Mak: Czy Krym utraci autonomię?

REKLAMA

Postbanderowska, faszyzująca Swoboda dalej miesza na Ukrainie. Podjęła ona działania na rzecz likwidacji autonomii Krymu. Chce, by region ten utracił swój dotychczasowy status wynikający z uwarunkowań historycznych i stał się kolejnym obwodem Ukrainy. Miałby on nosić nazwę obwodu taurydzkiego.

Autonomię Krym uzyskał w 1991 roku, po rozpadzie Związku Sowieckiego, gdy Kijów, chcąc przeciągnąć jego mieszkańców na stronę niepodległej Ukrainy nadał mu specjalny status. Półwysep był zamieszkały przede wszystkim przez Rosjan, a Ukraińcy stanowili tylko 25 proc. mieszkańców. Przynależność Krymu do Ukrainy była też stosunkowo świeżej daty. Od pobicia przez Rosję Chanatu Krymskiego, tj. od 1783 roku Krym należał do niej. Dopiero w 1954 roku, na mocy dekretu Prezydium Rady Najwyższej ZSRS, został przekazany Ukrainie. Jak ocenił to Aleksander Sołżenicyn, „podochocony satrapa” przekazał Krym swym ziomkom, chcąc wynagrodzić im dotychczasową sowietyzację. Dzięki jego szczodrości jego dawna ojczyzna wzbogaciła się o 26,1 tys. km kwadratowych, 956 wsi, 56 osiedli typu wiejskiego i 16 miast. W czasach sowieckich, gdy Ukraina wchodziła w skład Związku Sowieckiego, gest Chruszczowa nie miał wielkiego znaczenia. Krym stanowił zaplecze rekreacyjno-wypoczynkowe dla mieszkańców całego kraju, a także dla partyjno-rządowej elity. W daczy w Forosie bardzo często przebywał sam Chruszczow. Sytuacja zmieniła się radykalnie, gdy Związek Sowiecki zaczął trzeszczeć w szwach. W Rosji zaczęto mówić o konieczności powrotu Krymu pod zwierzchnictwo Moskwy, a na samym półwyspie zaczął działać Republikański Ruch Krymu, opowiadający się za głoszeniem niepodległości regionu, a następnie przyłączeniem go do Wspólnoty Niepodległych Państw. Chcąc spacyfikować separatystów, Kijów zgodził się na nadanie Krymowi szerokiej autonomii. W jej ramach półwysep otrzymał swój hymn, herb i flagę. Na czele Republiki Krymu stanęła Rada Najwyższa, której przewodniczący pełni rolę prezydenta i strażnika autonomii. Do kompetencji autonomii należą kwestie rolnictwa, turystyki, planowania przestrzennego, transportu publicznego i kultury.

REKLAMA

Obecnie Swoboda chciałby pozbawić Krym tych przywilejów i poddać mieszkających tam Rosjan totalnej ukrainizacji. Obserwatorzy zwracają uwagę, że od pomysłu do realizacji koncepcji Swobody droga jest bardzo daleka. W obecnym parlamencie Swoboda nie ma szans na pozyskanie wystarczającej liczby zwolenników dla jego przeforsowania.

Propozycja referendum

Działacze Swobody, doskonale wiedząc o tym, wystąpili z ideą przeprowadzenia zmian w kwestii krymskiej na drodze ogólnonarodowego referendum. Na Krymie propozycje Swobody zostały uznane za skandaliczne. Premier krymskiej autonomii Anatol Mogiliow uznał, że rękami Swobody ktoś chce realizować scenariusz ingerencji w wewnętrzne sprawy Ukrainy. W Kijowie, uzupełniając słowa tego polityka, stwierdzono, że za działaniami Swobody stoi Moskwa. Dla partii głoszącej hasła w stylu „bić kacapów” teoria, że jest ona narzędziem Moskwy, jest z pewnością kamieniem obrazy. Coś jednak może być na rzeczy. Skrajny, faszyzujący nacjonalizm głoszony przez Swobodę jest z punktu widzenia Moskwy jak najbardziej wygodny. Swoboda odgrywa rolę szczupaka wypuszczonego do stawu, w którym pływają tłuste ryby, mającego zmusić je do szybszego ruchu, by były zdrowsze. Swoboda niewątpliwie pobudza do aktywności rosyjskojęzyczny elektorat, stanowiący główną bazę wyborczą Wiktora Janukowycza. To dzięki Swobodzie na ukraińskiej scenie politycznej na nowo zaistnieli komuniści. W parlamencie obie te partie całkowicie się zapętliły i prowadzą ze sobą zażartą walkę.

Przywoływany wcześniej Anatol Mogiliow ostrzegł kierownictwo Swobody, że Krym nie jest płaszczyzną dla prowokacji i zdobywania politycznych dywidend. Podkreślił również, że autonomia Krymu odgrywa dużą rolę w utrzymaniu spokoju i współpracy między zamieszkującymi Krym narodowościami. Nadmienił też, że próby jej likwidacji mogą zdestabilizować sytuację i doprowadzić do etnicznych konfliktów.

Co zyskała Swoboda?

Działacze Swobody, widząc, że trochę za bardzo się zagalopowali, zaczęli się wycofywać i twierdzić, że ich sugestia w „kwestii krymskiej” była fragmentem propozycji kompleksowej reorganizacji systemu administracji terytorialnej kraju. Ich zdaniem, system ten wymaga całkowitej zmiany, bo inaczej Ukraina przestanie się rozwijać. Ta zmiana tonu została wyśmiana przez analityków. Ich zdaniem, by dokonać reformy administracyjnej kraju, Swoboda musiałaby mieć znaczącą przewagę w parlamencie, bo jak na razie żadna z sił politycznych na Ukrainie nie odważyła się na jej przeprowadzenie. Wszystkie obiecywały, że tego dokonają, ale opór materii był zbyt duży. Obecnie nawet reszta ukraińskiej opozycji uważa, że postulat reformy administracyjnej kraju jest daleko przedwczesny i nie należy go wysuwać.

Obserwatorzy zwracają też uwagę, na fakt, że proponując przeprowadzenie referendum w sprawie statusu Krymu, Swoboda działa przeciwko opozycji. Ta ostatnia uważa bowiem, że ustawa o referendum jest zła i wymaga zmiany. Swoboda, chcąc z niej skorzystać, najzwyczajniej ją uwiarygodnia. Analitycy podkreślają też, że Swoboda, zaczynając majstrować przy statusie Krymu, zapomina, że na półwyspie jest jeszcze niezałatwiony problem tatarski. Obecne władze autonomii jakoś nad nim zapanowały, choć cały czas się on tli. Zmiana statusu Krymu z całą pewnością spowoduje, że wybuchnie on jasnym płomieniem. Tatarzy też marzą o autonomii i przejęciu kontroli nad półwyspem.

Na razie pewne wydaje się, że gmeranie Swobody przy statusie Krymu spowoduje wzrost separatystycznych nastrojów wśród jego mieszkańców. Być może jednak o to właśnie chodzi.

REKLAMA