Policjanci skatowali ciężarną kobietę, bo broniła niepełnosprawnego syna. Poroniła a potem została skazana za przemoc wobec funkcjonariuszy

Foto: PAP
REKLAMA

Mieszkać w dzielnicy uznanej za „trefną” to dodatkowe życiowe obciążenie. Przekonała się o tym pani Anna Hallmann, która mieszka na osiedlu Biskupia Górka w Gdańsku.

„Policja wszystkich mieszkańców Biskupiej Górki uważa za patologię. Są przekonani, że mogą z nami robić, co chcą, a i tak nikt nie stanie w naszej obronie” – mówi w rozmowie z Fakt24.pl pani Anna.

REKLAMA

30 sierpnia 2014 roku Anna Hallmann i jej synowie jedli w mieszkaniu obiad, gdy nagle zza okna dobiegł ich czyjś krzyk. „Ktoś wołał: „Ratunku! Pomocy! Biją!”. Poderwaliśmy się, żeby zobaczyć, co się stało. Okazało się, że policja ściga jakiegoś mężczyznę” – opowiada Anna Hallmann.

Czytaj też: Pani bankier gwałciła trzynastolatka w aucie. Nakryła ją policja [VIDEO]

„Synowie wybiegli, bo chcieli pomóc temu człowiekowi. Po chwili zobaczyłam, że starszy syn, który jest niepełnosprawny osuwa się na ziemię. Wybiegłam po niego. Leżał przed budynkiem. Był półprzytomny. Dopiero później okazało się, że policjant dwukrotnie poraził go paralizatorem z bliskiej odległości, około 20 cm, od serca” – powiedziała pani Anna.

Czytaj też: Szaleńczy pościg za pedofilem. Uciekał autostradą A2 pod prąd z 14-latką, którą wykorzystywał

„Udało mi się dociągnąć syna na próg klatki. Wówczas jeden z funkcjonariuszy, w jakimś nieprawdopodobnym szale, dobiegł do mnie i z całej siły zaczął napierać na mnie klatką piersiową. Zaparłam się rękoma i nogami o drzwi, żeby nie przewrócić się na leżącego na ziemi syna. Policjant napierał, by chwycić go przez moje ramię – kontynuuje dramatyczną opowieść 42-latka. – Nie wiedziałam co się stało. Pytałam funkcjonariusza, o co chodzi, za co chce bić moje dziecko, ale to wywołało w nim prawdziwą furię. Widząc tę agresję, krzyknęłam do syna, żeby uciekał do domu. Kiedy syn schował się w mieszkaniu, wówczas policjant wepchnął mnie na klatkę schodową i zaczął katować” – mówi z płaczem kobieta.

Według Anny Hallmann, agresywny policjant chwycił ją za włosy i zaczął wielokrotnie uderzać jej głową o ścianę. „Traciłam i odzyskiwałam przytomność. Później przyszedł drugi funkcjonariusz i zaczął okładać mnie pałką. To, co działo się później, znam tylko z relacji synów i sąsiadów. Podobno policjanci wywlekli mnie nieprzytomną przed budynek i ciągnęli po chodniku jak przysłowiowy worek kartofli. Wtedy byłam już w pierwszych tygodniach ciąży. Wiem też, że twierdzili, że symuluję i nie chcieli wezwać karetki – opowiada Anna Hellmann

Pani Hellmann kilka dni później poroniła.

Pani Anna ma obdukcję lekarską z tego potwornego zdarzenia a ponadto mieszkańcy sąsiednich budynków nagrali, jak poturbowana leży na ziemi.

Potem zaczął się następny koszmar – sądowy.Pani Hellmann została oskarżona o użycie przemocy, wobec interweniujących policjantów. Proces miał charakter niejawny. Sprawa ciągnęła się w sądzie aż cztery lata i miała charakter niejawny. W zeszłym tygodniu Sąd Okręgowy w Gdańsku w końcu wydał wyrok.

„12 lutego 2018 roku zapadł wyrok skazujący Annę H. (dawniej L.) na karę 6 miesięcy ograniczenia wolności z obowiązkiem wykonywania nieodpłatnej, kontrolowanej pracy na cel społeczny, wskazanej przez Sąd, w wymiarze 20 godzin w stosunku miesięcznym; Sąd orzekł również od Anny H. na rzecz pokrzywdzonych nawiązki po 250 złotych. Wyrok nie jest prawomocny. Sędzia sporządza uzasadnienie” – poinformował Fakt24 Tomasz Adamski, rzecznik prasowy Sądu Okręgowego w Gdańsku.

Wyrok nie jest prawomocny. Anna Hallman zapowiada, że będzie się od niego odwoływać.

Źródło: Fakt24

REKLAMA