Cenzura Google to nie mit. Wyciekły tajne dokumenty i nagranie. Szefowa innowacji chce powstrzymać reelekcję Trumpa

Siedziba Google i Donald Trump (kolaż) / Fot. Wikimedia Commons/PAP
Siedziba Google i Donald Trump (kolaż) / Fot. Wikimedia Commons/PAP
REKLAMA

Project Veritas, organizacja związana z Amerykańskim konserwatywnym politykiem Jamesem O’Keefe, opublikowała nagranie z udziałem szefowej odpowiedzialnej za innowacje w Google. Nakręcona w restauracji Jan Gennai wypowiadała się m.in. na temat ostatnich wyborów prezydenckich w USA i pytała co należy zrobić, bo do podobnych rozstrzygnięć więcej nie doszło.

Gennai zdradziła, że Google planuje tak dopasować algorytm wyszukiwarki, by wyświetlać użytkownikom przede wszystkim „właściwe” treści, czyli pasujące do lewicowej narracji i tym samym mieć realny wpływ na opinię publiczną.

REKLAMA

Nagranie potwierdza niejako zarzuty kierowane pod adresem Google. Internetowego potentata od wielu miesięcy oskarża się o manipulację przy wynikach internetowego wyszukiwania, która ma służyć kształtowaniu poglądów. W filmie słychać również wypowiedzi Gennai, które sugerują, że Google tak ustawia swoje algorytmy, by zapobiec powtórce wyników wyborów na prezydenta USA w 2016 roku.

Rozbicie technologicznych gigantów?

Elizabeth Warren, jedna z kandydatek w prawyborach Partii Demokratycznej na prezydenta USA w 2020 roku, zasugerowała, że należy rozbić gigantów technologicznych, takich jak Google, Amazon oraz Facebook i dopuścić do stołu również mniejsze firmy.

Dzisiejsze duże firmy technologiczne mają za dużo władzy. Za dużo władzy nad naszą gospodarką, naszym społeczeństwem i naszą demokracją – napisała Warren. – Zniszczyli konkurencję, wykorzystali nasze prywatne informacje dla zysku, krótko mówiąc przechytrzyli wszystkich. W tym procesie zranili małe firmy i zdławili innowacje – dodała.

Stanowisko przedstawicielki Partii Demokratycznej na opublikowanym filmie skomentowała również Gennai. – Tak jak ją kocham, tak muszę powiedzieć, że jest w ogromnym błędzie. Jeśli ziściłby się jej plan, to sytuacja nie tylko się nie polepszy, ale nawet pogorszy, ponieważ te wszystkie mniejsze firmy nie mają takich możliwości jak my i mogłyby się przyczynić do jeszcze bardziej zdecydowanego zwycięstwa Trumpa – stwierdziła.

Gdybyśmy hipotetycznie cofnęli się do 2016 roku i zastosowali wówczas obecne algorytmy, to wynik wyborów byłby taki sam, czy inny? – pytała retorycznie.

Gennai rusza do ataku

Po opublikowaniu materiału przez prawicową organizację Project Veritas, nagrana pracownica Google próbowała odpierać pojawiające się zarzuty, które… wynikały z jej wypowiedzi.

Prowadziłem swobodną rozmowę z kimś w restauracji i używałam jakiegoś nieprecyzyjnego języka. Projekt Veritas mnie dopadł. Dobra robota – odpowiedziała.

Project Veritas tak zmontował film, by ludzie odnieśli wrażenie, że jestem potężnym dyrektorem, który chce wpłynąć na najbliższe wybory prezydenckie. W obu przypadkach jest to oczywiście absolutny nonsens. Wyjaśniłam tylko, w jaki sposób Google pracuje nad zapobieganiem zagranicznych ingerencji w rozpowszechniane treści, które miały miejsce w 2016 roku. Robiliśmy to już wtedy, więc to żadna rewelacja – twierdzi.

Wielokrotnie potwierdzono, że Google działa jako wiarygodne źródło informacji, bez względu na polityczny punkt widzenia. W rzeczywistości Google w żaden sposób nie faworyzuje którejś z ideologii w swoich rankingach – dodała Gennai.

Powoływała się również na słowa Sundara Pichaia, wyżej postawionego pracownika Google, którego określiła jako „nieco potężniejszego i bardziej autorytatywnego”. – Nie tworzymy naszych produktów tak, by faworyzować jakąkolwiek opcję polityczną – miał powiedzieć Pichai.

Tajne dokumenty

Odwracanie kota ogonem w iście mistrzowskim stylu. Sęk w tym, że Project Veritas opublikował dodatkowo aż 120 stron tajnych dokumentów Google’a, które dokładnie potwierdzają to, co Gennai mówiła nie będąc świadoma, że jest nagrywana.

Wśród dokumentów jest między innymi notatka, w której możemy przeczytać jak pewna grupa zarządzająca Google wypowiada się na temat „niesprawiedliwego i szkodliwego traktowania”, twierdząc, że „nawet jeśli wyniki wyszukiwania są poprawne pod względem faktycznym, to należy rozważyć, w jaki sposób możemy pomóc społeczeństwu osiągnąć bardziej sprawiedliwy stan. Albo poprzez interwencję w algorytmach, albo poprzez zwiększenie wysiłków, by docierać z naszym przekazem do społeczeństwa”.

W jednym z fragmentów filmu można usłyszeć, jak Gennai niejako potwierdza tę tezę. – Ludzie, którzy głosowali na obecnego prezydenta, nie zgadzają się z naszą definicją sprawiedliwości – mówi.

Na innej ze stron można przeczytać, że „treści skrajnie prawicowe” zostały zakwalifikowane do nieetycznej grupy, której należy się dokładnie przyjrzeć.

„Nie sądzę, aby odpowiednie filtrowanie treści skrajnie prawicowych wychodziło poza nasze możliwości. Jeśli jednak rzeczywiście tak jest, to dlaczego nie skorzystać z sugestii Meredith, by wyłączyć funkcję sugestii, podpowiedzi? Może to przynieść znaczący skok pod względem zaufania użytkowników” – czytamy w dokumencie.

Trump zabiera głos

Projekt Veritas zamierza kontynuować badania nad nadużyciami w dużych firmach technologicznych i zachęca więcej osób z Doliny Krzemowej do dzielenia się swoimi historiami. Uruchomił nawet specjalną kampanię pod hasłem „Bądź odważny. Zrób coś”.

Aferę skomentował na Twitterze sam Donald Trump. – Jeśli Google ma takie możliwości, by wpływać na wybory prezydenckie i by uderzać w samego Prezydenta Stanów Zjednoczonych, to wyobraźcie sobie, co mogą zrobić zwykłym obywatelom. Wielkie firmy technologiczne duszące wolność słowa i myśli muszą zostać zatrzymane. Musimy zacząć działać, zanim będzie za późno – napisał.

Film został zamieszczony na YouTube, ale został już przez platformę usunięty z powodu „wielu skarg dotyczących prywatności”. Platformę, której właścicielem jest Alphabet Inc., czyli holding powołany przez… Google. Przedstawiciele giganta twierdzą jednak, że gdyby przesłana treść zawierała usunięte lub zamazane dane osobowe, to nie naruszyłaby zasad prywatności.

Nagranie można jednak oglądać na prywatnych serwerach Projekt Veritas. Na stronie internetowej organizacji zamieszczono również wspomniane wcześniej 120 stron dokumentów.

Sprawa jest rozwojowa, występuje w niej o wiele więcej wątków, nad którymi pochylimy się w najbliższych dniach.

Źródło: dailymail.co.uk/projectveritas.com/nczas.com

REKLAMA