Pod naporem imigrantów „Wspólnota Europejska” pęka i dzieli się

REKLAMA

Wydaje się, że władze Unii Europejskiej, Niemiec i innych państw UE już utraciły kontrolę nad ciągle rosnącym napływem imigrantów. A pod ciężarem problemów z tym związanych „Wspólnota Europejska” pęka i dzieli się w tej kwestii na co najmniej trzy różne grupy państw i interesów.

Minęły kolejne tygodnie wielkiego tegorocznego napływu do Europy setek tysięcy nielegalnych imigrantów „zasiłkowych” z Afryki i Azji, a także tych z Albanii, Kosowa, Bośni czy Serbii. A tegoroczna liczba wojennych uchodźców z Syrii, Iraku, Afganistanu i paru krajów Afryki, którzy dotarli do granic UE, przekroczyła już poziom 200 tysięcy. Tymczasem władze UE, Francji, Niemiec, Włoch i innych państw nadal nie czynią nic skutecznego, aby ten wielki napływ imigrantów (przynajmniej tych „zasiłkowych”) powstrzymać lub znacznie ograniczyć.

REKLAMA

Nic nie słychać o jakimś systematycznym zawracaniu czy powstrzymywaniu statków, łodzi czy ciężarówek przemytników ludzi, o wzmocnionym i skutecznym pilnowaniu granic Grecji, Włoch czy Austrii przez straż graniczną i żołnierzy. Nie słychać też – z wyjątkiem planów rządu Danii – o jakiejś większej redukcji lub zniesieniu hojnych zasiłków wypłacanych imigrantom i azylantom w kilkunastu zachodnich i północnych krajach UE. Ciekawe, co postanowią w tych sprawach ministrowie spraw wewnętrznych państw Unii na swoim specjalnym zebraniu 14 września. Jeżeli od razu nie podejmą jakichś rozsądnych i stanowczych kroków w tej dziedzinie, to zalew cudzoziemców w Europie będzie nadal rósł. A zapewne nie podejmą – bo 3 września wprowadzenie systemu obowiązkowego podziału dziesiątków tysięcy uchodźców pomiędzy wszystkie kraje Unii przedłożyli do akceptacji unijnych władz w Brukseli prezydent François Hollande i kanclerz Angela Merkel.

Ten projekt ma zostać rozpatrzony właśnie na tym spotkaniu ministrów, więc być może ograniczy podjęcie innych ważnych decyzji.

Zamiast podjęcia stanowczych kroków powstrzymujących fale imigrantów – przynajmniej tych „zasiłkowych” z krajów bałkańskich i innych nieogarniętych wojnami czy „demokratycznymi wiosnami” – lewicowi funkcjonariusze i politycy UE próbują zmusić kraje Europy, w tym Polskę, Węgry czy Słowację, do przyjęcia w okresie najbliższych lat określonej, a dużej „kwoty” uchodźców. Wydaje się, że miał rację premier rządu małej Słowacji, Robert Fico, gdy ostatniego dnia sierpnia mocno krytykował politykę władz UE w tej kwestii. Fico zareagował na dość absurdalne zarzuty ministra spraw zagranicznych Francji Laurenta Fabiusa. Przedstawiciel socjalistycznych władz w Paryżu zganił w wypowiedzi dla francuskiego radia niektóre kraje Europy Wschodniej, w tym „zwłaszcza Węgry”, że nie akceptują tych uchodźców i „nie przestrzegają unijnych wartości”. A odmowę przyjmowania „obowiązkowych kwot” imigrantów (wyrażoną już w maju i czerwcu przez rządy kilku krajów Europy Środkowo-Wschodniej, w tym Słowacji i Węgier) minister Fabius nazwał „skandaliczną”. W związku z tym słowacki premier celnie przypomniał, że Słowacja nie brała udziału w bombardowaniach i destabilizowaniu takich państw jak Syria czy Libia, więc on odrzuca tę francuską krytykę.

Fico dodał, że europejska polityka imigracyjna faktycznie nie istnieje, a z ostatniego wiosennego „szczytu” UE poświęconego tej kwestii „pozostały tylko puste obietnice zatapiania łodzi przemytników i pilnowania zewnętrznych granic strefy Schengen”. Słowacki premier grzmiał (przy okazji obchodów rocznicy słowackiego powstania z 1944 r.): – Nie widzę zatapianych łodzi. Przeciwnie: widzę jeszcze więcej łodzi. Nie widzę straży na granicach obszaru Schengen. Przeciwnie: widzę kolejne dziesiątki i setki tysięcy ludzi swobodnie idących do Europy. Słowacki polityk skrytykował też to, że kiedy Grecja potrzebuje pieniędzy, to „szczyt UE w tej sprawie zbiera się w ciągu 24 godzin”. A w sprawie imigrantów i uchodźców „od kilku miesięcy nikt nie potrafi podjąć żadnych działań”.

Zdaje się, że ta słuszna krytyka słowackiego premiera nie spotkała się z jakąkolwiek racjonalną polemiką ze strony polityków czy komisarzy UE. Podobnie jak rozsądny apel młodego premiera rządu Serbii, przez którą od miesięcy przechodzą i przejeżdżają dziesiątki tysięcy uchodźców z Syrii i innych ogarniętych wojną krajów oraz jeszcze więcej imigrantów „zasiłkowych” z samych krajów bałkańskich – zmierzających do Węgier, Austrii, Niemiec, Danii i Szwecji. Premier Aleksander Vučić w wypowiedzi udzielonej dziennikowi „Frankfurter Allgemeine Zeitung” zaapelował do władz Niemiec (już 25 sierpnia), aby możliwie szybko i znacznie zredukowały zasiłki zachęcające tych imigrantów do przybywania do Republiki Federalnej. Bo w sumie te niemieckie zasiłkowe „zachęty” przewyższają przeciętne miesięczne zarobki w Serbii – wynoszące (według opinii premiera) ok. 400 euro. Vučić stwierdził, że „Niemcy powinny obniżyć te zasiłki i wypłaty do poziomu w sumie 200 euro – wówczas z Bałkanów do Niemiec przybywałoby od razu o około 80 proc. imigrantów mniej niż obecnie”. Słusznie. Richtig!

Kolejnym przykładem odmiennych w tych sprawach poglądów szefów rządów państw Europy Wschodniej (od poglądów ogromnej większości polityków z Europy Zachodniej) są opinie zaprezentowane 3 września przez premiera rządu Węgier Viktora Orbána. Na łamach „FAZ” obecną chaotyczną politykę imigracyjną władz Unii Europejskiej nazwał on „całkowicie błędną”. Bo „każdy europejski polityk, który imigrantom robi jakieś nadzieje na lepsze życie i zachęca ich do porzucenia domów i dobytku w ojczystym kraju, postępuje nieodpowiedzialnie”.

Premier Węgier ostrzegł w swoim artykule, że obecny kryzys związany z nielegalnymi przybyszami i uchodźcami może doprowadzić do „wybuchu w całej Europie”. Podkreślił, że w Europie mamy obecnie do czynienia nie z jakimś „problemem imigrantów”, lecz z groźbą „współczesnej wędrówki ludów”.
Jego zdaniem, konieczna jest przede wszystkim wzmocniona ochrona zewnętrznych granic Unii Europejskiej. „Dlatego tak ważny jest mur budowany przez Węgrów” (na granicy z Serbią). Orbán zaznaczył: „Nie robimy tego dla zabawy, lecz dlatego, że jest to konieczne”. Szef węgierskiego rządu uznał za „deprymujące”, że oprócz Hiszpanii i Węgier żaden inny kraj UE nie chce obecnie bronić europejskich granic i starać się, aby „ta powódź została powstrzymana”. Celnie też zauważył, że w kwestiach dotyczących imigrantów rządy państw i władze UE prowadzą politykę niezgodną z wolą większości ich obywateli.

REKLAMA