Genetyki i geriatryki

REKLAMA

Najgorsze efekty ekonomiczne przynoszą szpitale zarządzane przez lekarzy. Nie jest to reguła wszędzie i wszystkich obowiązująca, ale… Ze strachem przeciętny obywatel (potencjalny pacjent) obserwuje wszelkie reformy służby zdrowia, planowane i wdrażane przez lekarzy. Nie jest to także kanon niepodważalny, ale…

Na wszelki wypadek należy także kolejarzy trzymać z daleka od kierowania PKP; istnieje wówczas potencjalna szansa na punktualną jazdę pociągów. I tak dalej idąc tym śladem: szewcze, rób swoje buty, ale ich sprzedażą niech się zajmie facet o innych umiejętnościach.
Spróbuj to jednak przenieść w rzeczywistość. Zrób dyrektorem szkoły doświadczonego menedżera, z wykształceniem ekonomicznym… W życiu nie jest to możliwe w szkołach publicznych. W komisji konkursowej reprezentowani są w przeważającej liczbie nauczyciele i ci dbają, by -broń Boże – profan nie sprofanował kaganka oświaty. Lekarzy od zarządzania służbą zdrowia też oddzielić się nie da. Z pewnością też sferą ściśle zastrzeżonych wpływów lobby branżowych jest rolnictwo.

REKLAMA

System partyjno-demokratyczny gwarantuje wpływy lobby, nazywa je partiami, koalicjuje owe partie w grupy rządzące i daje im wpływy nieproporcjonalnie większe niż wynikałoby to ze wskaźnika inteligencji ich przywódców. Wieś jest wsią i wiochą ma pozostać. Wstęp ten jest potrzebny, by uświadomić Czytelnika, gdzie leży praźródło fragmentu programu rządu Kazimierza Marcinkiewicza o Polsce -strefie wolnej od żywności genetycznie modyfikowanej.

Polak-konsument, o ile ma pieniądze lub krewnych na wsi, ma możliwość nabyć normalną żywność. Jeśli nie – korzysta z tanich sortów w supermarketach. Przyjmuje więc z pokorą wyroby spożywczopodobne. Szynka, której dwa kilogramy powstają z kilograma mięsa; parówki, w których nie ma śladu cielęciny; salceson z żelatyny itd.; tego typu produkty na inną nazwę nie zasługują. Biedny konsument żre, co dają, w zamian słuchając debat parlamentarnych o zagrożeniu polskiego rolnictwa. Może się przy tym pocieszać, że mimo wszystko nie jest źle, bo ta podróba szynki nie jest modyfikowana genetycznie….

W Polsce więc, gdzie nie obowiązują żadne normy jakościowe produkcji żywności, gdzie nagminnie „załatwia się” wymagane (przez Wspólnotę Europejską) świadectwa weterynaryjne i fitosanitarne; taka właśnie Polska chce być strefą wolną od „genetyków”. Nie próbujmy z tym nawet dyskutować. Ludzie nie boją się znanych niebezpieczeństw. Salmonella jest stworzeniem udomowionym, zatrucia jadem kiełbasianym to bagatelka, grzyby trujące – fraszka. Groźne jest nieznane. Śmierć w ciągu jednego dnia na polskich drogach 70 ludzi, to tylko statystyka. Śmierć w ciągu pięciu lat, na terenie całej Azji 70 ludzi – groźną zapowiedzią katastrofy ptasiej grypy.
Wiedza o modyfikacji genetycznej trafia do przeciętnego obywatela z filmów SF. I to mu wystarczy. Na strachu i niewiedzy zawsze ktoś obeżreć się może.

Tylko po co? Biogenetyka jest najbardziej obiecującą branżą. Nie ma innego pomysłu, jak nakarmić mieszkańców całego świata. Były już podobne sytuacje, na szczęście opór ekologów miał miejsce post factum. Gdyby nie wprowadzono nawozów sztucznych, cała rolnicza Polska zdolna byłaby wyżywić nie więcej niż 10 mln ludzi. Gdyby nie proszek DDT, klęska głodowa taka jak w Irlandii w połowie XIX w. (ok. 3 mln zmarłych) byłaby doświadczeniem częstym. Nie wmawiajmy więc sobie wiary w utopię. Tzw. zdrową żywnością, produkowaną wyłącznie metodami naturalnymi, można wyżywić zaledwie kilkadziesiąt milionów ludzi. Reszta -prawie pięć miliardów straciłaby szanse na przeżycie. Odpowiednia inżynieria genetyczna może tym pięciu miliardom ludzi przedłużyć życie. W Polsce z powodzeniem prowadzone są doświadczenia nad „jadalnymi szczepionkami”, warzywami zmodyfikowanymi tak, by zwiększyć ich terapeutyczne właściwości. Biogenetyka umożliwić też może skuteczne oczyszczenie środowiska, tych naszych brudnych rzek, przesiąkniętych ołowiem pól, zarobaczywiałych lasów. Innymi słowy, to, co przedstawia się jako zagrożenie, przynieść może człowiekowi to, co obiecuje „ekologiczny raj”.

Najistotniejsze: spodziewane zyski z nowych technologii opartych na genetyce są tak duże, że nikt nie jest w stanie powstrzymać rozwoju tej branży. Może być najwyżej zjawisko podobne do współczesnej nam rewolucji informatycznej. Tam, gdzie panowała wolność inicjatywy, wolność poszukiwań i badań naukowych, tam gdzie gorset ideologii nie krępował ludzkiego umysłu; tam możliwy był szybki postęp w informatyce. Kraje o feudalnych i socjalistycznych ustrojach musiały przyznać się do swojego bankructwa. Podobnie jest z genetyką. Socjaliści polscy i europejscy mogą sztucznie uniemożliwiać rozwój inżynierii genetycznej. Tylko, że w niedalekiej przyszłości kraje takie padną na kolana. Po co nam przegrana, nawet w tak dobrym towarzystwie niemieckich ekologów i francuskich szowinistów?

Istota jednak nie leży w samej genetyce. Istota nawet nie leży we wszechwładzy lobby ćpunów ze wsi (tych, co jak narkotyków potrzebują zwiększenia wydatków na programy rolnicze, okołorolnicze i półrolnicze). Gorszą rzeczą jest krótkowzroczność. Politycy nasi przypominają generałów, którzy planują operacje na bazie doświadczeń z poprzedniej wojny. Gdy w normalnych krajach myślano o zróżnicowaniu dostaw nośników energii, u nas zachwycano się kontraktem na rosyjski monopol. Gdy my walczymy o przebieg jakiś rur, normalny świat inwestuje w badania wdrażające ogniwa paliwowe. Świetnie więc nam idzie pogoń za cywilizacją. To jak bieg, w którym zamiast walczyć o zwycięstwo – uczestnicy z szacunku pilnują zachowania należytego dystansu wobec lidera.

Jaką więc mamy receptę na rozwój? Bazowanie na opracowanych w innych państwach technologiach? Można. Lecz lepiej i taniej to robią Chińczycy. Konkurowanie z nimi wymaga rezygnacji z osiągniętego poziomu dobrobytu i zadowolenie się niższymi płacami za większą pracę. Ten wariant też nie będzie nam odpowiadał; Polak nie Chińczyk, pracować nie lubi.
A więc co dalej, którędy iść będzie dróżka rozwoju Polski? Czy ma iść i po co ma iść? A może faktycznie, pal to licho, i oby polska wieś spokojna, po co babcię denerwować, jak na dłuższą metę i tak umrze?

REKLAMA