Koncepcje polityczne się zmieniają, tylko geografia jest stała. Czas Międzymorza!

REKLAMA

Koncepcje polityczne się zmieniają, tylko geografia jest stała. Niestety przez ostatnie trzy wieki mieszkańcy Polski, ale także innych okolicznych krajów pozwalali sobie na to, by geografia ta kształtowana była w sposób sztuczny przez rozmaite obce siły – stąd te wszystkie dziwne wynalazki jak linie Curzona, obwody kaliningradzkie, Niemieckie Republiki Demokratyczne, Naddniestrza itp., itd. Jednak brak stałego zewnętrznego wspomagania dla tych koncepcji sprawia, że historia wraca w niejako naturalne tory. Tak właśnie jest z koncepcją Międzymorza, która nie jest przecież żadnym konstruktywizmem, tylko odczytaniem faktu, że najbliżej współpracują ze sobą i współżyją ze sobą ci, którzy mieszkają w jednym regionie. Tak jest wszędzie, także w Europie Środkowo-Wschodniej, więc tworzy ona pewnego rodzaju blok, któremu można nadać znaczenie polityczne i ekonomiczne.

W świecie imperialnych zależności ważne jest jednak, by nawet rzeczy zupełnie oczywiste miały jak najsilniejsze uznanie. W realnej polityce nieważne jest przecież, że 2 + 2 = 4; prawdą powszechnie uznaną przez świat i naukę staje się to dopiero, gdy przyświadczy temu hegemon. I właśnie takim przyświadczeniem będzie wizyta prezydenta Donalda Trumpa w Warszawie, dokąd przyjadą także szefowie wszystkich ościennych państw z wyjątkiem Białorusi.

REKLAMA

W symboliczny sposób dopiero później Trump pojedzie do Niemiec na spotkanie z państwami G8, w tym z Niemcami, Wielką Brytanią, Francją i Włochami, czyli tzw. Starą Europą. To naprawdę wielce symboliczny moment. Oto ze stolicy imperium idzie znak, że Międzymorze nie jest już postrzegane jako Mitteleuropa, czyli obszar niemieckiej dominacji politycznej i gospodarczej, choćby nawet Niemcy ukryły się pod przebraniem Unii Europejskiej, tylko jako zupełnie oddzielny i niezależny świat. Świat, który zdaniem hegemona może rozwijać się na własnych zasadach, zupełnie oddzielnie od „Starej Europy”. Zwłaszcza że z większością zasad obecnej „Starej Europy”, odrzucającej chrześcijaństwo i logocentryzm, a przyjmującej islam za pośrednictwem skrajnych form ideologii socjalistyczno-ateistycznej, szeroko pojęte Międzymorze się po prostu nie zgadza. W dodatku to do tej „Nowej Europy” obecnemu lokatorowi Białego Domu jest zdecydowanie bliżej niż do umierającej w swym bogactwie „Starej Europy”.

Decyzja prezydenta Trumpa o dokonaniu demonstracji, której świadkami będziemy już niebawem, wbrew pozorom nie była rzeczą zaskakującą i nieoczekiwaną (o czym piszemy w dalszej części numeru). Powstaje jednak pytanie, czy obecne polskie władze staną na wysokości zadania i zrozumieją szansę, jaka nagle stanęła przed Polską. Bo niestety mam wrażenie, że były tak samo zaskoczone rozwojem sytuacji jak polscy uniofile, którzy do dziś nie znaleźli spójnej odpowiedzi na tak – ich zdaniem – nieoczekiwane przecież dowartościowanie Warszawy na arenie międzynarodowej.

Gdy publikowaliśmy na jesieni zeszłego roku książkę „Międzymorze” Marka Chodakiewicza, wielu zarzucało mi, że pakujemy się w kolejną utopię, bo trzeba stawiać albo na Niemców, albo na Rosjan. Ja jednak zawsze twierdzę, że stawiać to trzeba przede wszystkim na siebie, a w związki wchodzić tylko z najsilniejszymi i tylko wtedy, gdy jest to dla nas obiektywnie korzystne. A tak właśnie jest w przypadku Międzymorza, którego idea zaczyna się ziszczać znacznie szybciej, niż kiedykolwiek sądziłem. A na koniec zachęcam do lektury „Międzymorza” – książki, która pokazuje wspólne korzenie i projekt wspólnej przyszłości krajów leżących pomiędzy Bałtykiem, Morzem Czarnym i Morzem Śródziemnym (tutaj)

REKLAMA