Grzelak: Elektrowędka czyli na ryby do Rosji!

REKLAMA

Kiedy obecnie nad Wisłą dzieją się rzeczy, o jakich Stanisław Bareja nie śnił nawet w koszmarach, Rosja nie pozostaje w tyle, no bo jakże mogłaby ustąpić pierwszeństwa paliacziszkom, choćby na polu dokonań absurdalnych?

Wschodnim odpowiednikiem niezrównanego reżysera „Misia” był Leonid Gajdaj. Jego filmy już pół wieku bawią widzów od Bugu po Cieśninę Beringa. W „Brylantowej ręce” z 1969 roku jest scena, w jakiej ucieszony wędkarz raz po raz wyciąga z wody dorodne ryby, które zakłada mu na haczyk ukryty na dnie płetwonurek (w następnym roku do kin trafiła francuska komedia z Ludwikiem de Funèsem w roli zabawnego żandarma – powtórzono w niej ten sam pomysł).

REKLAMA

To, co jest zabawne na ekranie, w życiu bardzo łatwo przekracza granice śmieszności. Znawcy twórczości Gajdaja – a są nimi niemal wszyscy Rosjanie, obficie cytujący skrzydlate kwestie filmowych bohaterów – którzy zachowali jeszcze krztynę krytycyzmu wobec otaczającej ich rzeczywistości, niedawno doszli zapewne do wniosku, że kremlowscy piarszczycy (specjaliści od PR) trochę przesadzili. Jeśli nawet uwzględnić okoliczności kanikularne oraz konsekwentną od lat linię gloryfikowania Włodzimierza Putina przy każdej okazji, doniesienia o najnowszym wyczynie rosyjskiego prezydenta wywołują wprawdzie uśmiech, ale raczej politowania.

Poddanym trzeba imponować

Tradycja turańska, nawiązując do wzorców społecznych ukształtowanych jeszcze gdzieś u zarania ludzkości, wymaga od przywódcy, aby ciągle imponował poddanym i odpowiednio efektownie utwierdzał własną charyzmę. W dziejach Rosji powinność ta nie zawsze była przez władców wypełniana: carowie jako pomazańcy w oczach ludu byli automatycznie istotami na pół boskimi, a Stalin został postacią kultową dzięki zręcznemu wymanewrowaniu oponentów i dużemu wrażeniu, jakie dzięki temu zrobił. Ale Włodzimierz Putin w świecie kreowanym przez media musi być supercelebrytą, który co rusz dokonuje wyczynów niecodziennych. A jeśli nawet sam o to specjalnie nie zabiega, los jest dla prezydenta Rosji bardzo łaskawy – chodzi bądź co bądź o wybrańca. Toteż Putin tak od niechcenia znajduje starożytną amforę (za podobnymi kompetentni archeolodzy uganiają się latami) albo po prostu ma farta, którego zazdroszczą mu najlepsi wędkarze. No cóż, jeśli Liderowi wiedzie się, musi automatycznie szczęśliwy być także naród, któremu przewodzi… Na podobnej zasadzie komisja turkmeńskich historyków ustaliła, że trochę pokrewny mentalnie i cywilizacyjnie Putinowi przywódca Saparmurat Nijazow był potomkiem Aleksandra Wielkiego.

Czas kanikularny odciska swoje piętno także na zajęciach kremlowskich przywódców. W ostatni lipcowy weekend zapracowany prezydent Rosji wyskoczył do syberyjskiej Tuwy i od razu złapał tam szczupaka o wadze 21 kg, z którego – jak dumnie poinformowała agencja ITAR-TASS – zrobiono kotlety. Naturalnie nawet na łonie wspaniałej tuwińskiej przyrody Putin nie zapominał o obowiązkach państwowych, towarzyszyli mu bowiem premier Dymitr Miedwiediew i – pochodzący z tego właśnie regionu Azji – minister obrony Sergiusz Szojgu. Dzięki udanemu wędkowaniu wprawiony w dobry nastrój władca Kremla bardzo konstruktywnie spędził pozostały czas z najbliższymi współpracownikami.

Szczupak kontra sum

Rola ryb czy raczej w ogóle kultury akwatycznej jest w tradycji rosyjskiej bardzo znacząca. Wprawdzie największe państwo świata obejmuje sporą połać Heartlandu, ale przecież równocześnie oblewa je trzynaście mórz, należących do trzech oceanów (o dostępie do czwartego marzą od dawna rosyjscy nacjonaliści, czyli większość mieszkańców Rosji). W rosyjskich baśniach postać morskiego cara władającego podwodnym królestwem występuje często i bywa bardzo wyrazista. „Wyjął ze skrzyni z lodem dwa potężne wędzone jesiotry, zawinął je w gazety, pedantycznie przewiązał sznurkiem i odłożył na bok” – w powieści „Mistrz i Małgorzata” Michała Bułhakowa takie przygotowania poczynił restaurator Archibald Archibaldowicz, przewidując rychłą i nieuchronną zagładę ekskluzywnego lokalu, którym zarządzał. Wspaniałe ryby to jedyna rzecz, jaką uznał za godną ocalenia z totalnego pogromu.

– Dawniej nie było żadnego problemu – zwierza się Andrzej z ałtajskiej wsi Surtajka, położonej nad imponującą rzeką Katuń. – Człowiek chciał, to sobie łapał ryb skolko ugodno. A teraz ci na górze myślą o jakichś regulacjach prawnych, licencjach, wymiarach ochronnych. Po co to komu? Wiadomo przecież, że jak się trafi drobiazg jakiś, to zaraz się go wypuszcza, bo ile z takiej ociupiny pożytku? Tu u nas, na prowincji jeszcze niezbyt się o to wszystko czepiają, no ale po co w ogóle ludzi denerwować? Wcześniej o czymś takim nawet nie myślano, o ile ktoś nie próbował łowić siecią albo na prąd.

Połowy elektrowędką (tak w Rosji nazywane jest nieskomplikowane urządzenie traktujące ryby prądem z zamontowanego na pontonie akumulatora) czy też przy użyciu dynamitu – co pokazał wspomniany Leonid Gajdaj w jednej ze swoich nieśmiertelnych produkcji – to dość rozpowszechniony na Wschodzie sposób na wzbogacanie diety. Dosyć popularną rozrywką pośród zamożniejszych Rosjan jest dozwolone w ich ojczyźnie polowanie na ryby z harpunem. Zimą na wielkich rzekach amatorzy tego sportu nurkują w nocy pod lód. Przerębel obłożony jest w takich wypadkach żarówkami, bo zabłądzenie w podwodnych ciemnościach to pewna śmierć. Gdy lody ruszają, tradycyjnie już ratuje się dryfujących na krach wędkarzy.

Rybałka w Rosji to podstawa

Nie jest także do końca prawdą, że drobne rybki są u Rosjan w zupełnej pogardzie. Widziałem mieszkańców Syberii z wielką wprawą pałaszujących wysuszone okazy, które za życia miały wielkość najwyżej młodej kijanki. Są one nie tylko znakomitą zakąską do piwa, ale cieszą się także sporą popularnością wśród mniej zamożnych, których po prostu nie stać na stale drożejące lepsze gatunki. Rosyjskie sklepy właśnie szykują kolejną znaczną podwyżkę cen ryb łososiowatych.

Naturalnie marzenie wszystkich rosyjskich rybaków to wzmiankowane już cenne jesiotry, których w górnych odcinkach syberyjskich rzek zabrakło z powodu wybudowania olbrzymich sztucznych zbiorników i wielkich zapór. Za to Moskwa podejmuje nagłaśniane międzynarodowe inicjatywy związane z ochroną gatunków ryb jesiotrowatych w Morzu Kaspijskim. Jest chyba coś niemal mistycznego w stosunku łączącym syberyjskich wędkarzy oraz tak pożądaną przez nich zdobycz. Celnie uchwycił to Wiktor Astafiew w książce „Car-ryba” (w Polsce wydanej pod tytułem „Królowa ryb”), opisując olbrzymiego jesiotra o oczach „bez powiek, bez rzęs, nagich, patrzących z chłodem żmii, coś w sobie tających”. Charakterystyka ta nasuwa natychmiastowe i niewątpliwe skojarzenia z typowym wyglądem pracowników bardzo ważnego w Rosji (a wcześniej w ZSRS) resortu, matecznika władających dzisiaj tam struktur. Równie dobrze jak rosyjscy pisarze umieli opowiadać o rybach chyba tylko Ernest Hemingway i Ota Pavel.

Szczupak wprawdzie ustępuje jesiotrowi pod niektórymi względami, ale i on zajmuje wybitną pozycję w rosyjskim dziedzictwie ludowym. Bracia Strugaccy przedstawili ciekawie tę „prawdziwie ruską” rybę w zabawnym pastiszu „Poniedziałek zaczyna się w sobotę”. W mniemaniu wschodniego ludu szczupak góruje nad innymi rybami mądrością, a może raczej sprytem. Przewyższa je również drapieżnością. Z pewnością prezydentowi Rosji nie mógł trafić się choćby najbardziej rekordowy jaź, amur czy tym bardziej płotka-gigant. Ale zębaty szczupak to co innego.

Sukces wędkarski Włodzimierza Putina osiągnięty w Tuwie zaledwie cztery dni później został przyćmiony przez innego wschodniego władcę: prezydent Białorusi wyciągnął z rzeki Prypeć 57-kilogramowego suma. A nawet trzy sumy – dwa pozostałe ważyły jednak mniej, choć także były rekordowych rozmiarów. Największy okaz dorównywał białoruskiemu wicepremierowi, co sam zastępca szefa rządu z Mińska ochoczo potwierdził dziennikarzom. – Pod względem wielkości – sprecyzował Aleksander Łukaszenka. – Bo jeśli idzie o wagę, to już nie.

Wicepremier Michał Rusyj przemilczał tę uwagę, co jeszcze bardziej upodobniło go do trofeum Bat’ki, bowiem – jak powszechnie wiadomo – ryby głosu nie mają. Nie podano, w jakiej części Prypeci wędkował białoruski prezydent, ale chyba nie za blisko Czarnobyla, chociaż nadzwyczajna waga jego zdobyczy może sugerować coś przeciwnego.

REKLAMA