Podsłuchy ponad partyjnymi podziałami

REKLAMA

Złożony przez PiS projekt nowelizacji przepisów regulujących zasady kontroli operacyjnej budzi zrozumiałe zaniepokojenie części mediów i środowisk eksperckich. Niestety, błyskawiczne tempo prac nad projektem jest owocem opieszałości poprzedniej ekipy. Projekt PiS w niewielkim stopniu różni się od poprzedniego, opracowywanego przez senatorów PO. Okazuje się, że w zakresie regulacji pozwalających na inwigilację obywateli pomiędzy dwiema partiami nie ma istotnych różnic.

Dzień przed wigilią Bożego Narodzenia grupa posłów PiS wniosła do Sejmu projekt ustawy o zmianie ustawy o Policji oraz niektórych innych ustaw. Projekt ten ma w założeniu uściślać zasady kontroli operacyjnej, pozyskiwania danych telekomunikacyjnych, ochrony tajemnicy zawodowej w toku kontroli operacyjnej oraz niszczenia zbędnych danych telekomunikacyjnych, określone w ustawach o Policji, ABW, CBA, Żandarmerii Wojskowej, Służbie Kontrwywiadu Wojskowego, Agencji Wywiadu, Straży Granicznej i służbach celnych.

REKLAMA

Konieczność wprowadzenia nowych regulacji wynika z wyroku Trybunału Konstytucyjnego z 30 lipca 2014 roku, stwierdzającego niezgodność z Konstytucją wybranych przepisów ustaw regulujących działalność służb. Trybunał dał organom państwa 18 miesięcy na opracowanie nowych rozwiązań, dostosowujących zasady niejawnego pozyskiwania informacji na temat obywateli do standardów konstytucyjnych. Termin ten mija 7 lutego 2016 roku. Brak wejścia w życie omawianych przepisów oznaczałby, że szereg służb policyjnych i ochrony państwa straciłoby możliwość skutecznego działania.

Pomimo stosunkowo długiego okresu na przeprowadzenie prac legislacyjnych i konsultacyjnych, działania ustawodawcze podjęto dopiero pod koniec poprzedniej kadencji parlamentu. Pierwotny projekt ustawy, przygotowany przez grupę senatorów PO, swój legislacyjny “żywot” zakończył w sierpniu tego roku w Sejmie, kiedy to zaprzestano nad nim prac w związku z szeregiem wątpliwości konstytucyjnych. Opracowanie nowych rozwiązań spadło więc na barki obecnej sejmowej większości, która – wobec deklaracji o walce z przestępczością i wyłudzeniami podatkowymi – nie mogłaby sobie pozwolić na porzucenie tego tematu.

Wniesiony przez posłów PiS projekt w ogromnej mierze powielał rozwiązania zaprezentowane kilka miesięcy wcześniej przez PO. Co ciekawe, PiS, kiedy jeszcze było w opozycji – wraz z wieloma innymi podmiotami (Sądem Najwyższym, samorządami zawodowymi, NGO’sami etc.) – szeroko krytykowało wniesione rozwiązania jako dające służbom jeszcze większe i nieuzasadnione uprawnienia w zakresie inwigilacji obywateli.

Warto jednak zwrócić uwagę na kilka najważniejszych zmian, które zaproponowali parlamentarzyści PiS, a które budzą uzasadnione wątpliwości.

Po pierwsze – i najbardziej kontrowersyjne – wprost określono, że działania polegające na pozyskiwaniu przez Policję lub inne służby danych telekomunikacyjnych i informatycznych, takich jak np. bilingi lub dane logowania telefonów komórkowych do stacji bazowych (geolokalizacja), nie stanowią objętej ostrzejszymi rygorami kontroli operacyjnej i nie wymagają uprzedniej zgody sądu. W poprzednim projekcie, choć nie określono tego wprost, również nie przewidywano uprzedniej kontroli sądu. Już wtedy spotkało się to z zarzutami sprzeczności z przywołanym wyżej wyrokiem TK. Trybunał orzekł bowiem, że w określonych przypadkach kontrola uprzednia powinna mieć miejsce, np. w przypadku „osób wykonujących zawody zaufania publicznego lub jeśli nie ma konieczności pilnego działania służb”.

Sądowa kontrola pozyskiwania takich danych będzie prowadzona w sposób następczy i de facto fakultatywny. Zgodnie z projektem bowiem, służby pobierające dane telekomunikacyjne będą musiały przekazywać, raz na 6 miesięcy, sprawozdania obejmujące liczbę i rodzaj przypadków pozyskania danych telekomunikacyjnych. Sądy będą mogły dokonać głębszej analizy takich danych i podstaw prawnych/faktycznych do ich zbierania.

Po drugie, wyłączono zasadę subsydiarności w zakresie pozyskiwania danych telekomunikacyjnych i internetowych. Policja i inne służby będą więc mogły gromadzić i analizować tego rodzaju informacje o obywatelach w każdej sytuacji, a nie tylko wtedy, „gdy inne środki okazały się bezskuteczne albo mogą być nieprzydatne”. Co więcej, obywatel najprawdopodobniej nigdy nie dowie się, że jego bilingi lub geolokalizacja zostały zbierane i badane przez służby. Pomimo zaleceń sformułowanych przez TK, nie wprowadzono do ustawy obowiązku informowania jednostki o podjętych wobec niej działaniach operacyjno-rozpoznawczych oraz pozyskaniu informacji na jej temat.

Po trzecie, w działaniach obejmujących kontrolę operacyjną potoczne pojęcie „podsłuchu” zastąpiono „uzyskiwaniem i utrwalaniem treści rozmów”. Porzucono również „nadzór elektroniczny osób, miejsc i przedmiotów oraz środków transportu”, zastępując go m.in. „uzyskiwaniem i utrwalaniem danych zawartych w informatycznych nośnikach danych, telekomunikacyjnych urządzeniach końcowych, systemach informatycznych i teleinformatycznych”. Ponadto przerzucono na operatorów telekomunikacyjnych część kosztów prowadzenia takich działań przez służby. Będą oni bowiem zobowiązani do zapewnienia warunków technicznych i organizacyjnych umożliwiających prowadzenie przez Policję i inne służby kontroli operacyjnej. Dopuszczalną długość takiej kontroli określono na 18 miesięcy (z wyłączeniem działań kontrwywiadowczych). Na marginesie można wspomnieć, że w najnowszym projekcie przyznano znacznie szersze uprawnienia operacyjne wywiadowi skarbowemu.

Najniebezpieczniejszym novum projektu PiS jest zignorowanie wątpliwości konstytucyjnych co do gromadzenia danych geolokalizacyjnych i internetowych oraz pominięcie obowiązku poinformowania obywatela o tego rodzaju działaniach. W chwili, gdy światło dzienne ujrzały przypadki inwigilowania za rządów PO dziennikarzy odpowiedzialnych za ujawnienie tzw. „afery taśmowej”, tego rodzaju przepisy powinny budzić szczególne zaniepokojenie.

Poza wspomnianymi zmianami, warto zwrócić uwagę na jeszcze jedną z nich, mianowicie usunięcie jednego z przepisów intertemporalnych zaproponowanych przez senatorów PO. Przyjęcie tego rozwiązania oznaczałoby de facto zakończenie w ciągu 30 dni od wejścia ustawy w życie wszystkich trwających spraw operacyjnych i postępowań przygotowawczych (sic!) wobec utraty materiału dowodowego mającego nieraz bardzo istotne znaczenie dla ustalenia prawdy materialnej. Na te niebezpieczeństwa zwrócił uwagę ówczesny szef Centralnego Biura Antykorupcyjnego Paweł Wojtunik w swoich uwagach zgłoszonych w trakcie konsultacji. Co ciekawe, projektodawcy z PO w pierwotnym projekcie nie przedstawili żadnego uzasadnienia dla takiego rozwiązania.

Mateusz Mroczek
Współpracownik Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego, aplikant radcowski Okręgowej Izby Radców Prawnych w Krakowie

Źródło: cakj.pl

REKLAMA