Braun: Kukiz aportuje piłeczkę rzuconą mu przez „Wyborczą”.

REKLAMA

Z Grzegorzem Braunem – reżyserem, publicystą, kandydatem w wyborach prezydenckich 2015 roku – rozmawia Rafał Pazio.

NCZAS: Czy Paweł Kukiz spojrzał już Panu prosto w oczy? Zapowiedział to w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej”. Na pytanie Wojciecha Czuchnowskiego: „Dopuszczasz współpracę z Grzegorzem Braunem, skrajnym antysemitą, który swoimi wypowiedziami poniża, szkodzi Polsce?” odpowiedział: „Ale zanim zaproponuję Braunowi miejsce na liście, bo na razie było tylko zaproszenie do rozmów, najpierw spojrzę mu w oczy i porozmawiam”. Dziennikarz „Gazety Wyborczej” dopytywał, czy będzie to rozmowa o antysemityzmie. Paweł Kukiz odpowiedział: „Tak. Jeżeli przekonam się, że myśli tak, jak można przeczytać w jego wypowiedziach, to go kasuję. Będę rozmawiał z wieloma ludźmi z ciekawości, co kto ma do zaoferowania i co zobaczę w jego oczach. Jeżeli się okaże, że widzę żydożercę czy arabofoba, to na pewno nie będę z nim współpracował”.

REKLAMA

BRAUN: Pan Paweł Kukiz, najwyraźniej nie mając pojęcia, co rzeczywiście „można przeczytać w moich wypowiedziach”, aportuje po prostu kolejną piłeczkę rzuconą mu przez „Wyborczą”. Nie będę komunikował się za pośrednictwem prasy z panem Kukizem, któremu tak łatwo przyszło wziąć udział w nagonce na mnie. Ale ogłaszam wśród Szanownych Czytelników „NCz!” mały plebiscyt: proszę o wskazanie jakiejkolwiek mojej wypowiedzi, która mogłaby zaświadczyć moje ewentualne rasistowskie resentymenty. Czy jakakolwiek moja publikacja dawałaby się zinterpretować jako wyraz plemiennej awersji wobec obcoplemieńców? Z góry uprzedzam, że zwycięzców w tym plebiscycie nie będzie. Bowiem takich moich wypowiedzi ani publikacji nigdy nie było. A że analizując historię i współczesność, nie abstrahuję od realiów, nie pomijam sztucznie tak istotnego czynnika, jakim są ambicje i aspiracje diaspory i państwa żydowskiego; że jako jedyny kandydat w wyborach prezydenckich mówiłem o tych sprawach, występując w imię polskiej racji stanu – zostanę przez bezradną merytorycznie, ale czujną rewolucyjnie „GWiazdę śmierci” ogłoszony „faszystą” i „żydożercą”. Przypominam, że dwakroć wygrałem już w tej sprawie sprawy wytoczone w trybie wyborczym.

NCZAS: A czy doszło w ogóle do Pańskiego spotkania z Pawłem Kukizem?

BRFAUN: Ponieważ to pytanie pada ostatnio nadzwyczaj często, informuję niniejszym wszystkich zainteresowanych, że nie miałem dotąd osobiście do czynienia z panem Pawłem Kukizem – poza zdawkową wymianą zwrotów grzecznościowych w studiu telewizyjnym przed i po majowej debacie. Moja wcześniejsza inicjatywa kontaktu, jeszcze na etapie kampanii prezydenckiej, nie została podjęta. Nie miałem żadnej okazji do spotkania, rozmowy ani też wymiany zdań w jakiejkolwiek innej formie. Dotarły do mnie natomiast wiadomości za pośrednictwem osób trzecich i przekazów medialnych, że pan Kukiz wymienia moje nazwisko podczas spotkań publicznych. Niektórzy odbiorcy wyciągnęli z tego całkowicie błędny wniosek, że jestem na coś umówiony z panem Pawłem Kukizem. Wyjaśniam, że żadnych propozycji nie mogłem rozważać, gdyż nigdy nie zostały przedstawione. Mamy tu do czynienia z operetką, która nosi tytuł: „Telefon do Brauna”.

NCZAS: A jakie jest libretto?

BRAUN: Pan Paweł Kukiz szereg razy w telewizji ogólnopolskiej i na łamach prasy ogólnopolskiej zapowiadał, że właśnie „dzwoni do Brauna”. Ja informuję, że nic takiego nie zaszło. Pan Paweł Kukiz znalazł jednak czas, żeby wdawać się z funkcjonariuszami gadzinowej prasy w rozważania na temat mojego mniemanego „antysemityzmu”. Bóg z nim.

NCZAS: Czy ruch wokół Kukiza uznaje Pan jedynie za jakąś alternatywę dla tych, którzy nie chcą zagłosować na PiS?

BRAUN: Wszystko mieści się w ramach polityki scenariuszy bezalternatywnych. Przez ostatnie miesiące nie starałem się przejawiać inicjatyw politycznych posuniętych dalej niż rozmowy z tymi, którzy zaprosili. Nie chciałbym występować w charakterze psuja i etatowego malkontenta.

NCZAS: Jakie i z kim rozmowy?

BRAUN: Waham się, czy schodzić na poziom szczegółowości, jakim byłoby recenzowanie moich rozmówców, z którymi miałem zaszczyt czy też wątpliwą przyjemność rozmawiać w ostatnich miesiącach, tygodniach i dniach. Od maja odbyłem wiele, łącznie pewnie kilkadziesiąt poważnych spotkań o charakterze politycznym, starając się wyczerpać wszystkie możliwości konstruowania szerszej koalicji. Wiele zrobiłem, żeby skomunikować się z innymi uczestnikami ewentualnej wspólnej akcji – reprezentantami różnych pokoleń polskiej elity wolnościowej, narodowej, katolickiej. Bo przecież mój indywidualny rajd na bramkę mija się z celem. Z różnych stron padły propozycje dopisania mnie do czyjejś listy. W rozmowach bardzo wyraźnie odrzucałem jednak wszelkie propozycje opiewające na mój indywidualny akces i mój ewentualny sukcesik, który miałby się wyrażać teleportacją na Wiejską.

NCZAS: Co Pan proponował?

BRAUN: Zaznaczałem, że jestem zainteresowany wyłącznie rozwiązaniem pozwalającym mi odegrać rolę „zwornika” w konstrukcji, która umożliwi wejście do parlamentu szerszemu gronu Polaków różnych pokoleń polskiej polityki, których głos byłby dla nas wszystkich cenny. Nie identyfikuję się z pomysłami w duchu „rewolucji kulturalnej” towarzysza Mao, które zmianę pokoleniową wskazują jako gwarancję zmiany ustrojowej. Młodzież, owszem – nie brak świetnej młodzieży – ale obawiam się, że zwrotu ku Tradycji narodowej i katolickiej nie można dokonać, kierując się wyłącznie kryterium wiekowym. Czytelne biografie też mają swoją wartość.

NCZAS: Czy padła propozycja ze strony Janusza Korwin-Mikkego?

BRAUN: Owszem. Uprzejmie dziękując, podkreślałem, że jestem zainteresowany szerszymi projektami politycznymi niż szyld KORWiN. Mówiłem, że trudno mi sobie wyobrazić członkostwo w partii – czy to cudzej, czy własnej. Większość moich rozmówców zwracała uwagę na niepraktyczność takiego myślenia. Start pod szyldem Komitetu Wyborczego Wyborców z góry wyklucza otrzymanie refundacji budżetowej. Na zarzut niepraktyczności takiego podejścia odpowiadam, że rachunki polityczne zakrojone na poziomie przeliczania kwot, które można by uzyskać z budżetu, są dla mnie zbyt małostkowe. Sądzę bowiem, że możemy dziś dokonać czegoś więcej niż tylko powierzchownej rearanżacji polskiej sceny politycznej. Możemy i powinniśmy wykorzystać istniejącą szansę zmiany systemowej. Ale nie dokonamy tego, jeśli horyzontem naszych ambicji będzie lansowanie własnego szyldu – obojętnie czy KaNaPy, czy KORWiN-a, czy Stonogi, czy Kukiza. A oni wszyscy przy tym właśnie najwyraźniej się upierają.

NCZAS: A więc ostatecznie utworzy Pan własny komitet wyborczy?

BRAUN: Gdybym sam nie udzielił odpowiedzi na to pytanie w najbliższych dniach i tygodniach, czas udzieli jej za mnie. Niewiele dni potrzeba, żeby się wyjaśniło, czy jest miejsce dla mnie w tej czasoprzestrzeni politycznej, która się rozciąga przed końcem października. Jestem przekonany, że szanse, aby uprawiać politykę, a nie robić polityczkę, są większe niż kiedykolwiek.

NCZAS: Ale z tego, co Pan mówi, rozmowy nie zmierzają w kierunku stworzenia jednego komitetu.

BRAUN: Wizją połączenia sił dzieliłem się jeszcze w kampanii prezydenckiej, zanim skończył się etap zbiórki podpisów. Do moich Szanownych Kontrkandydatów z Kongresu Nowej Prawicy i Ruchu Narodowego zwracałem się z przekonaniem, że jest czas na duży ruch. Gdyby został wykonany, byłby wysoko premiowany przez rodaków. Wówczas moje słowa nie trafiły na podatny grunt – być może dlatego, że trafnie przewidując wynik wyborów, siebie samego wskazywałem jako najlepszy, bezpartyjny „spinacz” takiej konstrukcji. Moje prognozy sprawdziły się ściśle – poza wynikiem mojego szanownego kontrkandydata z Opola. Ale ten ostatni był nie do przewidzenia nawet dla niego samego.

Moją propozycję wykonania dużego ruchu ponawiałem w ostatnich miesiącach i tygodniach – kiedy „antysystemowcy” przynajmniej w części ochłonęli już na tyle, by nie wiązać wszelkich nadziei ze „strategią” pana Kukiza. Miałem okazję rozmawiać z przedstawicielami większości środowisk „antysystemowych”, od prawa do lewa – nie wyłączając nawet populistycznego pogranicza, które poszerzałoby zasięg projektu o elektorat buntu z tradycji Samoobrony. Moja propozycja trafiła także do pryncypialnej katolickiej prawicy. Marzyłem, żeby jej wybitnych przedstawicieli, latami przebywających na emigracji wewnętrznej czy też zewnętrznej, wyciągnąć z tej emigracji i stworzyć dla nich miejsce, dla ich tak potrzebnego Polsce powrotu na scenę.

NCZAS: I jaki jest rezultat tych rozmów?

BRAUN: Niedostateczny, niestety. A ja nie jestem, jak już powiedziałem, zainteresowany akcją indywidualną. Ani też akcją obliczoną tylko na demonstrację ideową – bez praktycznych perspektyw. Jestem zainteresowany udziałem w akcji, która po ewentualnym wejściu do parlamentu zaowocowałaby projektem politycznym, z którym mogliby się utożsamić Polacy bez żadnych „ale”, katolicy bez żadnych „ale”, zwolennicy wolności indywidualnej i suwerenności państwowej bez żadnych „ale”. Jeśli sprawy toczyć się będą tym tokiem, któremu się przypatruję, ci Polacy zostaną bez swoich kandydatów.

NCZAS: Co to oznacza?

BRAUN: Paweł Kukiz deklaruje się z góry jako chętny koalicjant Prawa i Sprawiedliwości. Kto więc będzie krytycznym recenzentem tego związku? Wszyscy, którym sondaże gwarantują dziś fotele parlamentarne, zgadzają się, że bezpieczeństwo Polski ma zapewnić sprowadzenie do Polski wojsk amerykańskich. Gdzie będą ci, którzy mówią, że bezpieczeństwo Polski może zapewnić tylko Wojsko Polskie, i chcą upominać się o jego wzmocnienie – choćby w sojuszniczej współpracy z Amerykanami, ale bez wasalizacji? Gdzie będzie formacja, która upomni się o polską własność, z jednej strony zagrożoną przez zaborczy fiskalizm (patrz wyżej: „uszczelnianie”), a z drugiej – przez lichwiarską międzynarodówkę i zupełnie już bezczelne uroszczenia diaspory i państwa żydowskiego?

REKLAMA