Niemcy skutecznie zablokowały kolejną eurogłupotę klimatyczną

REKLAMA

Po wielu miesiącach eurokonferencji i negocjacji rząd Niemiec skutecznie zablokował kolejną eurogłupotę „klimatyczną” – w postaci tzw. porozumienia (rządów) w sprawie ostrzejszych norm emisji samochodowych spalin i dwutlenku węgla. Podczas obrad ministrów ochrony środowiska państw UE (14 października w Luksemburgu) rządowy Berlin wywalczył odłożenie ostatecznych decyzji w tych sprawach. Pod presją przedstawicieli Niemiec euroministrowie zgodzili się na zmianę wypracowanego wcześniej „rozwiązania kompromisowego”. Stało się tak już po raz trzeci w tym roku – poprzednio strona niemiecka zablokowała ostateczne przegłosowanie tego projektu w czerwcu br.

Obecnie władze Litwy – kierującej bieżącymi pracami Rady UE – mają więc przygotować nowe propozycje i rozpocząć nowe negocjacje z przedstawicielami państw i Parlamentu Europejskiego. Po wspomnianym posiedzeniu ministrów w Luksemburgu niemiecki minister ochrony środowiska Peter Altmaier z CDU zapowiedział, że będzie dążył do osiągnięcia konsensusu w ciągu najbliższych tygodni. Dodał jednak, iż interesy ochrony środowiska nie powinny kolidować z polityką zachowania miejsc pracy w dużych firmach branży samochodowej. A niemieckie wielkie firmy produkujące auta wyposażone w silniki o dużej pojemności, przede wszystkim BMW i Daimler, odczułyby wprowadzenie nowych przepisów „szczególnie boleśnie”.

REKLAMA

W związku z tym państwa członkowskie UE i Parlament Europejski będą musiały negocjować od nowa różne szczegóły prawne. Może to potrwać kilka, a może nawet kilkanaście miesięcy – martwią się europolitycy i funkcjonariusze UE. Niektórzy dyplomaci państw UE uważają, że wspomniane „porozumienie” trzeba przegłosować do połowy listopada, bo w przeciwnym razie nie uda się ostatecznie „rozwiązać” tej sprawy w duchu ekologiczno-postępowym przed wyborami do Parlamentu UE, przewidzianymi na maj przyszłego roku.

Interesy BMW i innych uratowane

Tym sposobem interesy niemieckiego przemysłu motoryzacyjnego, a przede wszystkim trzech czy czterech samochodowych gigantów, jak np. Daimler (a także paru wielkich firm z innych krajów), zostały uratowane – zapewne na dalszych kilka lat. Samochody większe, bardziej luksusowe i spalające więcej paliwa – jak np. liczne modele Mercedesa czy BMW – będą bowiem produkowane dłużej. Nadzieje Niemców czy Brytyjczyków na przyszłe złagodzenie przepisów UE w kwestiach emisji dwutlenku węgla przez samochody – też zostały podtrzymane.

Na szczęście dla koncernów samochodowych i ich kooperantów nie wiadomo bowiem nadal, kiedy i w jaki sposób ma zostać osiągnięty zasadniczy cel brukselskich władz UE: przeciętnej emisji 95 gramów dwutlenku węgla na kilometr, który miałby obowiązywać wszystkich producentów samochodów w krajach UE. W czerwcu brukselska Komisja Europejska, Parlament i rządy UE uzgodniły wprowadzenie takich ograniczeń od roku 2020. Dodatkowo wynegocjowano wtedy ułatwienia dla produkcji samochodów elektrycznych. Ale w ostatnich dniach września br. rząd Niemiec zaproponował pełne wprowadzenie tego „celu emisyjnego” dopiero od roku 2024.

Na takie postępowanie rządu Niemiec bardzo oburzają się lewicowe euromedia, w tym np. „Der Spiegel”. Twierdzą między innymi, że o tym twardym stanowisku rządowego Berlina zadecydowała też wielka dotacja – przekazana na początku października na bankowe konto rządzącej CDU.

„Der Spiegel” poinformował, że rodzina Quandt – będąca głównym udziałowcem BMW – przekazała na partyjne konto CDU aż 690 tys. euro. Hamburski tygodnik zwracał uwagę na zbieżność daty tej dotacji z decyzjami rządu w sprawie dopuszczalnej przez regulacje UE emisji spalin i dwutlenku węgla. Inne media twierdzą z kolei, już od miesięcy, iż rzeczywiste zużycie paliwa przez niektóre samochody produkowane przez niemieckie firmy jest aż o ok. jedną czwartą wyższe, niż podają producenci. Przypominają też, iż otwierając Międzynarodowe Targi Samochodowe (IAA) we Frankfurcie nad Menem (we wrześniu br.), kanclerz Merkel zapewniła obecnych tam szefów wielkich firm motoryzacyjnych, że w ramach UE „będzie walczyć o rozsądne regulacje” dla branży samochodowej. Bo „nie możemy ograniczyć się do budowy samochodów małolitrażowych” – oświadczyła szefowa rządu. Słusznie. Gdyż auta duże i luksusowe są politykom czy bankierom bardzo potrzebne. Szczególnie te niemieckie. Jawohl!

REKLAMA