Tak działa mafia urzędnicza

REKLAMA

DSC_0972 — kopiaMoje artykuły w „Najwyższym Czasie!” (Kamienica pod Kafką oraz Urzędnicze marnotrawstwo) sprzed dwóch lat pomogły Jerzemu Seifertowi w walce z urzędniczą mafią. Jednak jego walka o sprawiedliwość i pełne odzyskanie własności nieruchomości nadal nie została zakończona.

Po czterech latach prowadzenia sprawy z pozwu powiatowego inspektora nadzoru budowlanego Sąd Rejonowy w Katowicach zawyrokował, że Jerzy Seifert jest niewinny w zakresie doprowadzenia swojej kamienicy do stanu nienadającego się do użytku, a jest wręcz odwrotnie. Według sądu winne są złe przepisy prawa w Polsce i katowiccy urzędnicy, którzy tego prawa przestrzegali. – Jeżeli złe prawo i urzędnicy doprowadzili do kamienicę do ruiny, to ja powinienem dostać za to odszkodowanie. Tymczasem państwo dodatkowo żąda ode mnie zwrotu pieniędzy (i podatków!) za wyburzenie kamienicy – mówi „Najwyższemu Czasowi!” Jerzy Seifert.

REKLAMA

Wyburzenie w zastępstwie

W czym problem? – Moją kamienicę wyburzano w zastępstwie. Żeby – jak się teraz okazuje – doprowadzić mnie do ruiny, urzędnicy wymyślili, by kamienicę wyburzyć na podstawie artykułu 69 Prawa budowlanego, który umożliwia rozebranie obiektu budowlanego w celu usunięcia niebezpieczeństwa dla ludzi lub mienia. Mnie jako właściciela nie informowano o etapach wyburzeń, które miały miejsce na przełomie 2013 i 2014 roku. Mimo że jestem stroną postępowania, zostałem wykluczony z podejmowania jakichkolwiek decyzji w tej sprawie – opowiada Seifert. Właściciela nie informowano, jaki jest zakres wyburzenia, kiedy zostanie zakończone, ile będzie kosztowało itp. Tymczasem firma, która realizowała rozbiórkę, wywiozła wszystkie materiały budowlane nadające się do powtórnego użytku, które następnie… zaginęły. Chodzi o nowo wstawione przez Seiferta okna, metalowe elementy budynku, a przede wszystkim belki stropowe. 12-metrowa belka stropowa kosztuje około 3 tysięcy złotych, a w całej kamienicy takich belek było ponad 300. Nawet gdyby uznać, że połowa była zniszczona, to 150 belek nadawało się do ponownego wykorzystania. Ich łączna wartość to 450 tysięcy złotych! – Belki zostały wywiezione i nielegalnie sprzedane przez firmę, która działała na zlecenie powiatowego inspektora nadzoru budowlanego – mówi Seifert, który zgłosił ich kradzież. Oficjalna wersja jest taka, że belki zostały skradzione ze składowiska. – Czyli ja odpowiadam za to, że komuś ukradli moje belki stropowe – oburza się Seifert. Prokurator po roku śledztwa sprawę umorzył. Jednak na wniosek Seiferta skarga została ponownie wszczęta i trwa już niemal dwa lata. – Prokurator tak przesłuchuje świadków, żeby naprowadzać ich na swój scenariusz sprawy, a nie na rozstrzygnięcie zgodnie z rzeczywistością. Ten, kto odpowiada zgodnie z rzeczywistością od razu jest – według prokuratora – stronniczy na korzyść Seiferta. Ale pozostali, którzy zeznają, jak chce prokurator, już stronniczy nie są – mówi kamienicznik.

Ciekawostką jest też to, że kamienicę zdecydowano się wyburzyć z powodu zagrożenia rzekomą wichurą, która miała być w Katowicach 6 grudnia 2013 roku, a której nie było. Jednak prace wyburzeniowe rozpoczęto… 27 grudnia na podstawie planów, które powstały… 28 grudnia, a umowę na prace z wykonawcą podpisano… 30 grudnia. Dziwne to bardzo praktyki urzędników.
Mimo że Piotr Uszok, były już prezydent Katowic, publicznie mówił, że kamienica zostanie wyburzona w całości, prace nagle wstrzymano. Na działce pozostawiono cegły, które dodatkowo zostały rozjechane i tym samym zniszczone przez ciężki sprzęt, żeby ubić teren. Następnego dnia Seifert otrzymał pismo od powiatowego inspektora nadzoru budowlanego, że ma to posprzątać i wywieźć we własnym zakresie w terminie siedmiu dni pod karą w wysokości 10 tysięcy złotych. Sam termin był absurdalny, bo żeby wywieźć 5 tysięcy ton gruzu, trzeba długo jeździć ciężkim sprzętem, a żeby jeździć ciężkim sprzętem, trzeba mieć na to zgodę od urzędników. Seifertowi udało się załatwić zgodę w ciągu paru dni. Ale w trakcie prac przyjechała policja, która… wstrzymała dalszy wywóz gruzu, twierdząc, że co prawda, Seifert ma zgodę na wywóz, ale nie ma zgody na… załadunek. Jednak okazało się, że nie ma takiego urzędu, który wydaje takie zgody i po dwóch dniach policja odstąpiła od tych szykan.

Po wywiezieniu gruzu wyszły na jaw jeszcze ciekawsze wątki. Powiatowy inspektor nadzoru budowlanego wybrał sobie inspektora budowlanego, który miał pilnować wyburzenia kamienicy. Inspektor ten zeznał przed prokuratorem, że gruz nie powinien być wywożony w ciągu siedmiu dni, bo po wyburzeniu tak dużej kamienicy nie można od razu usuwać go z gruntu, gdyż nastąpiłby ruch górotworu w górę, co mogłoby spowodować pęknięcia sąsiednich budynków. Dlatego gruz powinien być na miejscu przez trzy miesiące od rozbiórki. Inspektor oświadczył, że nakazanie wywiezienia przez Seiferta gruzu w ciągu siedmiu dni było nadużyciem prawa przez powiatowego inspektora nadzoru budowlanego. Gdyby doszło do pęknięć sąsiednich kamienic, to z mocy prawa odpowiadałby właściciel. Inspektor dodał, że ta decyzja była stworzeniem dużego niebezpieczeństwa i zagrożenia.

Byle utrudnić życie

Po wyburzeniu powiatowy inspektor nadzoru budowlanego wpisał się jako wierzyciel do księgi wieczystej i zażądał od Seiferta zwrotu ponad 240 tysięcy złotych za rozbiórkę kamienicy bez wywiezienia gruzu, co miało kosztować dodatkowe 140 tysięcy złotych. Tymczasem inna firma za niecałe 230 tysięcy złotych chciała wszystko zrobić łącznie z wywiezieniem gruzu i jeszcze w tej cenie otynkować odkryte ściany sąsiednich budynków. –Urzędnikom chodziło, żeby to było jak najdroższe – mówi Seifert. – Przede wszystkim powiatowy inspektor nadzoru budowlanego cały czas szukał takich firm, żeby wyburzenie było jak najdroższe. Chodziło o to, by wpis w hipotekę był jak najwyższy, dzięki czemu można by było zabrać nieruchomość. Oświadczył nawet w miejscowej prasie, że teraz państwo stało się współwłaścicielem nieruchomości! Powiatowy inspektor nadzoru budowlanego wybrał firmę o 150 tysięcy złotych droższą – podkreśla. Do tego okazało się, że przyjął rachunek – według Seiferta – niezgodny z prawem. Chodzi o to, że prace budowlane w budynkach mieszkalnych podlegają 8-procentowemu VAT-owi, a wystawiono rachunek z VAT-em 23-procentowym. Różnica wynosi niebagatelne 30 tysięcy złotych.

Prawo budowlane mówi, że wyburzenie nieruchomości w zastępstwie ma być wykonane w sposób jak najmniej uciążliwy dla właściciela. Więc jeśli powiatowy inspektor nadzoru budowlanego wybiera firmę droższą o 150 tysięcy złotych, to nie działa w interesie właściciela. – Inspektor bronił się, że wybrał firmę najlepszą, która ma zaplecze, odpowiednich pracowników, park maszyn itd. Jednak okazało się, że firma, którą wybrał… jest jednoosobowa i wszystko robi, podpisując umowy z podwykonawcami! – mówi Seifert. – Firma, którą ja proponowałem, bardzo chciała iść wszystkim na rękę, bo zależało jej na pozyskaniu materiałów budowlanych, gdyż nimi handlowała. Jednak powiatowy inspektor nadzoru budowlanego w ogóle wykluczył tę firmę z przetargu – dodaje.

W urzędzie skarbowym poinformowano Seiferta, że może do wierzyciela złożyć wniosek o rozłożenie płatności na raty. Powiatowy inspektor nadzoru budowlanego, mimo tego, że wpisał się jako wierzyciel i wystąpił o ściąganie tych pieniędzy, uznał, że nie jest kompetentny do podjęcia decyzji w sprawie ewentualnego rozłożenia długu na raty. Według niego osobą właściwą był wojewoda śląski. Jednak ten też uznał, że nie jest osobą właściwą i stwierdził, że jest nim prezydent Katowic jako starosta, bo dostał pieniądze od wojewody, które potem przekazał powiatowemu inspektorowi nadzoru budowlanego. Jednak prezydent Katowic także uznał, że nie jest właściwy i napisał, że właściwy jest… powiatowy inspektor nadzoru budowlanego. – Żeby przedłużyć sprawę, powiatowy inspektor nadzoru budowlanego wszedł w spór kompetencyjny z wojewodą śląskim i prezydentem Katowic i wysłał zapytanie prawne do Naczelnego Sądu Administracyjnego w Warszawie, gdzie to poleży co najmniej rok, a ja w tym czasie mam konto bankowe zablokowane – żali się Seifert. W tej sytuacji kamienicznik zwrócił się do powiatowego inspektora nadzoru budowlanego, by do czasu rozstrzygnięcia sprawy przez sąd, postępowanie zostało zawieszone. – Bo skoro trzy urzędy państwowe nie są w stanie rozstrzygnąć, kto ma kompetencje, to wypadałoby to zawiesić – uważa Seifert. Inspektor powiedział, że się nie zgadza, bo nie ma podstaw i poradził Seifertowi, by więcej go nie nachodził. – Tu działa pewna mafia urzędnicza. Jeden drugiemu podsyła tylko gorącego kartofla, który jest przerzucany tam i z powrotem. Moje wnioski chodzą po różnych urzędach, byle tylko przedłużyć sprawę i jej nie rozstrzygnąć – mówi Seifert. Ponieważ kamienicznik odwołał się z kolei do organów skarbowych, ściąganie z niego pieniędzy zostało wstrzymane. Jednak brat, który jest współwłaścicielem kamienicy i spółki cywilnej, popełnił błąd – nie podpisał się pod pismem i w efekcie w stosunku do niego nie wstrzymano egzekucji. Mimo tego, że Seifert ma wstrzymane postępowanie, to wszystkie pieniądze znikają ze wspólnego konta bankowego. Na dodatek urząd skarbowy, mimo że przepisy na to zezwalają, nie chce rozliczyć długu Seiferta ważnymi przedwojennymi obligacjami Skarbu Państwa, unikając odpowiedzi dlaczego tak robi.

Chcesz mieć kłopoty – zainwestuj w Polsce

Dlaczego Seifert sam nie wyburzył kamienicy? Otóż zgodnie z uchwałą rady miasta Katowice przed wyburzeniem kamienicy zażądano od niego na rzecz Miejskiego Zakładu Ulic i Mostów za zajęcie pasa drogowego podczas wyburzenia opłaty w wysokości 38 zł za metr kwadratowy dziennie. Czyli jeszcze przed przystąpieniem do rozbiórki Seifert miał zapłacić 274 tysiące złotych! To więcej niż kosztowało samo wyburzenie! Dla porównania opłata za zajęcie pasa ruchu drogowego na rynku w Katowicach dla restauracji, kawiarni czy lodziarni, która działa dla zysku wynosi 0,1 złotych za metr kwadratowy dziennie. Czyli jak ktoś zarabia, to płaci mniej, a jak jest zagrożenie życia – trzeba płacić kilkaset razy więcej! Seifert zwrócił się do prezydenta Uszoka z prośbą o zwolnienie z tej opłaty, skoro chodzi przecież o zapobiegnięcie niebezpieczeństwa utraty zdrowia i życia ludzi, czym groził zły stan kamienicy. Prezydent Katowic oświadczył jednak, że nie może zmienić uchwały rady miasta. Od Seiferta żądano także wyburzenia ręcznego kamienicy (kilkakrotnie droższego), co razem miało kosztować kamienicznika ponad milion złotych. Oświadczył, że takich pieniędzy w rok nie da się uzbierać. Kto zarabia 100 tysięcy złotych miesięcznie? Mimo to firma, która wyburzała kamienicę w zastępstwie, została przez prezydenta Katowic zwolniona z opłaty z zajęcie pasa ruchu drogowego. Czyli jednak dało się. Gdyby takie warunki otrzymał Seifert, kamienicę o wiele taniej wyburzyłby bez pomocy pieniędzy publicznych.

Przez 12 lat w kamienicy mieszkali za darmo mieszkańcy socjalni, czyli de facto Seifert utrzymywał obcych ludzi. Po cenach rynkowych za wynajem kamienicy Seifert dostawałby co najmniej 60 tysięcy złotych miesięcznie. Tego został pozbawiony, bo gmina ustaliła czynsz na poziomie 0,6-1,1 złotego od metra kwadratowego, który przez socjalnych lokatorów nie był płacony nawet w takiej wysokości. Gmina powinna podziękować kamienicznikowi na utrzymywanie tych mieszkań. Tymczasem Seifert postrzegany jest jako bandyta, bo walczy o swoją własność. W Ministerstwie Skarbu Państwa od siedmiu lat toczy się postępowanie w sprawie ostatecznego ustalenia własności nieruchomości i sprawa nadal nie jest rozstrzygnięta, co powoduje, że żaden inwestor nie jest zainteresowany nieruchomością w ścisłym centrum Katowic.

Rozebranie kamienicy spowodowało jeszcze jeden niekorzystny skutek dla właściciela. Otóż Seifert wraz z innymi właścicielami kamienic wygrał przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka w Strasburgu proces przeciwko Polsce. Sędziowie znali, że państwo polskie naruszało prawo własności, stosując niskie czynsze i nakazano wypłacić właścicielom odszkodowania. Jednak według ustawodawcy odszkodowanie należy się pod warunkiem wyremontowania kamienicy. Seifert nie ma co remontować, bo kamienicę mu wyburzyli urzędnicy, więc nie dostanie też odszkodowania za czynsze niezgodne z prawem, które doprowadziły budynek do ruiny. Nadmienić należy, że dwa razy z rzędu również polski Trybunał Konstytucyjny uznawał ustawę regulującą czynsze w prywatnych kamienicach za niezgodną z konstytucją.

Wszystkie konta bankowe Seiferta i jego brata, a także chorej matki zostały zablokowane i w ten sposób rodzina nie tylko nie ma możliwości spłacania długu, ale nawet została pozbawiona środków do życia. I to tylko dlatego, że państwo doprowadziło kamienicę do ruiny (a absurdem jest fakt, że potem zarabia w podatkach przy jej wyburzeniu!). – Pewnych ludzi urzędnicy traktują lepiej, a innych gorzej. Jednym ułatwiają, a innym utrudniają. Ułatwiają tym, których chcą pozyskać jako wyborców, a utrudniają przedsiębiorcom – uważa Seifert. – Słyszę, jak politycy mówią do Polaków, którzy wyjechali do Anglii czy Irlandii, by wracali do Polski, przywieźli zarobione pieniądze i je zainwestowali. Ja właśnie to zrobiłem kilka lat temu, wróciłem z Niemiec, zainwestowałem zarobione tam pieniądze i co mam? Kłopoty – konkluduje Seifert.

Tomasz Cukiernik

Zdjęcie przedstawia teren po kamienicy w centrum Katowic. Fot. T.Cukiernik

REKLAMA