Grzegorz Braun. Prognoza na rok 2018. Rozwiązanie wojenne wisi w powietrzu

Grzegorz Braun. Foto: yt.com
Grzegorz Braun. Foto: yt.com
REKLAMA

Zgodnie z przewidywaniami sprzed roku, rozstrzygnięcie, a może nawet „ostateczne rozwiązanie” kwestii polskiej wchodzi w decydującą fazę. Jeżeli premierem, w trybie dość nadzwyczajnym, aż ocierającym się o groteskę, trzeba było zrobić głównego kasjera, to pewnie szykuje się jakaś gruba wypłata. Wypłata, której z jakichś powodów nie mogłaby, a może nie zechciałaby zlecić pani premier Szydło. Jej następca, cudowne dziecko „układu wrocławskiego”, premier Morawiecki, daje zapewne lepsze gwarancje, pełną rękojmię układności – wbrew śmiałej, momentami nawet i buńczucznej retoryce, jakiej używa. Być może nawet on sam nie wie, ile zer będzie na tym wekslu, który wkrótce wyląduje na jego biurku.

Kontekst międzynarodowy oczywiście wyznacza naciśnięcie jerozolimskiego guzika przez cesarza imperium amerykańskiego. Prowokacja jerozolimska stanowi oczywiście jasną deklarację woli poprowadzenia świata na wojnę światową. I to teraz, natychmiast, pilnie, a nie na przykład za dwa czy dwadzieścia dwa lata. Amerykanie zresztą dość jasno i publicznie deklarowali takie właśnie, a nie inne rozpoznanie sytuacji międzynarodowej. Chociażby w opublikowanym przed rokiem raporcie Centrum Analiz Strategiczno-Budżetowych (CSBA) w Waszyngtonie. Główną zawartą w nim wskazówką dla rządu amerykańskiego (gdziekolwiek ten rząd się rzeczywiście znajduje, bo przecież Gabinet Owalny jest na poły fasadową ekspozyturą) była rekomendacja szybkiego wyboru opcji wojennej. Ponieważ, co już od dawna konstatują amerykańscy analitycy, zamyka się niegdyś szeroko otwarte przed nimi okno możliwości. Problemy z własnym państwem, przede wszystkim narastanie długu wewnętrznego, nie są do rozwiązania bez likwidacji socjalu. Socjalu zaś nie można zredukować bez wzniecenia buntu, rebelii wewnętrznej. A taka rebelia nie może być stłumiona inaczej niż w warunkach militaryzacji, które zawczasu stworzyć można (w istocie na potrzeby wewnętrzne) jedynie idąc na dobrze pijarowsko rozegraną i propagandowo uzasadnioną wojnę (z trafnie wytypowanym przeciwnikiem zewnętrznym).

REKLAMA

Tutaj właśnie interesy reżimu amerykańskiego sprzęgają się i splatają z interesami państwa położonego w Palestynie. Rekomendację tego raportu CSBA sprzed roku dość dokładnie podejmuje i realizuje aktualnie w ostatnich dniach zaprezentowana przez Biały Dom nowa strategia bezpieczeństwa narodowego. Wskazuje ona palcem Rosję i Chiny jako oczywistych przeciwników. Ale jako pierwszego kandydata do przykładnego skarcenia wskazuje Iran. Bez czego, ma się rozumieć, nie da się realnie myśleć o trwałym bezpieczeństwie Wielkiego Izraela.

Przez państwo położone w Palestynie oczywiście wracamy do Polski, ponieważ nasze niezłomne i jedynie słuszne, bezalternatywne sojusze (tj. w praktyce oddanie sterów polskiej polityki zagranicznej wspomnianym zagranicznym dysponentom z Waszyngtonu, Tel Awiwu/Jerozolimy plus Londyn), sprawia, że chcemy czy nie chcemy, już uczestniczymy w tej wojnie jako sojusznik Ameryki i Izraela. A to ze względu na to, że w tamtym rejonie są już nasze wojska, oczywiście symbolicznie, śladowo, bez znaczenia dla ogólnego bilansu geostrategicznego, ale są nasi lotnicy i specjalsi, chociaż dokładnie nie wiadomo gdzie. Otóż to oznacza, że jesteśmy stroną wojującą w wojnie perskiej, której scenariusz prezentowany przed laty ostatnio bardzo wyraźnie się aktualizuje.

Zatem główne pytanie dla nas na rok 2018 dotyczy tego, czy po naciśnięciu guzika w Jerozolimie wajcha w Waszyngtonie zostanie przestawiona już na pełny gaz na rozwiązanie wojenne. Poza utylizacją potencjału Wojska Polskiego poprzez udział w kolejnej „misji pokojowej” na Bliskim Wschodzie może to dla nas oznaczać również przeniesienie działań wojennych na terytorium Polski poprzez uderzenia odwetowe, dokonywane przez dzisiaj jeszcze nie ustalonych sprawców, których w stosownym momencie bez pudła zidentyfikują (jak ongi Bin Ladena) i wskażą nam niechybnie swoim oskarżycielskim palcem nasi strategiczni sojusznicy. Na użytek opinii światowej te czarne charaktery przejmą rolę ISIS, czyli rezunów islamskich. Dziś naturalnym kandydatem na nowe ISIS jest oczywiście Teheran.

Zobaczymy, jak szybko propaganda zacznie oswajać także polską publiczność z pilną potrzebą rozprawienia się nie tylko ze złowrogim Kimem, ale także reżimem irańskim. W czym oczywiście naród polski nie miałby żadnego interesu. Ale dziś u władzy są ludzie, którzy powtarzają, być może nawet z pełnym przekonaniem, frazesy o „Rzeczypospolitej przyjaciół”. To jest sztandarowa, kompletnie ahistoryczna i kontrfaktyczna brednia, obsesyjnie powtarzana przecież przez pana prezydenta belwederskiego Dudę. Mamy u władzy ludzi, którzy całą doktrynę bezpieczeństwa państwa sprowadzają w praktyce do instalowania obcej suwerenności w naszym regionie.

Nie chodzi tylko o wojska amerykańskie w Polsce, których obecnemu kierownictwu MON ciągle jeszcze za mało, ale chodzi także o obecność Bundeswehry na Litwie, co jest przełomem dziejowym kompletnie nie odnotowanym przez polską opinię publiczną. To wielki pośmiertny sukces Bismarcka. Warto pamiętać również o obecności anglosaskich „instruktorów” na Ukrainie. Ci żołnierze obcych armii nie składali przecież przysięgi na wierność Rzeczypospolitej, a są skoszarowani na jej terytorium i w najbliższym sąsiedztwie. Z drugiej strony mamy takie eksterytorialne placówki, centra dezinformacyjno-propagandowe, jak ośrodek Polin, zwany dla zmylenia przeciwnika (tj. narodu polskiego) Muzeum Historii Żydów Polskich.

Z tej wojny, jeśli ona rozgorzeje na Bliskim Wschodzie, prowadzi prosta droga do Europy Środkowej poprzez operację MOST 2, której infrastrukturalne, logistyczne zaplecze jest już nieźle przygotowane. Od lata mamy regularne połączenia lotnicze bodaj połowy miast wojewódzkich Tel Awiwem. Mamy też takich zapalonych turystów z Izraela, którzy latali na tej trasie co najmniej 10 razy w sezonie. Branża turystyczna odnotowuje to jako swój sukces. I oto znów ruszyła sprawa roszczeń żydowskich w amerykańskim Kongresie. Tylko patrzeć, aż ów „Akt S.447” (o którym nadal zgodnie milczą u nas media głównego ścieku) dojdzie na biurko prezydenta Trumpa, którego podpis zdecyduje o uczynieniu tej kwestii już całkiem jawnym, urzędowym priorytetem dla amerykańskiej dyplomacji.

Przy czym pamiętajmy, że tak naprawdę nie chodzi tu o pieniądze. Chodzi o kontrolę nad naszym terytorium. Dla jej przejęcia mogą być zastosowane wszelkie środki perswazji. Jeśli nie uda się uzyskać pełnej bezwarunkowej kapitulacji tubylczej elity „po dobroci” (tresurą za pomocą np. świec chanukowych), wówczas konieczne może okazać się właśnie posłanie zatwardziałych polskich „faszystów” na jakąś wojnę (jeśli nie wystarczy perska, to zawsze można na nowo rozniecić ukraińską). Dodatkowym narzędziem dyscyplinowania Polaków (tak, by sami prosili o sojuszników o bezpośrednią interwencję) może okazać się kryzys finansowy, który oczywiście zorganizować najprościej.

REKLAMA