Niemcy „naprawiają” historię. Powstaje muzeum wysiedlonych

REKLAMA

Na niecałe 15 tygodni przed ważnymi wyborami do Bundestagu, 11 czerwca br., kanclerz Angela Merkel i inni przedstawiciele władz Niemiec zainaugurowali w Berlinie budowanie państwowego muzeum poświęconego przymusowym wysiedleniom Niemców i innych narodów w ubiegłym wieku.

Inicjatywa utworzenia tego Centrum Dokumentacji Wypędzeń, choć w innym kształcie, wyszła już w roku 1999 od szefowej „Związku Wypędzonych” – posłanki Eriki Steinbach. Początkowo chciała ona realizować ten projekt w ramach swojej fundacji. Jednak wobec silnych sprzeciwów i kontrowersji, jakie p. Steinbach wywołała swymi planami w Niemczech i Polsce, rząd Niemiec postanowił w roku 2008, że przejmie ten projekt i go w całości sfinansuje. Po latach debat, sporów i sprzeciwów części niemieckiej lewicy, a także rządowej Warszawy i (w mniejszym stopniu) czeskiej Pragi, tworzone muzeum ma rozpocząć swoją działalność na początku roku 2016.

REKLAMA

Warszawa i Praga obawiały się, że muzeum kierowane przez przedstawicieli Związku Wypędzonych może wypaczać historyczną prawdę, przedstawiając Niemców głównie jako ofiary wojny, a powojenną Czechosłowację czy PRL jako sprawców różnych zbrodni. Obawy obu rządów zostały częściowo rozwiane przez niemieckich dyplomatów. Ale też dzięki okoliczności, że aż 19 z 21 osób zasiadających w zarządzie fundacji Ucieczka, Wypędzenie, Pojednanie wybrał i ma wybierać w przyszłości Bundestag.

Natomiast w radzie fundacji zarządzającej powstającym muzeum i archiwum, oprócz przedstawicieli związków niemieckich wysiedleńców, zasiadają przedstawiciele parlamentu i rządu RFN, głównych partii politycznych i Kościołów Niemiec.

Na potrzeby muzeum ma zostać zaadaptowany wielki gmach w berlińskiej dzielnicy Kreuzberg, przy Stresemannstraße 90, zbudowany w latach 1926-1931, od roku 1974 zwany oficjalnie Deutschlandhaus. Kosztem ok. 33 mln euro ma zostać on przebudowany, gruntownie wyremontowany i przystosowany do organizacji wystaw, archiwum, biblioteki itd. – do jesieni roku 2015. Jako „widoczny znak” (sichtbares Zeichen) historycznej pamięci, muzeum ma przypominać o wojennych ucieczkach i powojennych przymusowych wysiedleniach około 12-14 milionów Niemców (wg współczesnych szacunków niemieckich) – dawnych mieszkańców krajów Europy Środkowej i Wschodniej.

Na ok. 1700 m2 powierzchni ma być prezentowana stała wystawa o „przyczynach, przebiegu i następstwach przymusowych wysiedleń” i „etnicznych czystek” w Europie XX wieku – ponoć też tych przeprowadzonych w Związku Sowieckim w latach czterdziestych i w Jugosławii w latach dziewięćdziesiątych. Jej głównym tematem ma być jednak oczywiście masowa ucieczka, wysiedlenie przez kilka państw i późniejsza społeczna integracja na obszarach Niemiec Zachodnich kilkunastu milionów Niemców z Europy Środkowo-Wschodniej.

Uzupełnieniem tej wystawy ma być publiczna biblioteka i Centrum Dokumentacji Naukowej. Przydzielony temu muzeum wielki czteropiętrowy gmach jest od lat własnością państwa. Rząd kanclerza Konrada Adenauera przeznaczył go już na początku lat sześćdziesiątych na miejsce kultywowania narodowej tradycji i kultury „wschodnioniemieckiej” – z ziem utraconych przez Niemcy po wojnie. I przekazał do administrowania jednemu ze stowarzyszeń „wypędzonych ze stron ojczystych”.

Po zbudowaniu w Berlinie wielkiego muru przez komunistyczną NRD ten gmach służył też jako jedno z pierwszych i ważniejszych miejsc zbiórek i pomocy dla uciekinierów z sowieckiej strefy okupacyjnej. A przed wojną, w dekadencko-„weimarskich”, a potem też w „nazistowskich” latach trzydziestych, działały w tym gmachu podobno liczne nocne i luksusowe restauracje, barwne sale taneczne i kawiarnie, teatr i oczywiście piwiarnie – wszystko prywatne.

REKLAMA