Rząd znowu chce nam utrudnić życie! Fiskus kręci bat na samozatrudnionych. Setki tysięcy przedsiębiorców będzie miało problem

Rząd przedsiębiorcy morawiecki
Premier Mateusz Morawiecki. / fot. PAP/Twitter
REKLAMA

Mniej ulg podatkowych czy większe składki na ZUS – powody, dla których wysoko opłacani specjaliści przechodzą na samozatrudnienie nie brakuje. Teraz dojdą kolejne.

Jak się okazuje wystarczy zarejestrować się jako przedsiębiorca, żeby zacząć płacić 19-procentową, liniową stawkę podatku. Ministerstwo finansów postanowiło wytoczyć działa przeciw takim praktykom: między samozatrudnieniem a prowadzeniem przedsiębiorstwa powstanie wyraźne rozgraniczenie, a samozatrudnieni nie będą już mogli rozliczać się według liniowej stawki.

REKLAMA

Droga do celu jest jednak długa i kręta. Najpierw należałoby formalnie doprecyzować, kim jest samozatrudniony, a kim przedsiębiorca. Po drugie, w grę wchodzi praktyczne stosowanie tych rozgraniczeń. Według wiceministra Pawła Gruzy, to służby Krajowej Administracji Skarbowej (KAS) ocenią, do jakiej grupy kwalifikuje się dana osoba.

Czytaj też: Jeszcze mniej wolności. Szykują zmiany w Kodeksie Pracy. „Pracują nad nimi ludzie o sposobie myślenia Gomułki”

Zdaniem ekspertów, już na pierwszy rzut oka można wskazywać całe grupy przedsiębiorców, którzy wymykają się tym kryteriom – choćby agenci lub pośrednicy działający dla określonej firmy na wyłączność.

Jak podkreśla cytowany przez portal money.pl Rafał Iniewski, wiceprzewodniczący Rady Podatkowej Konfederacji Lewiatan, w grę mogłaby też wchodzić selekcja negatywna: „Dopiero po spełnieniu wszystkich przesłanek wykluczających, dana osoba mogłaby zostać uznana za przedsiębiorcę pozornego, nie mogącego korzystać z podatku liniowego.”

Np. gdy ktoś wystawia faktury na rzecz jednego podmiotu, a z umowy wynika, że będzie otrzymywał od tego podmiotu stałe wynagrodzenie, do tego przysługują mu kojarzone z umową o pracę płatne urlopy czy okres wypowiedzenia – to wskazuje na pozorną działalność gospodarczą.

Gra jest zapewne warta świeczki, choć trudno oszacować, o jak dużą grupę potencjalnych samozatrudnionych chodzi. Gdy pod koniec ubiegłego roku dyskutowano na temat zniesienia limitu składek ZUS, opierając się na danych ministerstwa rodziny, pracy i polityki społecznej, że taką maksymalną – przeznaczoną do likwidacji – stawkę płaciło 350 tys. osób. Jak spekulowano, spora część tej grupy płatników miała rozważać przejście na „samozatrudnienie”.

Przeczytaj też: Mieli pomagać ofiarom trzęsienia ziemi. Zamiast tego urządzali orgie i zabawiali się z prostytutkami

Źródło: PAP/ Innpoland.pl/ nczas.com

REKLAMA