Happenerzy politycznej niemocy

REKLAMA

Zogniskowane politycznie happeningi to nowoczesna forma marketingu, ale także często widzialny znak praktycznej niemocy. To dlatego są one głównie – choć jak zaraz udowodnimy, nie zawsze – domeną opozycji, partii i ruchów uplasowanych poza rządem i tzw. głównym nurtem.

To sposób przyciągnięcia uwagi mediów i potencjalnych popleczników. Czasem są one zabawne – np. trudno się nie uśmiechnąć, widząc młodego działacza partii KORWiN próbującego w zbroi samuraja dostać się na konwencję Bronisława Komorowskiego („Prezydent wołał szoguna, to przybyłem”).

REKLAMA

W tym wpisie należy się jednak spodziewać egzemplifikacji przede wszystkim tych „obciachowych”, nieudanych i co najmniej kontrowersyjnych happeningów.

75-letni Jerzy Buzek, były przewodniczący Parlamentu Europejskiego, postanowił zwrócić uwagę na problemy osób cierpiących na zespół Downa. Sprawa cokolwiek poważna! W tym celu opublikował w sieci nagranie, na którym prezentuje swoje dwie, zupełnie różne… skarpetki. Tym samym jeden z liderów PO przyłączył się do internetowej akcji „socksbattle4DS”, w której po zaprezentowaniu światu niedopasowanych skarpetek nominuje się kolejne – najlepiej dobrze znane – osoby do analogicznego ekshibicjonizmu. Buzek wskazał dwóch zaprzyjaźnionych europarlamentarzystów, a także wiceprzewodniczącego Komisji Europejskiej ds. Unii Energetycznej Maroša Šefčoviča. Do akcji przyłączyła się także była komisarz UE ds. polityki regionalnej. O skarpetkach Danuty Hübner poinformował nawet sam TVN24.pl!

Czy pokazywanie dobranej nie do pary bielizny stóp faktycznie ma szanse przysłużyć się poprawie losu osób poważnie chorych i ich rodzin? Zdaniem międzynarodowej organizacji World Youth Alliance oraz francuskiej Fundacji Jerôme’a Lejeune’a, które wymyśliły akcję – tak. Podobno pomaga to „propagować prawa ludzi cierpiących na wadę genetyczną, a także z nimi się integrować”. Naszym zdaniem, unijni politycy – w nawiązaniu do happeningu po zamachu na francuską redakcję „Charlie Hebdo” – powinni wystąpić z karteczkami „J’ai le syndrome de Down”. Byłoby zabawniej i choć odrobinę bardziej merytorycznie…

O tym, że Bruksela wyraźnie osłabia samokrytycyzm, przekonał się Michał Boni. Były minister administracji i cyfryzacji w rządzie PO przed trzema tygodniami przyłączył się do happeningu na rzecz pojmanej i uwięzionej przez Rosjan Nadii Sawczenko. Los ukraińskiej pilotki, którą Kreml oskarżył o udział w zabójstwie rosyjskich dziennikarzy w Donbasie, tak wzruszył polityka, że ten postanowił przyłączyć się do… rotacyjnej głodówki. Dyżur polityka trwał… dobę. Ciężko podejrzewać, aby taka forma protestu nie wywołała co najwyżej uśmiechu politowania u kremlowskich decydentów, skoro z europosła śmiał się cały internet. Sugestie, że to „cyrk nieziemski”, próba „zabicia Putina śmiechem”, można uznać za najłagodniejsze przejawy szydzenia. Jak zauważył dziennikarz Bartosz Węglarczyk: „nie po to wybieramy europosłów, żeby tworzyli politykę, głodując”. Inny publicysta – Michał Szułdrzyński – słusznie skonstatował, że „głodowanie przez polityka największej frakcji rządzącej w Europie to przejaw bezsilności Unii”. – Jeśli jedynym, co mogą zrobić politycy PE, jest głodówka (…), to trzeba ich rozpędzić, zamiast wydawać pieniądze na ich pensje – podsumował Tomasz Terlikowski.

Z całą pewnością najbardziej znanym happenerem w Polsce jest Janusz Palikot. Pomijając jego konferencje prasowe z wibratorem, koszulką „jestem gejem” i inne przyciągające uwagę mediów akcje, można zaryzykować stwierdzenie, że jego rozpadająca się partia była jednym wielkim, niespecjalnie estetycznym happeningiem, który właśnie się kończy. 5 marca przestał istnieć parlamentarny klub Twojego Ruchu. W Sejmie dogorywać będzie koło Ruch Palikota. Przy okazji wyszło na jaw, że całe przedsięwzięcie było happeningiem… PO!

Tak na swoim profilu na Twitterze zasugerował były poseł Twojego Ruchu Artur Dębski. Stwierdził on, że Palikot podporządkowywał głosowania swojej formacji woli Donalda Tuska i jego pretorianów. „Jeżeli ustawę 67 [ustawa w sprawie wieku emerytalnego – przyp. „NCz!”] popierasz na polecenie szefa i potem dowiadujesz się, że prosił o to prezydent i premier, to zgrzytasz, ale szef kazał”. „Jeżeli przed głosowaniem ws. Wołynia dzwoni pan Michnik i pan Komorowski i ktoś jednoosobowo z tego powodu zmienia decyzję 40 ludzi, to trudne” – pisze Dębski.

Na koniec ujawniamy, jaki happening zrobiłby Palikot, gdyby wybuchła wojna z Rosją. Otóż w obliczu zagrożenia inwazją wojsk Putina Janusz z Biłgoraja… wywiesiłby białą flagę, a może nawet powitał nadchodzącą armię w seksualnie jednoznacznej, wypiętej pozycji. Do takich wniosków skłania nas wywiad, którego Palikot udzielił portalowi wp.pl. Stwierdził on w rozmowie z dziennikarzem, że z całą pewnością „nie walczyłby za kraj”, „nie pozwolił na rozlew krwi”, ale co najwyżej „wezwał do czynnego oporu”. „Lepiej się poddać, niż prowadzić wojnę”, bo „nie można przelać ani jednej kropli polskiej krwi”. Kwestię czynnego oporu już teraz warto dogadać z Michałem Bonim i – na wypadek wojennej zawieruchy – opracować plan rotacyjnej głodówki.

W rzeczonym wywiadzie poruszono jeszcze jedną interesującą (?) kwestię. Kreujący się na racjonalistę, inteligenckiego ateistę Palikot przyznał, że „nie wierzy w zjawiska nadprzyrodzone”, ale równocześnie „spotyka się z Ravi Shankarem” (hinduskim guru), który „odczytuje energię” i „widzi inaczej”. Lider ruchu swojego imienia doświadczył magii wschodu, gdy był w Chinach. Lekarz, który go zobaczył, odczytał z aury Palikota „dokładnie, jaki ma cholesterol i inne wyniki”.

Macie może Państwo pomysł, jak szamańskie wynurzenia lidera antyklerykałów przekuć na happening?

REKLAMA