Chiny jak II Rzesza. Podobieństwa i różnice

REKLAMA

Odradzający się na naszych oczach wielobiegunowy porządek świata przywołuje nieodparte skojarzenia z sytuacją z początku XX wieku. Tak teraz jak i wtedy jedno z mocarstw było postrzegane jako najbardziej zainteresowane zmianą istniejącego porządku. W 1914 takim mocarstwem była II Rzesza Niemiecka, a obecnie Chińska Republika Ludowa. Sytuacja geopolityczna oraz cele obu państw wykazują, pomimo różnic cywilizacyjnych i położenia geograficznego, zaskakujące podobieństwa.

Pierwsze skojarzenie, jakie wiąże się ze współczesnymi Chinami, to „fabryka świata”, zalewająca świat tanimi produktami kiepskiej jakości. Z kolei niemiecka gospodarka, chociaż także oparta na eksporcie, kojarzy się z produktami wysokiej klasy. Paradoksalnie sto lat temu „fabryką świata” były właśnie Niemcy, które w tej roli zastąpiły Wielką Brytanię. Różnica tkwiła w oferowanym asortymencie. Niemiecki przemysł przed pierwszą wojną światową skupił się na metalurgii, chemii oraz przemyśle precyzyjnym (z raczkującą wtedy elektrycznością). W jego ofercie oprócz tanich, masowych produktów były także te najwyższej jakości, czyli wszystko od armat przez zabawki po igły krawieckie. Jednym z głównych odbiorców masowej produkcji niemieckiej były w owym czasie Chiny.

REKLAMA

Historia zatoczyła koło

Sukces gospodarczy, jaki Państwo Środka osiągnęło w ostatnich trzech dekadach, przyczynił się do zwiększenia asertywności ich elit i dumy narodowej wśród zwykłych ludzi. Z tego z kolei wynika ambicja zdobycia pozycji prawdziwego mocarstwa, w Chinach dodatkowo wzmacniana wspomnieniem dawnej potęgi własnego państwa i cywilizacji oraz ponad stu lat doznawanych ze strony Zachodu upokorzeń. Jednak dążące do zmiany zastanego ładu Chiny, które oficjalnie się od tego odżegnują, wywołują oczywiście opór starych mocarstw, zdeterminowanych, by utrzymać swoją dotychczasową pozycję. Dokładnie taka sama sytuacja istniała pod koniec XIX stulecia, kiedy rodzące się mocarstwa: Niemcy, Japonia i USA rzuciły wyzwanie na różnych polach Wielkiej Brytanii, Francji i Rosji. Obecnie na mocarstwa wyrastają lub do tego statusu powracają Chiny, Indie i Brazylia. Co ciekawe, zmianą panującego układu sił z USA jako hegemonem zainteresowane są także „stare mocarstwa” – Rosja, Francja i Niemcy.

Rywalizacja między starymi a nowymi potęgami to nic nowego. W XVII w. Anglia, Francja i Holandia zaatakowały imperia Portugalii i Hiszpanii, by następnie zacząć walczyć między sobą. Z tej walki zwycięsko wyszła Anglia, a metody, które zastosowała, były dużo bardziej brutalne (vide zbrojne zajęcie Quebeku, Cejlonu, Kraju Przylądkowego) od używanych przez wilhelmińskie Niemcy czy współczesne Chiny, preferujące przynajmniej jak na razie głównie presję ekonomiczną. Najbardziej zaskakującym podobieństwem między bismarckowskimi Niemcami a ChRL jest zainteresowanie Afryką. W obu przypadkach chodzi o zasoby naturalne oraz o rynki zbytu. Chiny znajdują się jednak w znacznie lepszej sytuacji niż Niemcy na początku XX stulecia, bowiem dawny system kolonialny zastąpiony został siecią mniej lub bardziej oficjalnych powiązań z dawną metropolią. W takich warunkach dużo łatwiej prowadzić ekspansję gospodarczą i stosować nieformalne metody nacisku.

Całą sprawę ułatwia dodatkowo Chińczykom antyzachodni resentyment w Afryce. Tamtejsi przywódcy nie chcą już słuchać kolejnych napomnień i kazań Zachodu o demokracji i prawach człowieka i witają przyjeżdżających z walizkami pieniędzy i pro-biznesowych Chińczyków z otwartymi ramionami.

Armia u władzy

Najbardziej niepokojącą cechą wspólną obu państw są niejasne mechanizmy kontroli nad armią, prowadzące do przekształcenia jej w „państwo w państwie”. W trakcie pierwszej wojny światowej niemiecki sztab generalny zyskał większy wpływ na politykę zagraniczną państwa niż ministerstwo spraw zewnętrznych. Z czasem te wpływy zostały rozszerzone także na politykę wewnętrzną. W Chinach, podobnie jak w Związku Sowieckim, na którym się wzorowano, armię kontroluje partia. W ZSRR partia, armia i bezpieka stanowiły trzy osobne organizmy, przy czym partia umiejętnie stosowała zasadę „dziel i rządź”, przeciwstawiając armię bezpiece i odwrotnie. W ChRL partia i armia stanowią jedną strukturę wewnątrz drugiej, a służba bezpieczeństwa podlega częściowo amii, a częściowo Ministerstwu Bezpieczeństwa Publicznego. Co więcej, na ostatnim kongresie partii w 2007 roku około 30 procent delegatów wywodziło się z armii. To bardzo niebezpieczna sytuacja (nie do pomyślenia w Związku Sowieckim), która może grozić przejściem władzy z rąk nowoczesnych technokratów w ręce twardogłowych wojskowych. Nastawienie tych ostatnich może być znacznie bardziej nacjonalistyczne, a wizja dalszego rozwoju Chin znacznie bardziej konfrontacyjna.

Kolejne podobieństwo to sytuacja geopolityczna Chin i wilhelmińskich Niemiec. W obu przypadkach mamy do czynienia z państwami położonymi centralnie względem swojego regionu czy kontynentu, które zawsze będą miały wszelkie predyspozycje do zdominowania sąsiadów. Oprócz położenia przemawiają za nimi potencjał ludnościowy i gospodarczy. Samuel Huntington twierdził, że Chiny tylko z racji samych swych rozmiarów mogą zostać największą gospodarką i potęgą globu, tak jak było to do XVIII wieku.

Różnice

W przeciwieństwie do Chin, Niemcy są jedynie „państwem centralnym”, od czasu do czasu pretendującym do roli europejskiego hegemona, jaką pełniły we wczesnym Średniowieczu. Chiny zaś w opinii ich mieszkańców, były i znów mogą być centrum wszechświata, „Państwem Środka”, swoistym mikrokosmosem. Za Wielkim Murem, podobnie jak w USA, istnieje silna tradycja izolacjonistyczna. Chiny w swojej długiej historii kilkakrotnie odcinały się od świata zewnętrznego. Dla Niemiec taki wariant jest niemożliwy – nigdy nie postawią one Wielkiego Muru w środku Europy. Cywilizacja zachodnia mogłaby istnieć bez Niemiec, chociaż byłaby znacznie uboższa. Z kolei Chiny to kilkadziesiąt ludów, prowincji wielkości państw europejskich, cywilizacja sama w sobie, która może istnieć w kontakcie czy symbiozie ze światem zewnętrznym, ale może obejść się także bez niego.

Chińczycy są tego świadomi, stąd też bierze się ich paternalistyczny stosunek do reszty świata. Rezultatem tego są różne oblicza niemieckiego i chińskiego nacjonalizmu.

Niemiecki z epoki cesarstwa zakładał ekspansję i konieczność udowodnienia własnej wyższości nad innymi, natomiast od ponad stu lat celem chińskich nacjonalistów jest także udowodnienie własnej wartości, jednak w inny sposób. Najpierw było nim wyrzucenie z Chin „zamorskich diabłów”, a gdy okazało się to niekorzystne, użycie ich według zasady „wykorzystać Zachód dla Chin” w celu przywrócenia „Państwu Środka” „należnego w świecie miejsca”. Nacjonalizm stał się dla KPCh wentylem bezpieczeństwa, pozwalającym kanalizować społeczne niezadowolenie, a po 1989 roku głównym filarem legitymacji partii, jako ugrupowania i przywracającego Chinom dawną potęgę i broniącego go przed Zachodem i Japonią, które nie potrafią się z tym pogodzić.

Jednak w trakcie zeszłorocznych demonstracji antyjapońskich (wywołanych aresztowaniem przez Japończyków chińskiego kutra przy spornych wyspach Senkaku/ Daioyu) sytuacja wymknęła się spod kontroli. Do haseł antyjapońskich dołączyły te krytykujące biurokrację, korupcję i nieudolność. Po raz kolejny potwierdziły się obawy, iż chiński nacjonalizm to „szpada o podwójnym ostrzu” i w przyszłości decydenci w Pekinie będą musieli zagrywać tą kartą coraz ostrożniej. Olbrzymia różnica to także potencjał naukowo-techniczny. Nauka w cesarskich skich Niemczech stałą na bardzo wysokim poziomie, a w dziedzinie nauk ścisłych państwo to wręcz wyprzedzało swoją epokę.

W Chinach, które wydają na naukę trzy razy większy odsetek PKB niż UE w ciągu ostatnich 30 lat, dokonał się gigantyczny postęp, jednak nadal im daleko do światowej czołówki. Chiński przemysł mimo kilku spektakularnych sukcesów w dziedzinie wojskowości (o niepewnych możliwościach i osiągach, takich jak niewykrywalny myśliwiec J20, niszczyciele typów 051, 052, fregaty typu 054) ciągle ma problemy z opanowaniem rosyjskich i zachodnich technologii z lat 80. i 90. minionego wieku (chodzi głównie o silniki lotnicze oraz nuklearny napęd okrętów podwodnych).

Brak wojennego entuzjazmu

Najważniejsza różnica leży jednak w konstrukcji całego systemu międzynarodowego i mentalności jego uczestników. W roku 1914 wszystkie mocarstwa powitały wybuch wojny z entuzjazmem, widząc w niej same potencjalne korzyści. Była to tragiczna pomyłka, a korzyści odniosły jedynie najmniej zaangażowane w konflikt mocarstwa – USA i Japonia. Obecnie wszyscy zainteresowani uważają konflikt za zupełnie nieopłacalny. Tym bardziej współczesne Chiny, których doktryna pokojowego rozwoju akcentuje potrzebę stabilnego otoczenia międzynarodowego jako niezbędnego elementu ich dalszej modernizacji.

Nie oznacza to, że groźbę zbrojnego konfliktu należy wykluczyć. Gdy na arenę dziejów wkracza nowe supermocarstwo, zawsze wywołuje to ogromne napięcia…

REKLAMA