Korwin-Mikke: nie mam nic przeciwko nakładaniu przez UE sankcji na Polskę i wyrzuceniu nas z Unii

REKLAMA
Janusz Korwin-Mikke. / fot. PAP/Najwyższy Czas
Janusz Korwin-Mikke. / fot. PAP/Najwyższy Czas

Nawet „Najwyższy CZAS!” zanadto przejmuje się problemem sankcyj wobec Węgier, podniecając się tym, że np. CEP-y z włoskiej Ligi gotowe są głosować przeciwko sankcjom – i dodając na stronie internetowej:

„Wcześniej prasa podawała, że za przyjęciem rezolucji w sprawie artykułu 7 wobec Węgier skłonni są głosować eurodeputowani Ruchu Pięciu Gwiazd, koalicjanta Ligi. Wynik środowego głosowania jest niepewny. Część posłów Europejskiej Partii Ludowej, do której należy rządzący na Węgrzech Fidesz, może głosować przeciw uruchomieniu procedury. W obronę Węgrów wezmą eurosceptycy i być może również europosłowie innych frakcji z krajów Europy Środkowo-Wschodniej. Głosowanie to będzie miało znaczenie także dla Polski – ta sama procedura będzie stosowana, gdyby europosłowie mieli wyrazić zgodę na stwierdzenie przez Radę UE istnienia wyraźnego ryzyka poważnego naruszenia przez Polskę wartości unijnych. Wymagana wówczas większość będzie ta sama. Zgodnie z art. 83 regulaminu PE eurodeputowani przyjmują wniosek wzywający Radę UE do podjęcia działań zgodnie z art. 7.1 unijnego traktatu »większością dwóch trzecich oddanych głosów«. Wątpliwości wzbudza rozumienie, czy głos wstrzymujący się w takim głosowaniu ma być zaliczany do oddanych. Według interpretacji służb prawnych Europarlamentu, głosy takie nie będą liczone.

REKLAMA

W czerwcu Komisja Wolności Obywatelskich, Sprawiedliwości i Spraw Wewnętrznych (LIBE) w PE opowiedziała się za uruchomieniem art. 7 unijnego traktatu wobec Węgier. W przegłosowanym przez nią dokumencie podkreślono, że w kraju tym istnieje poważne ryzyko naruszenia praworządności”.

Otóż regulamin PE mówi o 2/3 „oddanych” głosów. Rzecz jasna, głos wstrzymujący się jest głosem „oddanym” – w przeciwnym razie nie byłoby różnicy między wstrzymaniem się a nie przyjściem na głosowanie. Za każdym razem, w każdym ciele głos wstrzymujący się jest „oddany”. Jednak nie jest istotna logika – chodzi tylko o to, by dokopać Węgrom.

To wszystko razem jest jedną wielką komedią, bo – jak słusznie zauważa się w tym samym tekście: „Art. 7 Traktatu o UE stanowi, że na uzasadniony wniosek jednej trzeciej państw członkowskich, PE lub KE Rada UE może stwierdzić istnienie wyraźnego ryzyka poważnego naruszenia przez kraj członkowski wartości unijnych. Decyzja w tej sprawie, podejmowana przez kraje większością czterech piątych, nie wiąże się jeszcze z sankcjami, ale stanowi krok na drodze do ich nałożenia. Ewentualne podjęcie decyzji o sankcjach wymaga jednomyślności państw UE”.
Pokazuje to, jak bezwładnym tworem jest Unia Europejska. Żadne zdecydowane działanie nie może w niej zostać podjęte – wszystko wymaga tysięcy przetargów, uzgodnień, porozumień – by na końcu nie można było nic zrobić bez jednomyślności.

I – powtarzam – jak nauczyciele w polskich szkołach mają na lekcjach WOS-u wychwalać zastosowanie przez np. Polskę weta w stosunku do sankcyj na Węgry – gdy godzinę wcześniej, na lekcjach historii, ci sami nauczyciele mówili, że przyczyną upadku I Rzeczypospolitej było liberum veto?

Unijne lewo (bo „prawem” nie da się tego nazwać) jest tak skonstruowane, by żadna decyzja nie mogła zostać podjęta zgodnie z zasadą: „Niech mowa wasza będzie: TAK – TAK; NIE – NIE; co nadto jest – od Złego jest”. Chodziło o to, by w gąszczu niejasności rządząca Unią czołówka spiskowców mogła robić, co chce. Działa to – z ICH punktu widzenia – dobrze, dopóki… nie było potrzeby podjęcia jasnej i klarownej decyzji.

I w tym momencie ta metoda obróciła się przeciwko jej twórcom. ONI naprawdę maja już dość i Polski i Węgier, ale też nie mogą w tej sprawie nic konkretnie zrobić – poza potokiem potępień i groźbami ukarania tych dwóch państw.
I właśnie dlatego sądzę, że Unia Europejska nie tyle „musi zostać zniszczona”, co „musi się sama rozlecieć”. Zabawne jest przyglądanie się temu procesowi…

REKLAMA