Adolf Hitler dobrze chciał!

REKLAMA

Podczas kiedy w naszym nieszczęśliwym kraju nosiciele nieubłaganego postępu przekomarzają się z reakcją i wstecznikami, na świecie dzieją się rzeczy, które nie tylko nie śniły się filozofom, ale nawet fizjologom. Nawiasem mówiąc, ci nasi nosiciele nieubłaganego postępu to jakieś matoły, nie mające pojęcia, czym żyje postępowa awangarda.

Oto tak zwane dziewuchy postanowiły urządzić 8 marca potężną manifestację, żeby zaprotestować – no właśnie, przeciwko czemu? Przesłuchiwana na tę okoliczność przez pana red. Mazurka Wielce Czcigodna Joanna Scheuring-Wielgus nie bardzo potrafiła na to proste pytanie odpowiedzieć, a w końcu wybąkała, że przeciwko niemożności zapłodnienia in vitro. Najwyraźniej w demi-mondzie małego żydowskiego miasteczka na niemieckim pograniczu bez pochwalenia się zapłodnieniem w szklance nie można już pokazać się w towarzystwie. Tymczasem awangarda postępu zmierza w kierunku dokładnie odwrotnym, czego tubylczy postępowcy najwyraźniej jeszcze nie wiedzą.

REKLAMA

Oto w dniach ostatnich (chyba rzeczywiście zbliżają się przepowiadane „dni ostatnie”) odbył się zorganizowany przez Papieską Akademię Nauk i Papieską Akademię Nauk Społecznych sympozjon na temat „Zagłada biologiczna”. Domyślam się, że intencją organizatorów sympozjonu jest sprawdzenie, w jaki sposób grożącej ludzkości zagłady biologicznej uniknąć, a nie jak ją na ludzkość sprowadzić, ale cóż z tego, skoro jednym z prelegentów zaproszonych na sympozjon, któremu Watykan podobno nawet zapłacił za przeloty, jest niejaki Paweł Ralf Ehrlich, urodzony w 1932 roku w Pensylwanii syn Ruty Rosenberg i Williama Ehrlicha – jak widać, z pierwszorzędnymi korzeniami, co nie jest okolicznością bez znaczenia.

Ten pan Ehrlich uważa, że ludzkość nie powinna liczyć więcej jak miliard osobników, a ponieważ liczy ponad siedem razy więcej, to trzeba tę liczbę jakoś zredukować. Fakt, że Papieska Akademia Nauk i Papieska Akademia Nauk Społecznych zaprosiła również pana Ehrlicha na wspomniany sympozjon, wystawia chlubne świadectwo panującej w Kościele katolickim otwartości i tolerancji, chociaż z drugiej strony trudno nie zauważyć ryzyka – co mianowicie by się stało, gdyby pan Ehrlich przekonał do swoich tez nie tylko uczestników sympozjonu, ale również samego papieża Franciszka?

A takie ryzyko dopuszczać trzeba, bo trudno przypuszczać, by Papieska Akademia Nauk organizowała sympozjony z założeniem, że nie da się przekonać do niczego, czego by już przedtem nie wiedziała. Zatem ryzyko, że pan Ehrlich przekona najpierw uczestników sympozjonu, a potem jeszcze inne osobistości, jest jak najbardziej realne. Jakie byłyby następstwa tego faktu dla Kościoła katolickiego, trudno tak od razu zgadnąć – ale doświadczenie II Soboru Watykańskiego pokazuje, że jakoś by tam było. Tak właśnie myślał ks. prof. Stefan Pawlicki.

Uczestniczył on pewnego razu w przedłużającym się posiedzeniu Senatu Uniwersytetu Jagiellońskiego, a był właśnie tego wieczora zaproszony na kolację do domu słynącego z dobrej kuchni. Wielki smakosz kręcił się więc niespokojnie, a kiedy widać było, iż prześwietny Senat nie może poradzić sobie z zajęciem stanowiska, opuścił obrady, zdawkowo się ekskuzując i oświadczając na odchodnem, że bez względu na to, jakie stanowisko zostanie przyjęte, to „uzasadnienie znajdą już panowie koledzy z Wydziału Prawnego”.

Czytaj dalej (kliknij)

REKLAMA