandzie Lenina. Pozostałym z różnych powodów w ojczyźnie przedstawicielom rosyjskiej elity komuniści odbierali własność, prawa, godność, a często także życie. Jednocześnie do Bolszewii napływały (ściekały) z całego świata rozmaite szumowiny, zapatrzone w czerwoną gwiazdę jak sroka w kość. Oczywiście nie brakowało także naiwniaków, przekonanych, że komuniści traktują poważnie wypisane na sztandarach hasła. Aleksander Sołżenicyn wspomina przypadek amerykańskiego farmera, który sprzedał swoje świetnie prosperujące gospodarstwo i wyjechał z rodziną do ZSRS, a przywiezione pieniądze przekazał na bolszewicki fundusz. Autor „Archipelagu Gułag” spotkał nieszczęsnego emigranta w jednym z tych miejsc, które tak dokładnie opisał w swoich książkach.

Zdarzały się i postacie wybitne, o ugruntowanej już sławie nawet o zasięgu światowym, które pociągała wizja zamieszkania w proletariackim raju (znakomitości wychwalających pod niebiosa czerwoną Rosję, ale przezornie wolących zachować paszport zachodni, było rzecz jasna znacznie więcej). Z Francji przyjechał w 1929 roku do bolszewickiej Rosji młody pisarz, który zapisał się także w literaturze polskiej (choć swojej polskości wyrzekł się). Brunona Jasieńskiego przez pewien czas w nowej ojczyźnie noszono na rękach, ale po ośmiu latach wtrącono do więzienia. Zamordowali go oprawcy z tej samej instytucji, w której długo pracował obecny prezydent Rosji.

REKLAMA

Także pod koniec trzeciej dekady XX stulecia wyemigrował do ZSRS z Polski znacznie mniej utalentowany od Jasieńskiego poeta Witold Wandurski, którego wykończono już po pięciu latach pobytu w Bolszewii. Innym dziwnym przypadkiem,
już z epoki znacznie późniejszej, był „Czerwony Elvis”, czyli amerykański piosenkarz i aktor Dean Reed. Oczadziały od propagandy antywojennej wyprowadził się on podczas zmagań w Wietnamie do Niemieckiej Republiki Demokratycznej, gdzie zmarł w niejasnych okolicznościach.

Oczywiście istnieje duża szansa, że Gerard Depardieu dożyje spokojnie w Rosji swoich dni – jak to stało się na przykład ze znanym szpiegiem pracującym dla Sowietów, Kimem Philbym. Każdy ma oczywiście niezaprzeczalne prawo do obrony własnego majątku przed grabieżą, choć różne mogą być tej obrony metody – mniej lub bardziej przyzwoite, podobnie jak sposoby zbijania kapitału. Francuski aktor wylał swoją decyzją sporo wody na propagandowy młyn Putina, który dzięki temu poprawił międzynarodowy wizerunek swojej Rosji. Bo wiadomo, że w państwie bandyckim i niedemokratycznym opływający w zachodnie luksusy Depardieu nie szukałby schronienia przed grabieżą francuskich socjalistów.
Odtwórca roli Obeliksa wykazuje co prawda intelekt godny owego sympatycznego skądinąd galijskiego wojownika, jeżeli sądzi, że jego spektakularna manifestacja przyniesie komuś coś dobrego – oczywiście poza samym Depardieu, który dzięki temu znów mógł błyszczeć w świetle jupiterów. Zresztą bardzo możliwe, że istotnie szczerze kocha on Rosję oraz Putina – jak sam publicznie przyznał. Szczerze i z pewnością naiwnie.

Źródła sympatii Depardieu dla ojczyzny Lenina oraz leninowców wolno doszukiwać się w jego niełatwym dzieciństwie i kryminalnej przeszłości. Przez pewien okres był on podług norm rosyjskich bezprizornym, czyli bezdomnym małolatem. We wczesnej fazie Bolszewii takich osobników czerwone władze traktowały jako socjalnie bliskich. Gdy przyszły aktor nieco podrósł, zapewne poczytał prace znakomitego sowieckiego pedagoga Makarenki i przeszedł autoresocjalizację. Jeśli jednak Depardieu zamierza rozwijać w Rosji swój biznes, warto może, aby przyjrzał się losom takich miliarderów jak Borys Bieriezowski czy Michał Chodorkowski.

„Przeprowadzka” Depardieu była jednym z najważniejszych tematów wałkowanych w Rosji podczas tegorocznych zimowych wakacji. Brygida Bardot zapewne pozazdrościła mu medialnego zainteresowania i zapowiedziała, że sama schroni się pod opiekuńcze skrzydła dwugłowego orła. Zajadła obrończyni praw zwierząt powinna jednak najpierw zwiedzić rosyjskie prowincjonalne ogrody zoologiczne oraz zapoznać się z kulisami pracy tamtejszych cyrków. Warunki, w jakich trzymane są tam zwierzęta, bardzo często wołają o pomstę do nieba. Kiedy lekkoduchy z Zachodu odgrażają się, że wyemigrują do Rosji, setki, a może i tysiące rosyjskich sierot zostało pozbawionych możliwości poprawy swojego losu. Tuż przed nagłośnieniem sprawy Depardieu Duma uchwaliła zakaz adopcji dzieci z Rosji przez obywateli amerykańskich. W ten sposób Putin odgryzł się USA za tzw. ustawę Magnickiego, zakazującą wydawania wiz rosyjskim urzędnikom związanym ze śmiercią tego whistleblowera. To, że ofiarami zemsty rosyjskiego prezydenta stały się dzieci, które w wielu przytułkach traktowane są w sposób, o jakim nie śniło się nawet Brygidzie Bardot, na Kremlu nikogo nie obchodzi…

REKLAMA