O liberalizmach. Balcerowicz doszlusował do ludzi normalnych!

REKLAMA

O panu profesorze Andrzeju Walickim usłyszałem podczas mojego pierwszego pobytu w Stanach, w 1986 roku. Miał kilka rozsądnych wypowiedzi, odcinających się zarówno od języka propagandy reżymowej jak i od maniaków „Solidarności” – więc specjalnie wybrałem się z Chicago do Indiany, na uniwersytet Notre Dame, gdzie wykładał. Byłem tylko trochę rozczarowany – bo w Jego wypowiedziach było mało „liberalizmu” rozumianego po amerykańsku… ale trochę było.

Niedawno „Kultura Liberalna” zamieściła obszerny z Nim wywiad, w którym na rozsądne pytanie „Kultura Liberalna”: „Mnie trochę zaskoczyło, że w ostatniej książce opowiedział się pan za liberalizmem lewicowym, bo do tej pory słowo liberalizm zasadniczo obywało się w pana pracach bez przymiotników” p. Profesor odpowiedział: „Tak to prawda, choć pisywałem, na przykład w mojej autobiografii, o lewicy liberalizmu”.

REKLAMA

KL: Rozumiem, że pojęcie liberalizm lewicowy nagle zaczęło być potrzebne, żeby zdystansować się od neokonserwatyzmu, żeby pokazać, że można liberalizm rozumieć inaczej niż Leszek Balcerowicz. Z drugiej strony jednak dla mnie to przesunięcie się w lewą stronę pozbawia nas najcenniejszego liberalizmu, który zachowuje
rozsądny dystans tak wobec lewicy, jak i prawicy. W takim kraju, jak Polska widziałbym raczej miejsce na liberalizm centrowy, jaki możemy znaleźć w pismach Johna Stuarta Milla, Raymonda Arona czy Isaiaha Berlina.

AW: To jest moja oczywista reakcja na zawłaszczenie pojęcia liberalizm przez prawicę, czego skrajnym i karykaturalnym przykładem jest nazywanie liberałem radykalnego konserwatysty [Janusza] Korwin-Mikkego tylko dlatego, że popiera wolny rynek.

Okazuje się, że p. Profesor zradykalizował się, bo jest to reakcja na radykalizację Prawicy. Dlaczego jednak nie zauważa, że ten straszny JKM jest również przeciwnikiem np. zakazu ćpania i wielu innych liberalnych – ale prawicowych – rozwiązań. Zawsze myślałem, że anarcho-kapitalizm mieści się w szeroko rozumianym klasycznym liberalizmie; czytając wywody p. Profesora można by odnieść wrażenie odwrotne – i nieodparte: liberalizm mieści się w szeroko rozumianym socjalizmie.

Cóż: kwestia definicji… Kiedyś za prawicowych liberałów biegała UPR, za centrowych KL-D, a za lewicowych Unia
Wolności. Niestety: obecna PO, następczyni KL-D, zjechała na lewo – w związku z czym Unia Wolności straciła rację
bytu. A KNP dzielnie niesie sztandar szeroko pojmowanego liberalizmu konserwatywnego, prawicowego. UPR zaś szuka swojej szansy w zarażeniu prawicowym liberalizmem narodowców; szczerze życzę jej powodzenia!

Redaktorzy zastanawiają się: „Co w Polsce XXI wieku oznacza wolność? Przez dwa stulecia mówiono: »za wolność waszą
i naszą«. A dziś? O czyją wolność chodzi – pojedynczych ludzi, rynków, firm, narodów? Czy ma być ona wartością absolutną, czy też niekiedy należy podporządkować ją innym celom? I, przede wszystkim, jak powinniśmy ją rozumieć?”

W wydanym niedawno, opasłym zbiorze tekstów zatytułowanym „Odkrywając wolność” redaktor tomu Leszek Balcerowicz twierdzi, że „zakres wolności jest wprost proporcjonalny do zakresu praw wolnościowych i odwrotnie proporcjonalny do listy działań nakazywanych lub zakazywanych przez państwo” [s. 19]. Jest to więc definicja skrajnie negatywna. Wolność kończy się tam, gdzie zaczynają się jakiekolwiek regulacje, a głównym (jeśli nie jedynym) wrogiem tak pojmowanej wolności jest zdaniem autora państwo. I choć powyższa opinia brzmi na pozór przekonująco, to podobnie jak w przypadku wszystkich prostych wyjaśnień skomplikowanych pojęć, przy bliższej analizie ujawnia poważne niedostatki.

Po pierwsze, automatycznie odrzuca się w niej wszystkie inne sposoby rozumienia wolności, jak choćby tę zaproponowaną przez Bertranda Russela, gdzie określana jest ona jako „prawo do jedzenia, picia, zdrowia, życia płciowego i posiadania potomstwa”, czyli innymi słowy jako prawo do pewnego minimum bezpieczeństwa pozwalającego na godne życie. Ale przecież – pomijając to, czy to powinno być gwarantowane, to nazywa się „prawo do…” a nie „wolność”!

Po drugie, państwo jest tu przedstawione nie tylko jako siła ograniczająca wolność, ale właściwie jako główny jej wróg. Stąd już tylko krok do twierdzenia, że im mniej państwa, tym wolność zawsze jest większa. No, cóż: to głównie państwo używa dziś siły, by naszą wolność ograniczać?

Obie te tezy prowadzą do niedorzecznych konkluzji. Przyjmując je, ignorujemy bowiem wiele innych czynników warunkujących naszą wolność, jak choćby istniejące między nami nierówności. Od dawna liberałowie zadają sobie pytanie o to, czy działaniem sprzyjającym wolności nie byłoby przynajmniej częściowe wyrównanie ich szans, by potem każdy mógł korzystać z prawa dążenia do szczęścia. (a co ma piernik do wiatraka??? – JKM)

KL pisze: Zdaniem naszego rozmówcy, wybitnego historyka idei Andrzeja Walickiego, rozpowszechniony w Polsce
sposób myślenia o nieograniczonej gospodarczej wolności z liberalizmem w istocie nie ma nic wspólnego. Bliższy jest raczej „anarchokapitalizmowi” niż doktrynie stawiającej na piedestale jednostkową wolność. A ja zawsze myślałem, że to właśnie nazywane było „liberalizmem”.

Czytamy dalej: „I tak jeden z [anarchokapitalistów?] mówi, że liberalizm i demokracja są nie do pogodzenia, bo liberalizm to jest autokracja własności, a demokracja zawsze chce wyrwać pewne przywileje dla gorzej sytuowanych grup społecznych. Liberalizm nie da się więc w ogóle pogodzić ze społeczeństwem obywatelskim, bo społeczeństwo obywatelskie to jest nacisk na parlament, żeby uwzględnił jakieś grupowe interesy, a tymczasem rządzić powinien wyłącznie rynek i nic więcej. A zatem wszyscy popierający i liberalizm, i demokrację powinni pamiętać, że Leszek Balcerowicz opowiada się po stronie tych, którzy widzą między tymi wartościami wyraźną sprzeczność.

Dalej w tej samej książce czytamy, że Bernard Madoff, słynny oszust finansowy, został niesłusznie skazany na 150 lat więzienia. Jego miejsce powinni zająć prezydenci Franklin Delano Roosevelt za politykę New Deal i Lyndon B. Johnson za stworzenie systemu opieki zdrowotnej dla osób starszych i biednych”. A nie mówiłem, że p. prof. Balcerowicz wreszcie doszlusował do ludzi normalnych? Witamy!

REKLAMA