Pięć lat temu obarczono go winą za śmierć kolegów. Czy Bielecki spłacał dług ratując Revol?

REKLAMA

W marcu 2013 roku czterech polskich himalaistów schodziło ze szczytu ośmiotysięcznika Broad Peak. Adam Bielecki i Artur Małek dotarli do obozu. Maciej Berbeka i Tomasz Kowalski zginęli. Po op[ublikowaniu raportu sporządzonego kilka miesięcy później winą za śmierć Polaków ludzie ze środowiska zaczęli obarczać Bieleckiego i Małka.

Czterej polscy himalaiści jako pierwsi ludzie na Ziemi stanęli zimą na wierzchołku Broad Peak. Jednak pomiędzy szczytem a obozem szturmowym zaginęli Tomasz Kowalski i nestor polskiego himalaizmu, 58-letni Maciej Berbeka. Po dwóch dniach poszukiwań kierownik Krzysztof Wielicki zdecydował się zakończyć wyprawę uznając ich jednocześnie za zmarłych.

REKLAMA

26 stycznia 2013 roku ekipa w składzie 27-letni Tomasz Kowalski, 29-letni Adam Bielecki, 33-letni Artur Małek i Maciej Berbeka rozpoczęli zdobywanie wysokiej na 8047 metrów góry. Po osiągnięciu wysokości 6550 m zaczęły się pierwsze problemy.

Po załamaniu pogody w pierwszej połowie miesiąca dopiero 15 lutego ruszył pierwszy atak szczytowy. Dwa dni później okazało się, że ta próba zakończyła się niepowodzeniem. Podczas tej próby himalaiści podzielili się na dwa dwuosobowe zespoły. Zespół szturmowy Adam Bielecki-Artur Małek zrezygnował z zakładania obozu przejściowego i zaatakował wprost z obozu nr 3. Na wysokości 7820 m zatrzymała ich szczelina.

Druga para, Maciej Berbeka-Tomasz Kowalski następnego dnia również osiągnęła podobną wysokość, ale musiała zawrócić ze względu na zbliżające się załamanie pogody. Cała czwórka zawróciła do obozu.

5 marca otworzyło się długo wyczekiwane okno pogodowe. Maciej Berbeka, Adam Bielecki, Artur Małek i Tomasz Kowalski wyszli z obozu szturmowego na wysokości 7400 do ataku na szczyt. Tempo wspinaczki spowolniły lodowe szczeliny, które musieli pokonać. Broad Peak udało się zdobyć, ale było już bardzo późno.

Polacy wchodzili na wierzchołek pojedynczo pomiędzy 17 a 18 wieczorem 5 marca. Było to pierwsze zimowe wejście na ośmiotysięcznik. Kłopoty zaczęły się podczas powrotu. Bieleckiemu i Małkowi udało się zejść najpierw do obozu nr 4, z którego rozpoczęto szturm na szczyt, a potem bezpiecznie dotrzeć do bazy. Ślad po dwóch pozostałych himalaistach zaginął.

Ostatni raz kontakt z jednym z nich był 6 marca rano. Obydwaj byli bardzo wyczerpani i mieli kłopoty ze schodzeniem. Przez 7-8 godzin Kowalski i Berbeka pokonali odcinek zaledwie do przełęczy, który zwykle zajmuje godzinę. Po drodze Kowalski przewrócił się, podczas upadku wypiął mu się rak.

Kowalski, jak się później okazało, nie dotarł nawet do przełęczy. Był na niej Maciej Berbeka, bo znaleziono ślady jego obecności tam były. Pakistański zespół ratowniczy nie znalazł jednak Berbeki. Przez dwa dni trwało jeszcze wypatrywanie jakiegokolwiek znaku życia pod szczytem Broad Peak.

W nocy z 7 na 8 marca pogoda zaczęła się psuć, co zakończyło wszelkie nadzieje na odnalezienie śladów zaginionych. Była mgła, padał śnieg, wiał bardzo silny wiatr dochodzący na wysokości 8000 metrów do 100 km na godzinę. 8 marca wieczorem kierownik wyprawy, Krzysztof Wielicki, zdecydował, że dalsza obecność pod Broad Peak nie ma sensu.

Po opublikowaniu raportu z tragicznej wyprawa głos zabrał himalaista, TOPR-owiec i przewodnik górski Ryszard Gajewski.

„Nie można zostawiać partnera. Bielecki i Małek mają to na sumieniu” – mówi w wywiadzie dla Sport.pl Szczególnie mocne słowa padły pod adresem Adama Bieleckiego. „Kiedy Bielecki na Broad Peaku zobaczył, że zaraz będzie ciemno, uciekł. Dla niego noc bez namiotu to tragedia. A przecież przy dzisiejszym sprzęcie spokojnie można wykopać dziurę, siąść” – ostro krytykował.

Jak twierdził Gajewski, uciekł on zamiast ratować kolegów, podobnie jak w przypadku poprzedniej wyprawy.

„Musimy pamiętać o kilku sprawach. Makalu – zostawił do spółki z Hajzerem dwóch partnerów – efekt poważne amputacje palców. Zszedł do obozu poniżej po tlen, ale go nie wniósł bo się zmęczył, za to szybko zbiegł do bazy. Na Gasherbrumie I uciekł Januszowi Gołębiowi jeszcze przed zdobyciem szczytu. Rozmawiałem niedawno z Gołębiem. Opowiadał o tym zimowym wejściu. Był wkurzony i rozżalony” – mówił Gajewski.

Adam Bielecki bardzo ciężko przeżył te oskarżenia. „Zostałem kozłem ofiarnym” – mówił w jednym wywiadów. „Ciężko się było z tego otrząsnąć. To jest po prostu dramat. Ale nie przeszło mi przez myśl, by z tego powodu rezygnować ze wspinania. To nie jest hobby. To sposób na życie. Przestając się wspinać musiałbym zanegować całe moje życie. Muszę to wszystko przemyśleć, pobyć z rodziną, na razie nie planuję żadnych nowych wypraw” – przekonywał.

Kiedy Adam Bielecki poszedł na nocną akcję ratunkową na Nanga Parbat wiele osób uważało, że chce on w ten sposób zmazać ciążące na nim odium „egoisty”. Wielu też uważa, że tamte doświadczenia zmieniły go i ratując Elizabeth Revol i próbując ratować Tomka Mackiewicza spłacił od ten dług z nawiązką.

Czytaj też: Uczestnicy wyprawy na K2 są gotowi wrócić na Nanga Parbat na poszukiwania Tomka Mackiewicza. Są trzy warunki, by ekspedycja mogła wyruszyć

REKLAMA