Fala protestów francuskich rolników i „biuralistów”

REKLAMA

Rolnicy francuscy rozpoczęli w lipcu wielki protest przeciw spadkowi cen skupu mięsa i mleka. W latach 2012-2014 ceny skupu spadły o 30-40 procent. Rolników drażni szczególnie różnica cen (czasami kilkunastokrotna) pomiędzy skupem a sprzedażą detaliczną. Produkcja okazuje się nieopłacalna, rośnie zadłużenie gospodarstw. Przyczyn takiego stanu rzeczy jest kilka. Po rosyjskim embargu eksport francuskiego mięsa spadł o 10 procent. Miejscowy rynek zalewa z kolei tańsze mięso z USA, Argentyny i krajów UE. Nie sprawdza się też system zakupowego „patriotyzmu”. Konsumenci kupują po prostu tańsze produkty. Na nic więc przekonywanie, że „francuskie pochodzenie” wołowiny, baraniny czy wieprzowiny gwarantuje lepszą jakość, jest produkowane z „poszanowaniem ochrony środowiska” i związane z wypłacaniem „godnych” pensji producentom. Podaje się tu jako przykład nieuczciwej podobno konkurencji np. produkty z Polski i Rumunii, podpierając te oskarżenia niskimi płacami minimalnymi w tychże krajach. O niższych dopłatach dla tamtejszych rolników czy choćby korzystniejszym klimacie dla hodowli we Francji nikt jednak nad Sekwaną się nie zająknie…

Lewica zrzuca winę na wolny rynek, ale nie lepsza jest narodowa prawica, która wyjaśnia obywatelom, że to liberalne przepisy Brukseli nie pozwalają na uprzywilejowanie rodzimych produktów i wyeliminowanie zagranicznej konkurencji.

REKLAMA

Nie pomaga już „marketing patriotyczny” i umieszczane na produktach logo z napisem „Produkt francuski”, bo klient patrzy raczej na cenę niż na nalepki. Zwłaszcza że można spotkać takie kurioza jak napis na opakowaniu „Produkt francuski” i gdzieś dalej, mniejszymi literami: „z hodowli w Irlandii”.

Rolnicy przystąpili do protestów, które okazały się celnie dobrane. W okresie wakacyjnym blokowano np. drogi dojazdowe na Mont Saint-Michel, jedną z głównych atrakcji turystycznych Francji. Blokady odbywały się głównie w Bretanii i Normandii (zablokowane m.in. obwodnice Caen i Most Normandzki). Rolnicy wyszli też na autostradę A1 koło Lille, na A20, zablokowali okolice Poitiers, Wandeę czy most na turystyczną wyspę Oléron.
Rząd odblokował na razie 600 mln euro pomocy na oddłużanie rolników i doraźną pomoc. Zaangażował się też w mediację pomiędzy rolnikami, systemem skupu i rzeźniami w celu obniżenia marży pośredników. Pomysły się mnożą, a niektórzy chcą np., by wszystkie stołówki w kraju kupowały wyłącznie mięso produkowane we Francji.

Osobny protest dotyczył we Francji „biuralistów”. Tak nazywani są właściciele „tabaków”, czyli licencjonowanych punktów sprzedaży tytoniu. Poszło o rządowe plany dalszej walki z paleniem. Projekt minister zdrowia Marisol Touraine przewiduje wprowadzenie „neutralnych” opakowań wszystkich papierosów (jeden kolor, brak logo etc.). Sprzedawcy papierosów uważają, że oznacza to dalszy spadek ich dochodów. Od kilku lat rośnie przemyt (ponad 25% obecnej konsumpcji tytoniu), a np. w regionach przygranicznych sprzedaż papierosów niemal zamarła. Po 15 latach walki kolejnych rządów z papierosami efekty są zaś mizerne. Blisko 30% Francuzów w wieku od 15 do 75 lat pali nałogowo.

„Biuraliści” uważają, że nowe przepisy przyczynią się tylko do powiększania szarej strefy tytoniowej. W ramach protestu wysypali m.in. 4 tony marchwi pod siedzibą Partii Socjalistycznej. Ciekawe akcje miały miejsce też w departamentach Corrèze i Żyronda, gdzie ponakrywano czarnymi workami stacjonarne radary, by uniemożliwić ich funkcjonowanie. Organizatorom akcji przyniosło to zapewne sympatię nie tylko wśród palaczy, ale i kierowców wolnych od tego nałogu…

Główna manifestacja „biuralistów” miała miejsce przed Senatem, który pracował nad atynikotynową ustawą rządu. I tu niespodzianka… Senat odrzucił projekt „neutralnych” opakowań. Na razie więc Francja nie dołączy do Australii, Węgier, Irlandii i Wielkiej Brytanii. Jednak zwycięstwo może okazać się krótkotrwałe. Pani minister zdrowia zapowiedziała przeforsowanie poprawki do ustawy we wrześniu przez izbę niższą parlamentu, która ma i tak zabronić kolorowych opakowań papierosów, a pod adresem sprzedawców przekazała radę, by ci po prostu zmienili… profesję. Uwaga ta z pewnością rozwścieczy dodatkowo właścicieli „tabaków”, którzy za swoje licencjonowane biznesy musieli zapłacić olbrzymie sumy. Dla palaczy jedyną pociechą jest to, że minister zdrowia na razie nie poparła pomysłu podniesienia cen do 19 euro za paczkę papierosów.

REKLAMA