Idioci na najwyższych stanowiskach

REKLAMA

Pewnie mało kto już pamięta, jak to Władysław Gomułka kazał aresztować pielgrzymujący po kraju w związku z obchodami 1000-lecia chrztu Polski cudowny obraz Matki Boskiej Częstochowskiej.

[nice_alert]Towarzysz „Wiesław” dopuścił sobie bowiem do głowy, że zarządzone przez prymasa Polski Stefana kard. Wyszyńskiego obchody 1000-lecia chrztu degradują rangę obchodów 1000-lecia państwa, jakie z kolei zarządziła partia. Ta ostatnia bowiem stała na nieubłaganym gruncie rozdziału Kościoła od państwa, chociaż akurat w tym przypadku „państwo” obchodziło 1000-lecie swego istnienia w nawiązaniu do daty chrztu, jakiemu Polskę poddał w roku 966 jej ówczesny władca Mieszko I.[/nice_alert]

REKLAMA

Ale Władysław Gomułka, który po pierwsze – uważał, że państwo to on, a po drugie – opętany przez żydokomunnych mełamedów traktował religię jako „opium dla ludu”, uznał peregrynację obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej po Polsce za osobistą obrazę i stąd ten nakaz aresztowania. Aliści prymas Wyszyński, nie w ciemię bity, nakazał, by w tej sytuacji peregrynację kontynuowały puste ramy do obrazu. Oczywiście Władysław Gomułka nie mógł tego wyzwania puścić płazem i wkrótce za pustymi ramami milicja ganiała po całej Polsce, bo pojawiały się one w wielu miejscach naraz. Dzisiaj normalnemu człowiekowi trudno uwierzyć, by takie błazeństwa wyprawiał przywódca całkiem sporego europejskiego państwa, a to przecież najprawdziwsza prawda!

[nice_info]Ten przypadek pokazuje, że Polska, jak rzadko który kraj, ma wyjątkowe szczęście do idiotów na najwyższych stanowiskach państwowych. Inna sprawa, że w sytuacji, gdy państwo polskie pozostawało pod sowiecką kuratelą, postawienie w Polsce idiotów na najwyższych stanowiskach mogło być działaniem celowym. Idioci bowiem mają skłonność do skupiania się na różnych nieistotnych osobliwościach i w związku z tym nie stanowią żadnego zagrożenia dla państw ościennych, które ich na tych stanowiskach przy pomocy swojej agentury postawiły.[/nice_info]

Idioci są natomiast bardzo wyczuleni na sprawy prestiżowe, a wrażliwość ta wydaje się wprost proporcjonalna do stopnia ich politycznego ubezwłasnowolnienia. Władysław Gomułka wprawdzie podkreślał, że podąża do socjalizmu „polską drogą”, ale – jak zauważył Janusz Szpotański w „Rozmowie w kartoflarni” – sprowadzała się ona mniej więcej do tego, że „nie chcę budować w stepie baraków, będę więzienia wznosił z pustaków!”. Nie mogąc podskoczyć swoim kremlowskim mocodawcom, odgrywał się na Matce Boskiej i pustych ramach.

Okazuje się, że mimo transformacji ustrojowej, pod tym względem niewiele się zmieniło. Wprawdzie Polska nie jest już pod dominacją sowiecką, bo nawet Związku Sowieckiego już nie ma, ale to niczego nie zmienia, bo aktualny strategiczny partner Rosji trzyma nasz kraj na coraz krótszej smyczy.

[nice_alert]Stąd też na najwyższych stanowiskach w państwie mieliśmy najpierw naturszczyka w osobie Lecha Wałęsy, który – jak to nie bez Schadenfreude relacjonowali niektórzy ministrowie z jego kancelarii – „pracował naukowo”, rozwiązując krzyżówki, potem filuta w osobie Aleksandra Kwaśniewskiego, któremu Żydzi dali wreszcie posadę jakiegoś nocnego czy może nawet całodobowego stróża tolerancji, no a teraz prezydentem jest Lech Kaczyński.[/nice_alert]

Wprawdzie wiele wskazuje na to, iż strategiczni partnerzy woleliby na tym stanowisku Donalda Tuska, ale mimo wysiłków wszystkich P.T. Agentur, jak dotąd udało się uplasować go na stanowisku Prezesa Rady Ministrów. Jest to stanowisko ogromnie prestiżowe – można latać rządowym samolotem i nie płacić za bilety, odbierać raporty dowódców kompanii honorowej, przewodniczyć zagranicznym wycieczkom członków konstytucyjnego składu Rady Ministrów, a nawet prowadzić „obrady” i tak dalej.

Oczywiście każdy medal ma i drugą stronę, bo nie ma rzeczy doskonałych – więc za te zewnętrzne znamiona prestiżu trzeba odwdzięczać się tym wszystkim, których staraniem takie stanowisko zostało uzyskane. Ten obowiązek bywa czasami kłopotliwy, bo to oni decydują o sposobie odwdzięczania. Stąd też taki np. minister Drzewiecki najpierw wychwalał pod niebiosa zalety p. Borowskiego, a po dwóch godzinach od wygłoszenia tej pochwalnej recenzji już go dymisjonował.

Oczywiście można na boku coś tam zrobić i dla siebie, czy dla kolegów, ale zasadniczo margines swobody jest bardzo wąski, a prawdę mówiąc – nie ma go wcale. Nie po to bowiem starsi i mądrzejsi wystrugują sobie z bananów kandydatów na państwowe stanowiska, by strzelać przed nimi kopytami czy prężyć się w postawie zasadniczej. Dobrze, jeśli nie wymagają tych zewnętrznych znamion posłuszeństwa i dyspozycyjności od państwowych dygnitarzy.

Nic więc dziwnego, że w tych okolicznościach dygnitarze są ogromnie uwrażliwieni na punkcie swego prestiżu, a wrażliwość ta jest wprost proporcjonalna do stopnia politycznego ubezwłasnowolnienia.

[nice_alert]I oto Rada Ministrów podjęła uchwałę, w której „potwierdza, że skład delegacji Rzeczypospolitej Polskiej na posiedzenie Rady Europejskiej wyznacza Prezes Rady Ministrów”. Chodziło o to, że na posiedzenie Rady Europejskiej postanowił pojechać również prezydent Lech Kaczyński i jako prezydent – objąć przewodnictwo polskiej delegacji. Charakterystyczne jest, że Rada Ministrów nie ośmieliła się otwarcie zakwestionować mu tego prawa, tylko przypominając, że skład delegacji wyznacza premier, dała do zrozumienia, że bez zezwolenia premiera prezydent do Brukseli pojechać nie może, a jeśliby nawet pojechał, to nawet nie jako członek delegacji, a tym bardziej jej przewodniczący. [/nice_alert]
Czyż to nie finezyjna formuła dyplomatyczna? Po tej finezji poznaję, że musiała wyjść z inicjatywy ministra Sikorskiego, który najwyraźniej marnuje swoje talenty mimiczne na stanowisku bezsilnego, nominalnego „szefa polskiej dyplomacji”, kierowanej – jak zapewniła nas w ubiegłym roku „Gazeta Wyborcza” – przez mafię utworzoną jeszcze przez nieboszczyka Bronisława Geremka. Ponieważ prezydent Kaczyński, mimo tego stanowczego memento, do Brukseli uparł się jednak polecieć, m.in. dlatego, że drugi państwowy samolot właśnie wrócił z kapitalnego remontu, pojawiły się pogłoski, iż rząd poda go do sądu morskiego, to znaczy do Trybunału Konstytucyjnego, a ten już ustali, który dygnitarz jest najważniejszy, a który mniej ważny.

Pamiętając, iż poglądy prawne sędziów Trybunału Konstytucyjnego uzależnione są od daty nominacji, co wyszło na jaw przy orzeczeniu w sprawie ustawy lustracyjnej, nie jest wykluczone, iż zostanie nam objawione, że w dni parzyste najważniejszy jest prezydent, a w nieparzyste – premier rządu.

Możliwe, że w tych sprawach Polska zachowała jeszcze suwerenność, chociaż, jak wiemy, utraciła ją już nawet w sprawach futbolowych. Może to i lepiej w sytuacji, gdy jeden z czołowych ministrów Kancelarii Prezydenta, pan Michał Kamiński, stwierdził w kontrolowanej przez razwiedkę stacji TVN, że obecny kryzys finansowy jest rezultatem praktykowania przez Stany Zjednoczone „dzikiego liberalizmu”, który premier Donald Tusk i Platforma Obywatelska chciałyby zastosować również w Polsce, na co prezydent Kaczyński im nie pozwoli. Co to za fatum ciąży nad Polską, że ma upodobanie akurat w dygnitarzach o takim poczuciu rzeczywistości?

[nice_download]Nowe książki w księgarnii NCZ!:[/nice_download]

Jak zrujnowac gospodarke, czyli Keynes wiecznie zywy (praca zbiorowa): Keynesizm odradza się wciąż w tej czy innej formie, podnosi głowę raz tu, raz tam. Głośne ciecia podatkowe George’a W. Busha atakowane były m.in. za to, ze nie potrafiły wystarczająco obniżyć obciążeń podatkowych ludzi biednych, co mogłoby pomoc gospodarce poprzez uruchomienie dodatkowego popytu, jako ze – zdaniem keynesistowskich krytyków polityki prezydenta – powszechnie wiadomo, iż robotnicy wydaja więcej niż bogaci. To jest właśnie cały Keynes!

Spisek teczowej koalicji (Spensera Hughesa): Kultowa powieść Spensera Hughesa „Spisek tęczowej koalicji” stała się juz klasyka amerykańskiej literatury z gatunku pilitical fiction. Sensacyjna intryga, szybkie tempo i niespodziewane zwroty akcji upodabniają ja do literatury kryminalnej, zaś obecność licznych motywów religijnych wskazuje na podobieństwo do nurtu clerical fiction.

Przeciw beznadziei (Arkadiusz Robaczewski): Książka zawiera zbiory esejów, felietonów i komentarzy, pisanych wyrazistym, rzadko dziś spotykanym, językiem. Autor porusza sprawy demokracji, aborcji, kryzysu polskości, obecności Kościoła w życiu politycznym a także jego kryzysu, wreszcie Radia Maryja i jego obecności i roli w kształtowaniu społecznej świadomości Polaków.

Lech Kaczynski w Tbilisi (Adam Wielomski, Jan Engel): Ksiazka znakomitych publicystow o mozliwych sposobach prowadzenia polityki oraz polskiej racji stanu na tle kryzysu gruzinskiego. Polecamy!

Zachęcamy do złożenia zamówienia!

[nice_link]UWAGA: Przedruk artykułów (w całości lub części), jest możliwy JEDYNIE: a) za podaniem klikalnego źródła b) tylko w niezmienionej formie: artykuł + informacje poniżej artykułu np. o ewydaniu, nowych publikacjach w sklepie, itp.[/nice_link]

REKLAMA