Ekologia polityczna – o poszukiwaniu lepszego stanu natury

REKLAMA

Dlaczego ekologia polityczna nie ma sensu? Dlatego, że stan naturalny to jest ten stan, w którym jesteśmy w tej chwili. Na tym polega jego naturalność, że on istnieje realnie w danej chwili. Powstał samoistnie, czyli naturalnie, bez planowania.

Wszelkie poszukiwania „lepszego stanu naturalnego” w przeszłości nie mają sensu. Bo jedni mogą powiedzieć, że prawdziwa natura to była sto lat temu, inni z kolei będą przekonywać, że prawdziwy stan optymalny był w trzeciorzędzie. Ponieważ, wbrew rojeniom pisarzy SF, do przeszłości nie ma powrotu, wszelkie takie dywagacje są znaczeniowo zupełnie puste.

REKLAMA

A jeśli naturalne jest to, co jest w tej chwili, to oznacza, że naturalne są wszelkie zanieczyszczenia, ocieplenia czy oziębienia, wreszcie dziura ozonowa. A walka z tymi zjawiskami jest właśnie walką z naturą. W końcu człowiek jest częścią natury. I jeśli buduje miasta, to dzieje się to zupełnie naturalnie, tak samo jak naturalnie budują się rafy koralowe. Ale z tajemniczych przyczyn ekolodzy walczą z urbanizacją, ale chcą ochrony koralowców! Innymi słowy, wszelkie „Greenpeacy” powinny obrócić swój oręż przeciwko sobie samym.

Ruchy ekologiczne w istocie są oparte na ideologii politycznej sprzeciwiającej się zmianom w przyrodzie. O ile jednak taka ideologia ma sens w przypadku zjawisk z całą pewnością zależnych od człowieka i wtedy przybiera postać konserwatyzmu, to gdy zajmuje się kwestiami od człowieka niezbyt zależnymi – to stawia się w sytuacji poglądów magicznych. Zresztą w sumie te poglądy i zachowania magiczne nie są przecież ani dziwne, ani nowe.

Przecież od tysiącleci ludzie starali się wpływać na wulkany, by nie wybuchały, powodować uspokajanie się huraganów czy wpływać na pojawienie się opadów. Teraz tylko temat się zmienił – chcą walczyć z ociepleniem.

Tak więc, słysząc coraz to nowe ekobzdury, nie dziwmy się, tylko – aż boję się to napisać – walczmy z tymi postmodernistycznymi, ale starymi jak świat zabobonami. Zwłaszcza gdy rządy każą płacić za te zabobony pieniędzmi pochodzącymi z podatków.

REKLAMA