Chiny nową potęgą lotniczą?

REKLAMA

Chin to jednak nie zraziło

Po reorganizacji państwowego przemysłu lotniczego powstało konsorcjum ACAC z siedzibą w Szanghaju, w skład którego weszły znane z produkcji samolotów wojskowych chińskie firmy: Chengdu, Shenyang i Xian. W przedsięwzięcie zaangażowano więc znaczną część potencjału przemysłu lotniczego Chin, choć opracowywany samolot pasażerski wcale nie był wielki, mniej więcej 100-osobowy.

REKLAMA

ARJ21, czyli Advanced Regional Jet z XXI wieku jest przeznaczony do transportu 90-105 pasażerów na regionalnych trasach do 2000-3000 km. Chiny twierdzą, że został on całkowicie opracowany w Państwie Środka, ale chyba nie do końca tak jest, bowiem do wykonania jego elementów wykorzystano te same przyrządy montażowe, jakich używano do produkcji komponentów do amerykańskiego MD90, do którego nota bene ARJ21 jest łudząco podobny. ARJ21 oblatano 28 listopada 2008 roku w Szanghaju i już w 2011 roku planowano podjęcie jego masowej produkcji.

Natrafiono jednak na wielkie problemy przy dopracowaniu konstrukcji, choć wiele technologii kupiono od Amerykanów, w tym silniki (General Electric) i elektronikę (Rockwell-Collins). Doszło nawet do tego, że skrzydło poddane próbom wytrzymałości złamało się przed osiągnięciem wymaganego obciążenia! Mimo ponad 300 zamówień składanych od 2003 roku, do dziś do służby operacyjnej trafił 1 (słownie: jeden) samolot tego typu, który wozi pasażerów pod flagą chińskiego przewoźnika Chengdu Airlines od czerwca 2016 roku. Pozostałe pięć zbudowanych maszyn wciąż przechodzi próby.

Chin jednak i to nie zraziło. W maju 2008 roku wspomniane konsorcjum ACAC przeformowano w nową firmę Commercial Aircraft Corporation of China – COMAC. A ściśle rzecz biorąc, dotychczasowe konsorcjum „dopompowano” kolejnymi przedsiębiorstwami, tym razem włączając w nie dosłownie wszystkie chińskie firmy lotnicze, łącznie z Harbinem i Guizhou. Ja wiem, że państwu te nazwy nic nie mówią, ale w świecie lotnictwa wojskowego każda z nich jest kojarzona z jakąś znaczącą konstrukcją.

Teraz ich konstruktorskie doświadczenie i intelektualny potencjał mają być wykorzystane do opracowania chińskiego liniowca pasażerskiego. Mało tego – dla zapewnienia odpowiedniego finansowania przedsięwzięcia do COMAC wpakowano też inne państwowe giganty: Aluminum Corporation of China (produkcja aluminium), Baosteel Group Corporation (produkcja stali) czy Sinochem Group (branża chemiczna). Tak bardzo Chinom zależy na znalezieniu się w gronie producentów samolotów pasażerskich!

Wszystko to jednak nie gwarantuje powodzenia nowego C919, przeznaczonego do transportu 158-168 pasażerów, który nota bene jest łudząco podobny do Airbusa A320. Co oczywiście o niczym nie świadczy, ale ponieważ Chiny jak dotąd nie grzeszyły nadmierną ochroną własności intelektualnej, to niektórzy czynią nieprzyzwoite aluzje. Gwarantem sukcesu nie jest też fakt, że silniki dla C919 pochodzą z europejsko-amerykańskiej spółki CFM, a elektronikę pokładową dostarczają firmy amerykańskie. Nawet opony kupiono we francuskim Michelinie. Praktycznie w Chinach wykonano „goły” płatowiec.

566 zamówień

Samolot ten, choć dopiero istnieje jeden egzemplarz latający od 5 maja 2017 roku, został już zamówiony w imponującej ilości 566 sztuk. Zamówiły go jednak niemal wyłącznie chińskie firmy. W dodatku są to w większości firmy leasingowe, kupujące samoloty po to, by je wynająć prawdziwym przewoźnikom, których nie zawsze stać na wysupłanie kilkuset milionów dolarów na zakup nowych maszyn. W Chinach tak bardzo zaangażowano się w to patriotyczne przedsięwzięcie, że jednym z zamawiających jest oddział leasingów… Chińskiego Banku Rolniczego! To tak jakby nowe pasażerskie liniowce kupił nasz Bank Spółdzielczy z zamiarem podnajęcia ich LOT-owi…

Na chiński produkt łaskawym okiem spoglądają też i tacy przewoźnicy jak Ryanair, którego umiejętność cięcia kosztów jest już legendarna. Nie ma się jednak co śmiać. Chiński wojskowy przemysł lotniczy powstał po II wojnie światowej całkowicie od zera.

Kompletnie z niczego. Zaczęto od radzieckich licencji. Shenyang i Chengdu klepały radzieckie myśliwce, Harbin – licencyjne śmigłowce, a Xian – bombowce i samoloty transportowe. Po rozwodzie Chin z ZSRR konstrukcje te nadal rozwijano, zdobywając nawet rynki eksportowe. Co prawda wśród odbiorców były takie państwa jak Bangladesz, Mianma (czyli Birma), Sudan czy Tanzania, ale lista ta stopniowo się wydłużała. Dziś Chiny prowadzą próby aż dwóch „niewidzialnych” myśliwców najnowszej generacji – Chengdu J-20 i Shenyang J-31 – które porównywane są z amerykańskimi F-22 Raptor i F-35 JSF. To nie są już te toporne, kopiowane i przestarzałe konstrukcje, z jakich Chiny słynęły jeszcze 30 lat temu. Może więc i chiński pasażerski liniowiec też w końcu się przebije na światowe rynki? Na razie Boeing, Airbus czy Embraer mogą spać spokojnie, ale kiedyś Chińczycy odbiorą im wielu klientów. To nie jest kwestia „czy”. To kwestia „kiedy”.

REKLAMA