Chodakiewicz: Co to jest Polonia?

REKLAMA

W sposób naturalny narzuca się pytanie: która Polonia? Jaka Polonia? Zresztą w ogóle: co to jest Polonia? A może najpierw pokuśmy się o zdefiniowanie terminu „Polak”. Przyjmijmy, że Polakiem czy Polką jest osoba identyfikująca z polskością, o ile rozumie ona polskość jako ciągłość tradycji narodowej opartej na prymacie religii chrześcijańskiej, zasadach prawa rzymskiego oraz spuściźnie greckiego logocentryzmu. Jest to triada stanowiąca Cywilizację Zachodnią, z której wyrasta Polska.

Ponadto Polka i Polak podtrzymują konieczność kontynuacji polskich wartości – takich jak wiara, wolność jednostki, integralność rodziny, niepodległość kraju i nienaruszalność wartości prywatnej. Trudno bowiem twierdzić, że jest się Polakiem, bez nawiązywania do spuścizny pokoleń, których osiągnięcia i klęski składają się na sens polskości i definiują polskość. Polakiem w tym sensie jest się dobrowolnie, zgadzając się na akceptację pewnego polskiego dziedzictwa moralno-historycznego i świadomie pracując, aby je uchronić, kultywować, wzbogacić i przekazać potomnym. Podkreślmy, że jest to kulturowa i etyczna definicja polskości. Nazwijmy to modelem kontynuacyjnym polskości.

REKLAMA

Odrzucenie tak rozumianej polskości oznacza zerwanie ciągłości tradycji narodowej, a więc postawienie się poza byciem Polką lub Polakiem. W tym sensie na przykład komunista – czyli osoba, która głosi konieczność totalnego, rewolucyjnego zniszczenia wszelkich związków z przeszłością i budowania „na nowo” – z definicji nie może być Polakiem. Można to zilustrować w ten sposób, że np. osoby, które za swojego bohatera uważają Janka Krasickiego, a nie wiedzą, kto to był Jan III Sobieski, są po prostu polskojęzycznymi post-Sowietami. Osobna kategoria to post-Polacy. Mimo że znają i rozumieją tradycję narodową, uważają ją w najlepszym wypadku za irytujący ornament, ale często też za zbędny bagaż, wręcz za przekleństwo i przeszkodę na drodze do nowoczesności. W pewnym sensie post-Polacy taktycznie znajdują wspólnotę interesów z polskojęzycznymi post-Sowietami.

I tak na ziemiach dzisiejszej RP mamy do czynienia – w sensie mentalności – z trzema typami mieszkańców: Polaków, post-Polaków i polskojęzycznych post-Sowietów. Tyle o czystych formach w teorii. W praktyce bowiem czasami możemy dostrzec nakładanie się w rozmaitych proporcjach tych trzech typów. Taką mieszankę można celnie nazwać post-PRL-owcem, a zjawisko to rozpatrzymy głębiej kiedy indziej. No, ale przynajmniej ci, którzy deklaratywnie podpisują się pod zasadą kontynuacji tradycji polskiej, są świadomymi Polakami. Trochę ich jeszcze jest.

A czym w świetle powyższego jest Polonia? Polonia to osoby poczuwające się do polskości, lecz żyjące poza granicami I Rzeczypospolitej. W tym sensie Polacy w Petersburgu, Władywostoku, Kazachstanie, USA, Singapurze, na Tajwanie, w Japonii, Australii, Arabii Saudyjskiej, Afryce Południowej, Kenii, Nigerii, Brazylii, Argentynie, Francji, Włoszech, Danii, Irlandii czy Wielkiej Brytanii wchodzą w skład Polonii. Polonusi należą więc do rodziny Polaków.

Podkreślmy przy tym, że osoby o polskiej świadomości narodowej na Wileńszczyźnie, Podolu, Żytomierszczyźnie, Mińszczyźnie czy Smoleńszczyźnie oraz w Kurlandii i Prusach Książęcych są po prostu Polakami. Naturalnie na Kresach mamy do czynienia z dużym stopniem sowietyzacji Polaków, ale tak długo jak świadomość pozostaje polska, nie jest to jednoznaczne z rusyfikacją ani z białorutenizacją czy ukrainizacją bądź lituanizacją. A ponieważ oni nie odeszli od Rzeczypospolitej, tylko Polska została od nich odepchnięta, pozostają Polakami, chociaż naturalnie różniącymi się od Polaków w post-PRL – który to kraj pod przewodem Polaków człapie nieustannie do III RP, pod wpływem polskojęzycznych post-Sowietów moskwocentrycznie utrwala „zdobycze” PRL, a pod kierownictwem post-Polaków doświadcza eksperymentu rozmywania się w Unii Europejskiej.

Od czasu do czasu natykamy się na post-Polaków zamieszkujących poza granicami I RP. Na przykład wielu służących w Brukseli nabrało mentalności podobnej do urzędników habsburskich w Imperium Austro-Węgierskim. Lojalność ich odnosiła się głównie do Najjaśniejszego Pana Franciszka Józefa, a ich polskość – o ile się ujawniała – była lokalna, stłumiona, przypadkowa, rozmywająca się w cesarsko-królewszczyźnie, a w najlepszym wypadku manifestowała się pewnym przywiązaniem do kultury polskiej, co powodowało pewną życzliwość dla dążeń wolnościowych Polaków, choć Wiedeń zawsze stawiano ponad Warszawę, a nawet Kraków czy Lwów.

Takie podejście do polskości naturalnie charakteryzowało się różnym natężeniem w różnych czasach. Wynikało to nie tylko z koniunkturalizmu, ale również z narastającego latami przyzwyczajenia i rezygnacji. Bardzo niewiele osób potrafi kwestionować sytuację zastaną. Jeszcze mniej ma w sobie siłę, aby aktywnie i świadomie sprzeciwić się status quo. Podobne jak w Austro-Węgrzech postawy powoli kształtują się w Unii Europejskiej, szczególnie wśród urzędniczego kontyngentu w Brukseli i Strasburgu. Następuje tutaj typowe zjawisko mylenia korzyści własnych płynących z kariery w strukturze ponadnarodowej ze służbą Polsce.

Chyba że świadomie służy się Polsce nawet w ramach Unii Europejskiej. Czy jest to możliwe? Naturalnie jest to bardzo trudne, bo oznaczałoby działania dążące do podminowania, sabotowania, neutralizowania czy choćby tylko łagodzenia trendów unijnych mających na celu zlikwidowanie państw narodowych (np. Polski) i zniwelowanie świadomości narodowej (np. polskości), a zastąpienie ich ponadnarodową strukturą systemową i świadomością. Oczywiście można podejmować próby promowania podwójnej mentalności – europejskiej i polskiej. To się w dużym stopniu już dzieje. Ale jest to rozwiązanie tymczasowe.

Jak pokazuje historia, coś podobnego udało się w USA, gdzie człowiek może mieć (i ma) „świadomość stanową” Montany, a jednocześnie czuć się Amerykaninem. Ale taki człowiek ma z innymi Amerykanami, o „świadomości stanowej” Alabamy czy Kalifornii, wspólny system etyczno-historyczny, zwykle oparty na spuściźnie religii chrześcijańskiej, prawa rzymskiego i greckiego logocentryzmu, a przy tym jest silny kontynuacją wiary, tradycji, rodziny, własności prywatnej, wolności jednostki i niepodległości kraju.
W Unii Europejskiej po prostu takiego stanu rzeczy nie ma. Dominujące elity europejskie odrzuciły bowiem bagaż tradycji Cywilizacji Zachodniej, szczególnie chrześcijaństwo. Starają się go zastąpić polityczną poprawnością i ponadnarodową biurokracją.

Post-chrześcijańskie elity charakteryzuje umiłowanie etatyzmu i socjalizmu oraz nienawiść do tradycji, nacjonalizmu i USA. Trudno spodziewać się z takiego źródła wyrozumienia i tolerancji w stosunku do prób zachowania ciągłości polskości, a więc rozwoju Polski i Polaków według wzorca kontynuacji tradycji i poczucia mentalnej ciągłości międzypokoleniowej, którą Edmund Burke uważał za bezwzględnie potrzebną do harmonijnego rozwoju społeczeństwa.

Post-Polacy (i tubylczy post-Sowieci) odrzucają model kontynuacyjny polskości. A innego nie ma, bo polskość to nie abstrakcja definiowana codziennie inaczej, według apriorystycznego widzimisię, lecz ściśle określona spuścizna pokoleń. Samo stwierdzenie „jestem Polakiem” oznacza przyjęcie a posteriori, że coś takiego jak polskość i Polak już istnieje i jest w jakiś sposób ukształtowane na podstawie doświadczeń przeszłości. Redefinicja polskości jest więc możliwa przy zachowaniu ciągłości. Zerwanie ciągłości jest zerwaniem bytu zwanego polskością, a więc nielogiczne jest odwoływanie się do „polskości” przy propozycjach wprowadzenia nowego modelu „Polaka”, całkowicie oderwanego od bycia Polakiem w rozumieniu modelu kontynuacji.

Wypływa z tego wniosek, że post-Polacy powinni zostać odsunięci od kierowania losem Polski i Polaków, bowiem ich pomysły na urządzenie świata są sprzeczne z kontynuacją zjawiska polskości i interesami osób uznających się świadomie za Polaków. Nie trzeba chyba udowadniać, dlaczego o losach Polski nie powinni decydować polskojęzyczni post-Sowieci. Zauważmy też – oprócz zaszłości historycznych i teraźniejszych działań w formie moskiewskiej agentury wpływu – że tubylczy post-Sowieci mają tendencję wspierania post-Polaków. Gwarantuje to bowiem zachowanie personalno-instytucjonalnych bytów PRL w ramach moralnie relatywistycznej przecież struktury ponadnarodowej UE. I niweluje zagrażający obu orientacjom model kontynuacyjny polskości.

Czyli logika wskazuje, że Polską powinni kierować świadomi Polacy. Oni nie udają, że są kimś innym. Wspierają rozwój i obronę tego, co jest, było i ma być w przewidywalnej przyszłości – polskości. A jak już była mowa, świadomi Polacy żyją nie tylko w obecnej Polsce, nie tylko na terytorium dawnej, przedrozbiorowej Rzeczypospolitej, ale również w diasporze. A zatem co z Polonią?

Polonia naturalnie nie jest monolitem. I tutaj (nawet w USA!) możemy spotkać PRL-owców, polskojęzycznych post-Sowietów czy post-Polaków. Tacy mogą funkcjonować w obrębie Polonii, ale nie są naturalnie Polakami w sensie modelu kontynuacyjnego. Pamiętajmy jednak, że w praktyce wśród Polonii działają rozmaite czynniki dodatkowo komplikujące obraz polskości. Na przykład w takich miejscach jak Kazachstan post-sowietyzacja coraz częściej funkcjonuje obok polskości. Kluczem do uznania danej osoby za Polaka czy Polkę jest świadomość i samoidentyfikacja danej jednostki jako Polaka czy Polki.

Pamiętajmy też, że w pewnych miejscach ludzie mają często podwójną świadomość narodową – na przykład w USA są Polakami i Amerykanami. Często na ich wybory polityczne wpływają uwarunkowania lokalne. Znałem w Kalifornii wysokiego stopniem oficera Narodowych Sił Zbrojnych, który w kontekście Polski popierał wiernie i stale Stronnictwo Narodowe i jego rozwiązania społeczno-polityczne (mimo że w latach osiemdziesiątych w kraju nie istniało), ale w USA został socjal-liberałem i głosował na Demokratów. Zwalczał Republikanów, wyszydzał Ronalda Reagana, gdy ten był gubernatorem, a potem prezydentem USA. Mimo to w kontekście modelu kontynuacyjnego pozostawał Polakiem. Zresztą w podobnym sensie był też Amerykaninem. Nie podważał bowiem ani triady Cywilizacji Zachodniej, ani głównych składników łańcucha kontynuacji kulturowej w obrębie narodu.

Zatem stosując model kontynuacji polskości, ustaliliśmy kilka ważnych spraw. Po pierwsze – Polacy istnieją też na wychodźstwie, mimo że Polonia jest bardzo pluralistycznym zjawiskiem. I często Polonusi różnią się w pewnych szczegółach od Polaków w kraju. Ale nie w imponderabiliach. Wynika z tego, że Polakiem może być ktokolwiek, pod każdą szerokością geograficzną, kto się przyznaje do polskości w sensie kontynuacyjnym. A jeśli przyjmiemy, że Polacy powinni stanowić o sprawach polskich, włączamy w to również i Polonię.

REKLAMA