Zakłamani niemieccy dziennikarze atakują Polskę. Sami nic nie widzą, nic nie słyszą, nic nie mówią…

Nic nie widziałem, nic nie słyszałem, nic nie powiem...
Nic nie widziałem, nic nie słyszałem, nic nie powiem...
REKLAMA

Niemieckie Stowarzyszenie Dziennikarzy (DJV) w niedzielę na zjeździe w Wuerzburgu oceniło krytycznie sytuację dziennikarzy w krajach Europy Wschodniej. 220 delegatów przyjęło jednomyślnie rezolucję, w której wzywa się do przestrzegania wolności prasy.

DJV „apeluje do organów Unii Europejskiej i rządów, których to dotyczy, o respektowanie wolności mediów i aktywne wsparcie w celu realizacji (tej wolności)” – poinformowało stowarzyszenie na swojej stronie internetowej.

REKLAMA

Biuro prasowe DJV cytuje wypowiedź przewodniczącego stowarzyszenia Franka Ueberalla:

„W naszym bezpośrednim sąsiedztwie, w Polsce prawno-publiczne stacje zostały przekształcone w rozgłośnie państwowe”. Krytyczni dziennikarze znajdują się jego zdaniem w trudnej sytuacji, „zamyka się im usta”.

Wśród negatywnych przykładów w komunikacie DJV wymieniono także Węgry, Bułgarię, Rumunię i Macedonię. Komisja Europejska musi podjąć stosowne przeciwdziałania – uważa Niemieckie Stowarzyszenie Dziennikarzy.

Niemieccy dziennikarze najwyraźniej nie dostrzegają jak bardzo wolność słowa jest ograniczona w ich kraju. To w Niemczech informacje o przestępstwach imigrantów z Bliskiego Wschodu i Afryki są zamilczane.

Najbardziej rażącym przykładem braku wolności słowa było całkowite milczenie mediów w sprawie słynnych już wydarzeń z Sylwestra w Kolonii, gdzie dziesiątki kobiet było molestowanych przez przybyszów. Podobnie dzieje się w przypadkach innych przestępstw a także w kwestii informowania o narastającej niechęci Niemców do przybyszów.

To w Niemczech można dostać 1 000 euro kary za tzw. „mowę nienawiści”. Wystarczy powiedzieć np. że imigranci rozrabiają a może to być uznane za rasizm i ukarane grzywną. Dlatego Niemcy wypowiadający się przed kamerami zawsze są tacy fałszywie tolerancyjni.

W Polsce na razie wolność słowa jest w całkiem dobrej kondycji. Największym cenzorem jest u nas zagraniczny portal Facebook, który banuje i cenzuruje wiele słów i wypowiedzi np. na temat homoseksualistów czy imigrantów. Krajowe media mogą pisać i mówić co chcą.

Oczywiście media publiczne mają obecnie swoją propagandę a media głównego ścieku swoją, jednak jest to i tak postęp w stosunku do czasu rządów Platformy Obywatelskiej, kiedy to np. w telewizyjnych programach informacyjnych widzieliśmy cały dzień identyczne komunikaty tylko w różnej kolejności. Teraz mamy dwa przekazy, dwa równie nacechowane propagandowo, ale zawsze lepsze dwa różne niż jeden.

Internet jest obecnie najważniejszym przekaźnikiem niezależnych informacji i miejmy nadzieję, że tak zostanie. Facebook próbuje z tym walczyć i propaguje lewicowe treści, ograniczając wolne wypowiedzi, ale miejmy nadzieję, że ten problem także zostanie rozwiązany niebawem. W Polsce i w USA władze państwowe żywo interesują się problemem dominacji Facebooka i Google nad internetowymi treściami.

A o tym, że w Niemczech co chwila pojawiają się wzmianki o „polskich obozach” zagłady i o tym, że nawet publiczna telewizja nie chce za te kłamstwa przepraszać, już nie będziemy przypominać bo każdy to widział i wie.

O co może naprawdę chodzić? Oczywiście o wpływy i pieniądze. Przedstawiciele niemieckich koncernów medialnych nie raz narzekali, że „dobra zmiana” przestałą ogłaszać się i sponsorować ich media. To, że państwo poprzez finansowanie wspiera rożne media jest oczywiście złe i powinno być raz na zawsze zlikwidowane. Ale nie można wierzyć niemieckim hipokrytom, którym zupełnie nie przeszkadzało kiedy to oni dostawali kasę z naszych podatków.

Nie będzie zmiany premiera, wszelkie plotki na ten temat to tylko manipulacja PiS – wrzutka. Ziemkiewicz o rekonstrukcji rządu

Naukowcy ponownie zaskakują. Wyodrębnili cztery typy pijaków. Możesz sprawdzić jakim typem jesteś

Źródło: PAP

REKLAMA