Jak Komorowski zablokował ekshumacje Żołnierzy Niezłomnych

REKLAMA

W kwaterze „Ł” warszawskich Powązek Wojskowych żadne ekshumacje nie są prowadzone i – jeżeli dalej obowiązywać będą ustawy prezydenta Komorowskiego – prawdopodobnie nie odbędą się nigdy. Czyli nigdy nie wydobędziemy z bezimiennych dołów śmierci rotmistrza Witolda Pileckiego, gen. Emila Fieldorfa czy płk. Łukasza Cieplińskiego i wielu innych naszych narodowych bohaterów. Musimy przeciw temu protestować, tak jak przeciw skromnemu upamiętnieniu narzucanemu przez urzędników III RP – panteonikowi ministra Kunerta.

Fundacja „Łączka” od momentu powstania w grudniu 2013 roku walczy to, aby najpierw przeprowadzić ekshumacje wszystkich Żołnierzy Wyklętych/Niezłomnych, a dopiero potem pochować zidentyfikowanych w wielkim Panteonie Bohaterów Narodowych. Tymczasem rządząca monopartia i jej ludzie robią wszystko na odwrót: najpierw upamiętnienie, potem (jeśli oczywiście się uda, bo na drodze pojawiają się wciąż przeszkody formalne, utrudnienia prawne itp., itd.) ekshumacje.

REKLAMA

Nowelizacje Komorowskiego

Pierwsza sprawa to nowelizacje ustaw zaproponowane przez Bronisława Komorowskiego. Prezydent i jego ludzie stwierdzili bowiem, że aby jakiekolwiek prace na „Łączce” w ogóle mogły się odbyć, potrzebna jest zmiana prawa w Polsce. Przygotowali projekty trzech odpowiednich ustaw – o grobach, cmentarzach i IPN – i skierowali je do Sejmu. Tu zostały uchwalone głosami PO. Wobec przegranej Komorowskiego mieliśmy jednak nadzieję, że sprawa umarła śmiercią naturalną. Tymczasem Platforma nie odpuściła – w czerwcu przegłosowała prezydenckie nowelizacje również w Senacie.

Tak więc parlament przyjął wątpliwe przepisy, które zaczęły już obowiązywać. Mało kto zdaje sobie bowiem sprawę – szczególnie wobec propagandy sukcesu Pałacu Prezydenckiego – że w tych przepisach kryje się pułapka. Nie tylko nie przyspieszają one ekshumacji naszych Żołnierzy Wyklętych/Niezłomnych, ale wręcz je uniemożliwiają. Sprawiają, że wydobycie polskich bohaterów z bezimiennych dołów śmierci może się nie odbyć nie tylko przez najbliższe lata, ale w ogóle. Oznacza to, że tacy wielcy Polacy jak rotmistrz Witold Pilecki czy gen. Emil Fieldorf na zawsze pozostaną gdzieś pod ziemią, że nigdy nie zostaną pochowani we własnych grobach.

Prezydenckie projekty uzależniają bowiem wydobycie szczątków naszych zamordowanych przez komunę żołnierzy od zgody rodzin ludzi pochowanych w grobach nad nimi. A w dużej mierze są to rodziny komunistycznych funkcjonariuszy, w tym członków stalinowskiego aparatu represji, którzy mordowali polskich niepodległościowców. To tzw. rodziny resortowe i ich resortowe groby. I tak na „Łączce” kaci leżą nad swoimi ofiarami. Krwawy stalinowski sędzia Roman Kryże, a pod nim w dole jedna z jego ofiar – rtm Pilecki. Bo ten dyspozycyjny wobec komunistów morderca sądowy zatwierdził wyrok śmierci wobec ochotnika do Auschwitz.

Nielegalne groby

Nie wszyscy wiedzą, skąd te groby „na górze” się wzięły. Wymyślił je podczas nocy stanu wojennego, w 1982 roku, Wojciech Jaruzelski. Czerwony dyktator stwierdził wówczas: moi koledzy komuniści zamordowali tych polskich „bandytów” i „faszystów”, potem wrzucili ich do bezimiennych dołów, ale to może nie wystarczyć, żeby ci ludzie na zawsze tam pozostali. Zwłaszcza że są rodziny, które domagają się powrotu szczątków swoich bliskich, np. Maria Fieldorf, która poszła do Jaruzelskiego, prosząc o pomoc w odnalezieniu miejsca pogrzebania gen. „Nila”. I ten zdrajca polskiej sprawy, przywódca związku przestępczego o charakterze zbrojnym – jak szefa WRON-y określił nawet sąd III RP – choć znał to miejsce, nie pomógł. Przyczynił się jedynie do postawienia na Powązkach Wojskowych symbolicznego nagrobka Fieldorfowi.

Spodziewając się kolejnych podobnych wizyt, Jaruzelski wpadł na diabelski pomysł: na dołach śmierci postawimy groby. Groby nielegalne, bo powstały z pogwałceniem nawet komunistycznego prawa. I tak „na górze” „Łączki” (dzisiejsze kwatery „Ł” i „Ł II”) powstało ich w sumie ok. 200. I jeżeli dzisiejsi politycy i urzędnicy – z Bronisławem Komorowskim na czele – uważają, że bez zmiany prawa nie można podjąć szczątków polskich bohaterów, to znaczy, że respektują decyzję Jaruzelskiego, legalizują ją. Tymczasem była ona celowym, barbarzyńskim zacieraniem śladów zbrodni. Jaruzelski dobrze wiedział, co działo się na „Łączce”, i urządził tam kwatery cmentarne nie dlatego, że w Warszawie zabrakło miejsca na pochówki, tylko dlatego, że chciał na zawsze wymazać zbrodnię i jej ofiary z pamięci potomnych. I za to Jaruzelski w normalnym państwie też odpowiedziałby karnie.

Ofiary Wolińskiej i Michnika

Rodziny komunistów pochowanych na górze „Łączki” (choć leżą tam również porządni ludzie) zapewne myślą tak: nie po to nasi ojcowie pozbywali się tych „bandytów”, żebyśmy my, ich dzieci, mieli się teraz zgadzać na ekshumowanie tych szczątków. Oni nadal są strażnikami tego miejsca. To tragiczny finał komunistycznego mordu: stalinowskie bestie – wyrywający paznokcie śledczy, krzywoprzysiężni sędziowie i prokuratorzy, którzy wydawali drakońskie wyroki, z karą śmierci włącznie – nawet po śmierci pilnują, żeby ich ofiary nie zostały wydobyte, żeby nie wróciły do nas. Ofiary wspomnianego Kryżego, a także jego kolegów, innych słynnych oprawców, jak stalinowska prokurator wojskowa Helena Wolińska czy kolejny morderca sądowy Stefan Michnik.

„Przecież sądy są niezawisłe”

W projekcie Komorowskiego proces ekshumacji bohaterów został uzależniony nie tylko od woli najbliższej rodziny ludzi pochowanych w grobach ponad ich szczątkami, ale wszystkich żyjących krewnych! I co prawda wojewoda (bo w jego gestii są te sprawy) – po nieudanych negocjacjach z nimi – będzie mógł ostatecznie wydać decyzję o przeniesieniu grobu, ale rodziny zapewne zaskarżą ją w trybie administracyjnym. Taka procedura – jak ocenił prawnik Fundacji „Łączka” – może zablokować prace na pięć do siedmiu lat. Czyli w tym czasie żadne ekshumacje na dawnym polu więziennym (dzisiejsze kwatery „Ł” i „Ł II”) nie będą prowadzone. Po programie Jana Pospieszalskiego „Bliżej” dotyczącym „Łączki” spytałem Tomasza Nałęcza, jaką daje gwarancję, że sądy – po spodziewanych odwołaniach komunistycznych rodzin – wydadzą decyzje o ekshumacji bohaterów. Doradca prezydenta odpowiedział, że przecież nie ma wpływu na sądy, bo one są niezawisłe.

Znając specyfikę i obsadę sądów III RP, które są zdominowane przez byłych komunistów, resortowych sędziów albo ich potomków i kolegów, można się spodziewać, że ci sędziowie podejmą decyzję zgodną z interesami rodzin „z góry”, a nie służącą oddaniu czci naszym wyklętym bohaterom, których to środowisko wszelkimi metodami zwalczało.

Podczas dyskusji w Sejmie autor prezydenckiej nowelizacji Krzysztof Hubert Łaszkiewicz widział możliwość rozwiązania problemu w tym… że rodziny „z góry” „Łączki” nie zorientują się, że groby ich bliskich będą przenoszone. Czy to nie absurd? Takie podejście obnażyło prawdziwe intencje prezydenckiej kancelarii – udawanie, że chce się rozwiązać problem.

Śledztwo prokuratorskie IPN

Co zatem zrobić, aby wydobyć naszych bohaterów z dołów na „Łączce”? Należałoby wrócić do zarzuconego przez Instytut Pamięci Narodowej śledztwa prokuratorskiego. Nie szczątkowego, jakie ma miejsce dziś, ale pełnego, które doprowadzi do dokończenia ekshumacji.

Przecież IPN został powołany do tego, by badać i ścigać zbrodnie komunistyczne. To nie tylko prawo, ale i obowiązek Instytutu. A czym jest „Łączka”, jeśli nie miejscem popełnienia takiej komunistycznej zbrodni? Pierwszy jej etap to strzał w tył głowy na Rakowieckiej, drugi i ostatni – to właśnie zrzucenie zamordowanych bohaterów do bezimiennych dołów śmierci na Powązkach.

Jak takie śledztwo wygląda w praktyce? Prokurator wchodzi na teren „Łączki”, ogradza cały teren i dokonuje wszelkich czynności koniecznych do wydobycia naszych Niezłomnych z ziemi. Nie pytając nikogo o zgodę, może przenieść groby, które utrudniają mu pracę.

Po to właśnie wydzielono pion śledczy IPN – Główną Komisję Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu – by dać prokuratorom odpowiednie uprawnienia i odciążyć prokuratury powszechne. Niestety, z jakichś powodów to śledztwo Instytutu się nie odbyło, a sprawa trafiła do kancelarii Komorowskiego, czego efektem są wspomniane na wstępie ustawy.

Duda sprzymierzeńcem

Wybory prezydenckie wygrał jednak Andrzej Duda. I z nim wiążemy nadzieje na przeprowadzenie trzeciego etapu ekshumacji na „Łączce” i budowy tam wielkiego narodowego panteonu.

Dlaczego? Andrzej Duda publicznie deklarował, że jeśli zostanie prezydentem, wszyscy bohaterowie zostaną ekshumowani, a pierwszym miejscem, które odwiedził po wygranych wyborach, była właśnie tablica upamiętniająca ofiary systemu komunistycznego przy ul. Rakowieckiej. Prezydent-elekt uczynił to 25 maja, w 67 rocznicę zamordowania w tej ubeckiej katowni rotmistrza Witolda Pileckiego. – Mam nadzieję, że Polska odnajdzie doczesne szczątki płk. Pileckiego i będzie mogła go pochować z godnością, na jaką zasłużył – powiedział Duda.

Liczymy, że przychylność nowego prezydenta sprawi, iż kierownictwo IPN przekona się, że to, co wydawało się niemożliwe, stanie się możliwe. I przeprowadzi wspomniane śledztwo prokuratorskie od początku do końca – do wydobycia z ziemi wszystkich naszych bohaterów. Druga opcja to prezydencka inicjatywa ustawodawcza – uznając, że „Łączka” jest miejscem szczególnym, głowa państwa proponuje szczególne przepisy dotyczące wydobycia szczątków osób tam spoczywających. Bo to nasi narodowi bohaterowie, którym należy się szczególny szacunek. Bo to sprawa wagi państwowej. To są ludzie, którzy zostali uhonorowani przez śp. prezydenta prof. Lecha Kaczyńskiego ustanowieniem Narodowego Dnia Pamięci Żołnierzy Wyklętych.

Plagiat krematorium

Kolejny problem to budowane na „Łączce” upamiętnienie. Zawiaduje tym nie IPN, tylko Rada Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, kierowana przez Andrzeja Krzysztofa Kunerta. I znowu – podobnie jak w wypadku prezydenckich nowelizacji – wprowadza się ludzi w błąd.

Fundacja „Łączka” od ponad roku apelowała do szefa ROPWiM o godne upamiętnienie bohaterów, jednak nasze listy, prośby i skargi pozostawały bez odzewu. Przede wszystkim domagaliśmy się dopuszczenia do konkursu na pomnik rodzin zamordowanych, które zadeklarowały, że chcą pochować swoich bliskich na „Łączce”. Ale Andrzej Kunert pozostał impregnowany. Konkurs przeprowadził w niewiele ponad dwa miesiące, co skończyło się plagiatem (zwycięska praca łudząco przypominała projekt krematorium pod Sztokholmem) i koniecznością wyłaniania laureata jeszcze raz.

Od początku konkurs był obarczony poważnym błędem: żadnego upamiętnienia nie przewidziano w kwaterze „Ł II”. Zakładał tym samym, że ok. 100 naszych żołnierzy pozostanie w bezimiennych dołach śmierci, pod grobami swoich oprawców.

Bohaterowie nadal bez grobów

I tak po rozstrzygnięciu w końcu konkursu rozpoczęła się budowa. Dotyczy ona tylko fragmentu dawnego pola więziennego, tej części „Łączki”, na której nie ma grobów. To miejsce, z którego udało się wydobyć i zidentyfikować szczątki np. Zygmunta Szendzielarza „Łupaszki”, Hieronima Dekutowskiego „Zapory” czy Stanisława Kasznicy. Teren ten ma wymiary 18 na 18 metrów. Czy ktoś widział wielkie upamiętnienie na takim skrawku ziemi? Dlatego zamiast obiecanego nam Panteonu Bohaterów Narodowych, powstaje tam panteonik ministra Kunerta.

Szef ROPWiM, rozpisując konkurs tylko na fragment „Łączki”, najwyraźniej założył, że te groby z pozostałej jej części nie zostaną nigdy przeniesione. Czyli wszyscy bohaterowie – dziś i w przyszłości zidentyfikowani – mają być stłoczeni na wspomnianej niewielkiej powierzchni. Będą chowani w kolumbarium, pionowo, jeden nad drugim (do dołów śmierci też byli w ten sposób zrzucani), a więc nadal nie będą mieli grobów. Tak więc podstawowy postulat i marzenie rodzin, aby po tylu latach PRL-u i III RP każdy spoczął w oddzielnym grobie, nie zostaną spełnione.

Liczyliśmy na to, że wobec porażki wyborczej Bronisława Komorowskiego konkurs ministra Kunerta nie zostanie zrealizowany. Mimo protestów „łączkowych” rodzin szef ROPWiM jednak nie odpuścił. Jeden z dokumentów Rady przesądza o tym, że prace nie zostaną przerwane: „Panteon-Mauzoleum, mieszczący szczątki ofiar reżimu komunistycznego z lat 1945-1956, wybudowany ze środków Rzeczypospolitej Polskiej staraniem Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, został odsłonięty i poświęcony 27 września 2015 r.”. Miejmy nadzieję, że jednak do tego nie dojdzie. Że taka polityka faktów dokonanych poniesie fiasko. W końcu że zrealizowane zostaną kolejne deklaracje Andrzeja Dudy, by wszyscy wydobyci z dołów śmierci zostali pochowani w wielkim narodowym panteonie.

40 w panteoniku, 100 w dołach śmierci

Jak by tego było mało, 27 września br. w gotowym panteoniku ma się odbyć uroczysty państwowy pogrzeb Żołnierzy Wyklętych/Niezłomnych z „Łączki”. Miał w nim uczestniczyć Bronisław Komorowski, a termin ten został już przesunięty o rok w stosunku do pierwotnych deklaracji prezydenta. Ponieważ kandydat Platformy wybory przegrał, wydawało się, że ta uroczystość też się nie odbędzie. Bo w obecnym stanie rzeczy nie możemy się na nią zgodzić. Ten pogrzeb musi bowiem dotyczyć wszystkich naszych zamordowanych bohaterów, a nie tylko części z nich – tych do tej pory ekshumowanych i zidentyfikowanych. Stąd pytanie do obecnych władz państwowych brzmi: kogo wy tam chcecie 27 września pochować? Przecież do dziś zidentyfikowanych jest 40 osób na ok. 200 wydobytych z tych bezimiennych dołów śmierci. Do września może nam przybyć kolejnych kilka nazwisk. A pozostała setka? Czy oni w ziemi mają pozostać na zawsze? Bez pochówku i grobów?

Lista Kunerta

Poza tym zaproponowany panteonik, określany w oficjalnych dokumentach wymiennie terminem „mauzoleum”, ma uczcić pamięć ofiar zbrodni komunistycznych. A przecież ofiary komunistów to też zamordowani w stanie wojennym, wyeliminowani w ramach operacji polskiej NKWD w 1938 roku, a nawet tacy komuniści jak Gomułka czy Spychalski, więzieni w ramach walk frakcyjnych między czerwonymi. Tym samym – stosując nieprecyzyjne, rozmywające sprawę nazewnictwo – odarto to wyjątkowe miejsce, jakim jest warszawska „Łączka”, z jej konkretnego, historycznego kontekstu. Tu w latach 1948-1956 zostały zrzucone potajemnie do dołów i ukryte szczątki konkretnych osób – naszych wybitnych żołnierzy i dowódców, a także nastawionych antykomunistycznie obywateli II Rzeczypospolitej różnych opcji.
Ów relatywizm i poprawność polityczna zapewne doprowadziły ROPWiM do opublikowania na swojej oficjalnej stronie listy „osób na elewację Panteonu”.

Obok polskich bohaterów znaleźli się tam też zbrodniarze ukraińscy (jak Mirosław Onyszkiewicz, działacz OUN, pułkownik UPA, główny dowódca band ukraińskich nacjonalistów na terenie Polski – palił polskie wsie dokonując masowych mordów na polskiej ludności, w tym dzieciach), niemieccy (jak Walter Mellentin) i więźniowie kryminalni (jak Jerzy Paramonow – powojenny seryjny przestępca i morderca). To lista – jak stwierdził minister Kunert – „po wstępnej selekcji”. Oczekujemy, że dokładniejsza selekcja wyeliminuje z niej różnej maści morderców i że nie zostaną oni upamiętnieni razem z naszymi bohaterami.

Wstrzymać prace

Ale przede wszystkim panteonik Kunerta to dzielenie Żołnierzy Wyklętych/Niezłomnych. Dzielenie na tych, którzy mieli szczęście i zostali ekshumowani i zidentyfikowani, oraz tych, którzy tego szczęścia nie mieli. Dzielenie i skłócanie ich rodzin. Na to nie ma naszej zgody. Na żaden państwowy pogrzeb, dopóki wszyscy nasi bohaterowie nie zostaną wydobyci z „Łączki”. Wszyscy, co do jednego. „Nie spoczniemy, dopóki ostatni Żołnierz Wyklęty nie zostanie wyjęty z dołów śmierci” – powtarzamy za prof. Krzysztofem Szwagrzykiem. Czyli najpierw dokończmy ekshumacje, a potem pochowajmy zidentyfikowanych w wielkim Panteonie Bohaterów Narodowych – na wzór Cmentarza Orląt Lwowskich.

W ubiegłym tygodniu pojawiło się światełko w tunelu. Fundacja „Łączka” otrzymała wsparcie od posłów. Podzielając naszą argumentację, Parlamentarny Zespół Tradycji i Pamięci Żołnierzy Wyklętych zaapelował do ministra Kunerta o wstrzymanie prac nad panteonikiem.

REKLAMA