Obrona przed Obrońcami Ludu

REKLAMA

W całym kraju działają Komitety Obrony D***kracji. Z punktu widzenia teorii ich uczestnicy dzielą się na dwie kategorie. Pierwsza to ci, co rzeczywiście chcą bronić d***kracji – i nie zauważają, że w tej chwili to PiS demonstruje najbardziej d***kratyczną d***krację. Można powiedzieć: „głupcy”. W rzeczywistości traktują słowo „d***kracja” tak, jak traktowane jest w mediach – jako określenie swoistej hybrydy panującej obecnie w Europie, hybrydy d***kracji, rządów Lewa i sprawiedliwości społecznej. Lub też uważają, że d***kracja oznacza po prostu „dobre rządy”: jak rząd nam się podoba, to nazywamy go d***kratycznym. Np. „Konstytucja 3 Maja była aktem d***kratycznym”… Druga kategoria to ci, którzy przez d***krację rozumieją właśnie rządy Prawa i (słusznie!) boją się PiS-owskiego bezprawia.

Jednakże na czele tego stoją zazwyczaj ludzie odcięci od koryta: dyrektorzy i czołowi prezenterzy TVP na przykład. Bardzo wielu urzędników. I sporo lemingów – czyli ćwierćinteligencji wyhodowanej przez Adama Michnika i TVN.

REKLAMA

Wyrzucani z posad „oświeceni” wrzeszczą o „naruszaniu d***kracji”. Tymczasem w USA, kolebce nowoczesnej d***kracji, otwarcie używa się zwrotu spoils system, czyli „system łupów”. Z posad w administracji (1,5 mln stanowisk!) wyrzucani są zazwyczaj WSZYSCY mianowańcy poprzedniej władzy. Piszę o urzędnikach – bo politycy są na ogół wiecznie ci sami. W d***kracji by dojść do czegoś w polityce, trzeba zazwyczaj czekać wiele lat. Dlatego monarchia łatwiej się odnawia – bo wraz z nowym królem przychodzą jego towarzysze zabaw. Wąż zrzuca skórę. Zatrzymywani są tylko bezdyskusyjnie dobrzy macherzy polityczni.

System monarchiczny

Natomiast urzędników się nie wyrzuca. Król nie musi nikogo przekupywać posadami – zresztą zazwyczaj oszczędnie opłacanymi. Ponieważ król opłaca urzędników z własnej szkatuły, przeto woli wydać pieniądze na kochanki lub polowania. Dzięki temu nie rośnie biurokracja, a zarabiają leśniczowie, łowczowie oraz krawcowe i fryzjerzy. Czysty zysk: łowczy zarabiał może więcej niż urzędnik – ale przed łowczym (ani przed królewską metresą!) żaden poddany nie musiał tłumaczyć się z zarobków. I było ich mało – bo ile można mieć kochanek? Pięć kochanek, 10 łowczych i 500 urzędników (tylu miało Królestwo Polskie!). Czysty zysk. Bo dzisiejszy durny Tyran, L*d, zafundował sobie w swojej głupocie (ze „swojej”, czyli i naszej kieszeni) 650 tysięcy urzędników…

Jest więc znacznie lepiej, gdy Władza wydaje pieniądze na kochanki niż na sprawną administrację! Sprawną administrację poznaje się bowiem po tym, że potrafi sprawnie obrabować nas z pieniędzy. Jak to był ujął śp. Tomasz Jefferson, Założyciel i trzeci prezydent Stanów Zjednoczonych Ameryki: „Rząd, który jest dostatecznie silny, by dać Ci wszystko, czego pragniesz – jest jednocześnie wystarczająco silny, by zabrać Ci wszystko, co posiadasz”.

Dobry wujek PiS

Więc obecnie „Rząd” PiS demonstruje, że jest dostatecznie silny, a przynajmniej bogaty, by dać swoim wyborcom wszystko, czego potrzebują: 500 zł na drugie i dalsze – a może i na pierwsze – dziecko. Może obniżyć wiek emerytalny – i to bynajmniej nie tak, jak ja bym chciał, czyli kompensując ludziom, którym obiecano emerytury w wieku 65 (60) lat, zrabowane im pieniądze. On chce go obniżyć wszystkim – a więc i tym, którzy za miesiąc pójdą po raz pierwszy do pracy! A nawet tym, którzy poszli do pracy w ciągu ostatnich trzech lat ze świadomością, że umawiają się na emerytury w wieku 67 lat! PiS, podobnie jak PO, nie kieruje się bowiem Prawem, tylko traktuje emerytury jak dobry Pan, który dawał zasiłki „po uważaniu”.

To nie wszystko. „WPROST” donosi, że Program „Rodzina 500+” obejmie także cudzoziemców: „Minister rodziny, pracy i polityki społecznej Elżbieta Rafalska poinformowała, że program »Rodzina 500+« obejmie również cudzoziemców. – Może to dotyczyć około 100 tysięcy osób – zapowiedziała minister Rafalska. Zapewniła, że każda osoba, która legalnie przebywa na terytorium Polski na czas określony bądź pobyt stały, może składać wnioski. Najbliższe posiedzenie Sejmu odbędzie się w przyszłym tygodniu, tj. 10-12 lutego. Wtedy projekt trafi pod pierwsze czytanie”.

Powstaje pytanie: skąd „Rząd” weźmie na to wszystko pieniądze?

Przecież budżet na ten rok już jest obciążony ogromnym deficytem. Ponieważ każdy, kto robił jakąkolwiek inwestycję, wie, że końcowy koszt jest zazwyczaj co najmniej o połowę większy od kosztu zaplanowanego – można sobie wyobrazić, co się będzie działo pod koniec tego roku.

Jak jest na to odpowiedź?

Cóż, „Rząd” dodrukuje sobie potrzebną ilość pieniędzy. Czyli kto za te szaleństwa zapłaci? Wszyscy, którzy (uczciwie albo i nieuczciwie) zarobili jakieś pieniądze – i nieopatrznie trzymają swoje dochody w złotówkach. Trzymanie w innych walutach jednak mało daje. Nawet Szwajcaria ugięła się pod presją i zaczęła pieniądze dodrukowywać na równi z innymi państwami (to był ten czas, gdy opłacało się brać kredyty we frankach); a potem przestała – co „frankowicze” odczuli na własnych skórach… Ciekaw jestem, czy „Rząd” przetrwa koniec roku. Najprawdopodobniej WCzc. Jarosław Kaczyński odwoła wtedy JE Beatę Szydłową z premierostwa – i sam je obejmie, zyskując dodatkowy rok zaufania…

…którego oczywiście nadużyje.

REKLAMA