Służba zdrowia według PiS

REKLAMA

Prawo i Sprawiedliwość ogłasza, że po dojściu do władzy zlikwiduje Narodowy Fundusz Zdrowia, ale nie po to, by wprowadzić rynkową konkurencję, lecz by pieniądze na służbę zdrowia były wydawane bezpośrednio z budżetu państwa.

Beata Szydło, posłanka i wiceprezes PiS oraz kandydatka tej partii na premiera, głosi typowo socjalistyczne hasła o „dostępie do bezpłatnej służby zdrowia dla pacjentów” oraz nie zgadza się na prywatyzację szpitali. – Państwo musi wziąć odpowiedzialność za zdrowie Polaków. Stanąć po stronie pacjentów i pracowników służby zdrowia – powiedziała Szydło.

REKLAMA

Służba zdrowia wg PO

Aktualny stan polskiej służby zdrowia za rządów PO-PSL nie jest zbyt ciekawy. Jak informuje „Rzeczpospolita”, wg raportu Fundacji Watch Health Care, która od pięciu lat monitoruje polską służbę zdrowia, w 2014 roku aż o tydzień wydłużył się średni czas oczekiwania w kolejkach do lekarzy w stosunku do roku 2013. W efekcie na podstawowe, gwarantowane świadczenia zdrowotne Polacy oczekują obecnie średnio 2,9 miesiąca.

Najdłużej czekają w kolejce do państwowego ortopedy – aż 17 miesięcy. Rekord zanotowano w Gliwicach, gdzie na wykonanie endoprotezoplastyki pacjent miał czekać… 126 miesięcy. Nie lepiej wyglądają odczucia Polaków na temat publicznej służby zdrowia. Z badań opublikowanych przez „Dziennik Gazetę Prawną” wynika, że aż 64 procent osób pytanych w sondażu miało w ostatnim roku trudności z dostępem do świadczeń medycznych w ramach NFZ. Wśród powodów trudności 95 procent badanych pacjentów wymieniło długie kolejki, ale także trudny dostęp do badań diagnostycznych, rehabilitacji, lekarza podstawowej opieki zdrowotnej i do specjalistów. Jakby bałaganu było mało, politycy opozycyjni zastanawiają się, czy pośpiech rządu PO-PSL w sprawie wprowadzenia Karty Ubezpieczenia Zdrowotnego (co zaplanowano na styczeń 2016 roku) nie jest spowodowany realizowaniem jakiegoś przekrętu na dużą skalę.

Według raportu Najwyższej Izby Kontroli z 2012 roku, publiczna służba zdrowia to jeden z najgorzej wypadających w kontrolach sektorów działalności państwa. Z raportu Izby wynika, że co trzeci szpital nie wykorzystywał odpowiednio sprzętu zakupionego dzięki unijnym dotacjom. W rezultacie często nowoczesne i specjalistyczne urządzenia, których brakowało w niektórych placówkach medycznych, przez wiele miesięcy stały nieużywane w innych. Ponadto NFZ nie sprawdza odpowiednio często jakości usług medycznych, za które płaci. Ośrodki podstawowej opieki zdrowotnej są kontrolowane raz na… 24 lata. „NFZ łamie w ten sposób własne regulacje oraz naraża zdrowie pacjentów. Jakość i dostępność świadczeń medycznych w Polsce pozostaje praktycznie poza kontrolą” – stwierdza sprawozdanie NIK.

„Wszystkie wskaźniki odnoszące się do skuteczności służby zdrowia pogarszają się. Trwa likwidacja oddziałów szpitalnych i innych placówek, wydłużają się kolejki do specjalistów, brakuje środków na finansowanie zabiegów, a nawet lekarstw ratujących życie. Nierówności społeczne związane z dostępnością do leczenia narastają, a chorzy, którzy mają jakiekolwiek pieniądze, często decydują się na korzystanie z usług odpłatnych” – czytamy w Programie PiS 2014. „Rządy Tuska doprowadziły nie tylko do jej [służby zdrowia – T.C.] finansowej zapaści, ale także do całkowitej destrukcji systemu opieki zdrowotnej. Rosną długi szpitali. Wymuszana obietnicami częściowego oddłużenia szpitali samorządowych komercjalizacja eliminuje z systemu kolejne placówki szpitalne, które później często trafiają do prywatnych właścicieli zainteresowanych zyskiem” – dodają autorzy programu PiS. Jednak PiS w swoim programie wydaje się krytykować także coś, czego rządy PO-PSL nie robią, a mianowicie fakt, że „służba zdrowia powinna być prywatna i płatna”, oraz to, że rzekomo „polityka, która jest prowadzona w służbie zdrowia, zmusza do komercjalizacji szpitali, co jest drogą do ich prywatyzacji”. Z drugiej strony PiS słusznie potępia fakt, że aktualny system ochrony zdrowia umożliwia działania korupcyjne na wielką skalę. Jednak z pewnością lekiem na to całe zło nie jest to, co proponuje partia Jarosława Kaczyńskiego. W swoim programie PiS otwarcie pisze: „Odrzucamy twierdzenie, że mechanizmy rynkowe mogą być podstawą funkcjonowania głównej części systemu, a zdrowie to taki towar jak każdy inny”. Nie wróży to nic dobrego.

Reforma wg PiS

Jako receptę PiS proponuje dalsze utrzymanie centralnego planowania w służbie zdrowia, a zmienić ma się tylko dysponent pieniędzy ze składek zdrowotnych, które miałyby być dystrybuowane nie przez NFZ, lecz za pomocą wora bez dna o nazwie budżet państwa. Plan finansowania świadczeń zdrowotnych wraz z planem podziału środków na poszczególne województwa miałoby przygotowywać Ministerstwo Zdrowia, a na poziomie województw za finansowanie świadczeń mieliby odpowiadać wojewodowie, którzy mieliby kontraktować świadczenia w instytucjach systemu i rozliczać ich wykonanie. „Ustalony w ustawie budżetowej poziom finansowania opieki zdrowotnej na dany rok budżetowy będzie podzielony na część przekazaną dyspozycji wojewodów (na zapewnienie zaspokojenia potrzeb zdrowotnych mieszkańców województwa) i drugą cześć do dyspozycji Ministra Zdrowia na zadania mające charakter ogólnopolski, w szczególności na finansowanie świadczeń wysokospecjalistycznych charakteryzujących się ograniczoną liczbą czy też poziomem konieczności zastosowania wyrafinowanej najnowszej technologii medycznej – a wiec kosztownych. Obok tego z tych środków finansowane byłoby szkolnictwo medyczne oraz fundusz wyrównawczy, który zapewniałby możliwość elastycznego i płynnego finansowania sytuacji nadzwyczajnych. Tak więc Minister Zdrowia i wojewodowie byliby odpowiedzialni za jakość i sprawność opieki zdrowotnej, a Sejm za kontrolę celowości ponoszonych wydatków” – mówił w swoim wystąpieniu podczas lipcowej konwencji programowej PiS i Zjednoczonej Prawicy w Katowicach Bolesław Piecha, eurodeputowany PiS, były sekretarz stanu w Ministerstwie Zdrowia.

PiS chce zwiększyć nakłady na publiczną służbę zdrowia, a także utworzyć Fundusz Budowy, Modernizacji i Utrzymania Publicznych Zakładów Opieki Zdrowotnej, który wspomagałby samorządy oraz państwowe podmioty w budowie nowych obiektów oraz utrzymaniu, przekształcaniu i modernizacji istniejących. Partia zastrzega, że nie zostanie zamknięty żaden szpital (czyli nawet w sytuacji bankructwa), oraz obiecuje, że nie dopuści do dalszej komercjalizacji i prywatyzacji szpitali i ratownictwa medycznego. Jakby tego było mało, PiS chce stworzyć „mechanizm pozwalający odejść już skomercjalizowanym czy sprywatyzowanym jednostkom od szkodliwej formuły spółek prawa handlowego w podmioty działające w formule prawnej nie dla zysku”. Ponadto „ważnym zadaniem będzie więc powstrzymanie chaotycznej, dzikiej prywatyzacji w ochronie zdrowia (wymuszanej na samorządach obietnicami częściowego oddłużenia tworzonych spółek)”. A to przecież właśnie te sprywatyzowane i skomercjalizowane szpitale znacznie lepiej funkcjonują niż państwowe – choćby dlatego, że działają na zasadach rynkowych, a także mają możliwość pozyskania środków finansowych od prywatnych inwestorów. Właśnie ta oddolna – ze strony samorządów – komercjalizacja i prywatyzacja szpitali przyniosła pozytywne rezultaty.

Ciekawy głos w tej sprawie można było ostatnio usłyszeć w Kalifornii. Z raportu opublikowanego w magazynie „Health Affairs” wynika, że tamtejsze szpitale działające nie dla zysku, które aby oferować „darmową” opiekę zdrowotną dla osób najuboższych, otrzymują ulgi podatkowe w wysokości 24 mld dolarów rocznie, wcale nie oferują więcej tego typu usług niż placówki medyczne działające dla zysku. Na pokrycie nieopłaconych rachunków medycznych pacjentów zarówno szpitale działające nie dla zysku, jak i te działające dla zysku, które nie mają ulg podatkowych, płaciły mniej niż 5 procent kosztów operacyjnych. – Można by się spodziewać, że szpitale niedziałające dla zysku przysporzą społeczeństwu więcej korzyści i zaoferują więcej darmowej opieki medycznej, ale jak widać, jest inaczej – skomentowała dr Renee Hsia, profesor medycyny na Uniwersytecie Kalifornijskim w San Francisco.

Jak psuć system

Nawet jeśli służba zdrowia miałaby nadal być finansowana z pieniędzy podatników, to tylko zdrowa konkurencja rynkowa i prywatyzacja szpitali może poprawić sytuację w branży, a temu ostro sprzeciwiają się politycy PiS, bojąc się rynku i prywatnej własności jak diabeł święconej wody. Niestety mit „darmowości” nadal tkwi mocno w głowach polityków PiS. Tymczasem – jak widomo – nie ma ani darmowego obiadu, ani darmowego leczenia. Krokiem w dobrym kierunku – w stronę konkurencji rynkowej (choć podmiotów publicznych) – było utworzenie za rządów prof. Jerzego Buzka kas chorych. Ale zamiast kolejnego kroku w tym samym kierunku, czyli całkowitego rozmontowania państwowego monopolu i zgody na tworzenie prywatnych kas chorych, które mogłyby na tych samych zasadach konkurować o pieniądze podatnika co te państwowe (i wtedy rynek pokazałby, kto jest skuteczniejszy), wkrótce zrobiono krok wstecz. W 2003 roku zwyciężyła fatalna koncepcja forsowana przez Mariusza Łapińskiego, ministra zdrowia z SLD, scentralizowania wydatków na służbę zdrowia poprzez likwidację kas chorych i powołanie w ich miejsce monopolistycznego Narodowego Funduszu Zdrowia.

Drugim dobrym rozwiązaniem w służbie zdrowia, które sprawdziło się, było wprowadzenie w województwie śląskim w 2001 roku przez Andrzeja Sośnierza, ówczesnego dyrektora Śląskiej Kasy Chorych, systemu kart chipowych dla pacjentów, które były podstawowym narzędziem kontroli wydawania pieniędzy, w tym także znacznie ograniczały możliwość korupcji. Niestety Warszawa, zamiast rozszerzyć go na cały kraj, stopniowo go demontowała. Tymczasem problemem polskiej służby zdrowia nie jest brak pieniędzy, lecz właśnie brak odpowiedniego systemu nadzoru, co powoduje szereg nieprawidłowości w finansowanej przez podatników publicznej służbie zdrowia. Pieniądze są, tylko uciekają przez palce medycznych biurokratów. Ponadto – jak słusznie zauważa Łukasz Jasiński, doktorant na Wydziale Ekonomicznym Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie i zwolennik Austriackiej Szkoły Ekonomii – „należy także zwrócić uwagę, że wysokie koszty za usługi medyczne nie są »dziełem« rynku, ale efektem ogromnej liczby regulacji państwowych znacznie ograniczających lub uniemożliwiających jednostkom swobodny wybór (np. obowiązkowe ubezpieczenia społeczne pozbawiające ludzi znacznej części dochodów, które mogliby przeznaczyć na określone usługi medyczne)”. Efekt jest taki, że zadłużenie służby zdrowia rośnie. PiS co prawda chce wprowadzić Kartę Zdrowia dla każdego Polaka, która ma ułatwić przepływ i dostęp do informacji, ale tak naprawdę nie wiadomo, jak miałoby to wyglądać i czy rozwiązałoby problem.

Przedstawionymi przez PiS działaniami nie poprawi się działania państwowej służby zdrowia ani dostępu pacjentów do świadczeń medycznych. Jedyne, co brzmi sensownie w programie PiS odnośnie służby zdrowia, to zdanie, że „dokumentacja medyczna zostanie uproszczona i ujednolicona”, ale też nie wiadomo, czy zostanie to zrealizowane. Na pewno zrealizowane zostanie za to co innego. Jednak nie w Polsce, lecz w Państwie Środka – i także nie jest to kierunek rynkowy, a zwrot w stronę państwa opiekuńczego, które tak forsuje PiS nie tylko w służbie zdrowia. Mianowicie, jak ogłosił chiński rząd, do końca tego roku mają wejść w życie przepisy, które stworzą system powszechnego ubezpieczenia zdrowotnego dla wszystkich mieszkańców Chin, mający pokrywać koszty leczenia najpowszechniejszych chorób. Ciekawe, ile lat będziemy musieli czekać na upadek tego systemu.

REKLAMA